Jak
to zwykle bywa, przypadkiem trafiłam wczoraj na niezwykle interesujący artykuł
dotyczący tzw. „zdrowej ściemy”. Artykuł pochodzi z magazynu
społeczno-ekologicznego Organic (numer
5(8)2012), a znalazłam go na stronie internetowej organicmagazine.pl.
Postanowiłam
o nim wspomnieć ponieważ wiem, że wielu z Was prawdopodobnie na niego nie
trafi, a jeśli mogę choć odrobinę pomóc w rozpowszechnianiu istotnych
informacji, robię to chętnie i z przyjemnością. Link do całego artykułu zajdziecie
poniżej, ja jednak skupię się na jednej z
kwestii w nim poruszonych.
„Lubisie
Śniadanko” – według reklamy pożywne, zdrowe śniadanie, idealne dla dziecka. Pewne
każdy z Was widział tę reklamę, ale jeśli nie, wklejam:
Zacytuję
cały fragment dotyczący „Lubisiów Śniadanko”, pogrubiając co ciekawsze
fragmenty:
„Strona
internetowa produktu poszerza wiedzę na temat zdrowego śniadania według Lubisie
Śniadanko. Czytamy: „Żeby maluch zaczął smacznie i pożywnie dzień, podaj mu
Lubisia Śniadanko o jego ulubionym smaku z herbatką, a do tego mały jogurt
naturalny i obraną ze skórki, podzieloną na cząstki mandarynkę. Z owocu usuń
pestki, jeśli dziecko może samo sobie z nimi nie poradzić”. Wniosek pierwszy: ciasteczka są skierowane do małych dzieci. Warto przy okazji
zwrócić uwagę na położony nacisk na mandarynkę. Wydawać by się mogło, że grupa
docelowa, do której jest kierowany produkt, nie wie jak podać dziecku
mandarynkę. Opis produktu, i tu kolejny cytat: „LU Petitki Lubisie Śniadanko to
nowy i ciekawy pomysł na element śniadania i radosny poranek dla Twojego
dziecka. Te miękkie ciasteczka biszkoptowe w kształcie misia są wypiekane z
mąki pełnoziarnistej i wypełnione przepysznym nadzieniem z serkiem waniliowym.
LU Petitki Lubisie Śniadanko nie zawierają żadnych konserwantów ani sztucznych
barwników.” Wniosek drugi: ciasteczka są
dodatkiem do śniadania (tylko dlaczego reklamowa mama podaje dziecku tylko
Lubisia, bez owoców?) oraz są naturalne, w domyśle: zdrowe dla dzieci. Zobaczmy zatem skład produktu, z nadzieniem
morelowym (składu nie znajdziemy na stronie internetowej): zboża 29% (mąka
pszenna pełnoziarnista 15,5%, mąka pszenna 13,5%), syrop glukozowo-fruktozowy,
olej roślinny, jaja, cukier, stabilizator (glicerol), mleko w proszku:
odtłuszczone 2,2% i pełne 1,4% (ekwiwalent 34% mleka świeżego), emulgatory
(mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwasem mlekowym, estry
kwasów tłuszczowych i glikolu propylenowego), ser twarogowy w proszku 1,1%,
substancje spulchniające (difosforan disodowy, wodorowęglan sodu),
maltodekstryna, glukoza, przecier morelowy w proszku 0,6%, sól 0,23%, regulator
kwasowości (kwas mlekowy), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, aromaty.
Składniki odżywcze: w 100g: 6,1g białka, 56,5g węglowodanów, w tym 25,5g cukru,
14,5g tłuszczu, 2 g błonnika. W ciastku(45g): 2,7g białka, 25,5g węglowodanów,
w tym 11,5g cukru, 6,5g tłuszczu, 0,9g błonnika. Kaloryczność: w 100g: 375
kcal, a w ciastku(45g): 169 kcal.
W ciastku znajduje się 15,5% pełnoziarnistej mąki wobec 13,5% zwykłej, białej mąki. Ta
dwuprocentowa przewaga pełnoziarnistej mąki nad białą dała producentowi
argument o skierowaniu do konsumentów informacji o ciastku wypiekanym z pełnoziarnistej mąki. Na drugim miejscu, pod
względem ilości, znajduje się syrop
glukozowo-fruktozowy, z którym obecnie walczą świadomi konsumenci w Stanach
Zjednoczonych. Syrop ten jest otrzymywany z kukurydzy i zawiera wyłącznie
cukry proste, głównie glukozę i fruktozę. Jest on chętniej wykorzystywany w
produkcji ciastek czy słodzonych napoi niż biały cukier uzyskany z buraków,
gdyż nie ulega krystalizacji. Syrop
glukozowo-fruktozowy sprzyja tyciu i cukrzycy, gdyż zawarta w nim fruktoza jest
w całości przetwarzana w organizmie człowieka na trójglicerydy i nastawia ciało
na produkcję tkanki tłuszczowej, zwłaszcza gromadzącej się wokół narządów
wewnętrznych. Co więcej, potęguje apetyt na słodycze. Na dalszej pozycji w
składzie Lubisiów znajduje się „pyszny” serek, w praktyce 1,1% sera twarogowego w proszku oraz jego smak, przecier
morelowy w proszku 0,6%. W jednym ciastku znajdują się prawie trzy łyżeczki
cukru. Wniosek trzeci: to, że produkt nie zawiera konserwantów ani sztucznych
barwników, nie oznacza, że nie zawiera w składzie niezdrowych niespodzianek.
Wniosek czwarty: w reklamie został podany wybrany skład produktu, atrakcyjny
dla konsumenta."
Dlaczego
o tym piszę? Po pierwsze dlatego, że serce mi się kroi, gdy widzę dzieci karmione
przez rodziców produktami znanymi z reklam. Jogurty pomagające w rozwoju kości,
Nutella na śniadanie, słodzone soki, batony… Dobrze wiecie, że ludzie nie
zwykli czytać składu produktów, które wkładają do swoich koszyków. Rozglądam
się, gdy robię zakupy i widzę matki z dziećmi, które wrzucają do wózka
wszystko, jak leci. Dziecko płacze? Grymasi? W porządku, hop, do rączki wędruje
batonik. Ktoś powie, że pozbawianie dziecka tego, co widzi w reklamach, czyni go
gorszym od innych dzieci. Ktoś inny powie nawet, że to świadome znęcanie się
nad dzieckiem. Doprawdy? Lepiej więc dbać o zdrowie dziecka, czy o to, by ktoś
przypadkiem nie pomyślał, iż jesteśmy skąpi, lub że źle wychowujemy naszego
malucha? Piszę o tym także dlatego, że w maju sama
będę mamą (Aaaaaaaaaa! :DDD). Mam nadzieję, że
mój zdrowy rozsądek nie pozwoli mi na to, by złamać się pod wpływem płaczu i grymasów
dziecka. Nie po to w końcu walczę o zdrowe odżywianie moich najbliższych, by
robić wyjątek dla dziecka tylko dlatego, że jest dzieckiem i brak mu odporności
na treści płynące z reklam.
LINK DO ARTYKUŁU:
KLIK
A na dokładkę, do mojego "macierzyńskiego pitu pitu" :) - www.matulu-matulu.blogspot.com