Ostatni miesiąc był dla mnie dość nerwowy. Za bardzo rozbestwiłam się bowiem od czasu wyjazdu do rodziców i moja waga pokazała... dużo za dużo. Tak, tak, tak. Na chwilę zapomniałam o tym, że jednak najlepiej czuję się z wagą 69-72... I tak oto nadszedł dzień, w którym zmuszona byłam przyznać, że czas znów się z lekka ograniczyć, bo spodnie są ciaśniejsze, niż zwykle. Nie mogę powiedzieć, że nie pomógł mi w tym Waldek, bo pomógł, ale chyba nieświadomie. Jego późne powroty z pracy do domu sprawiły, że zamiast obiadu i kolacji zaczęłam przygotowywać obiadokolację. Tym oto sposobem (wciąż nie odmawiając sobie deserów, które jednak zamieniłam na owocowe sałatki, ogromne ilości arbuza, ewentualnie eee... bezy lub lody! Popcorn chwilowo poszedł w odstawkę, choć uważam, że nie ma nic lepszego od jedzenia popcornu przed telewizorem, nieważne co tam sobie twierdzi młoda premierówna) szybko straciłam 3 nadprogramowe kilogramy i odetchnęłam z ulgą (to jednak była dobra lekcja i ostrzeżenie przed nadmiernym dogadzaniem sobie).
Jednym z dań, które ugotowałam w ostatnim czasie, były wytęsknione przeze mnie knedle. Wbrew pozorom, jest to jedna z najmniej kalorycznych mączno-ziemniaczanych potraw! To jedynie 162 kcal / 100 g, a uwierzcie, że 4 sporej wielkości knedle skutecznie wypełniają żołądek (Waldek zjadł siedem i był najedzony jak bąk). Problem z knedlami jest taki (oprócz tego, że chce się zjeść ich więcej, niż jest się w stanie), że trzeba do nich użyć odpowiedniego rodzaju ziemniaków. Wciąż nie doszłam do tego, JAKI ma to być rodzaj, bo zapomniałam nazwy pierwszego gatunku, którego użyłam, a wczoraj robiłam z orlika i były kiepskie. Tak czy siak, przepis umieszczam, gdyż uprzednio zamrożone knedle mogą być świetnym obiadem na zimę i wspaniałym „grzeszkiem” na etapie odchudzania.
Składniki:
- 1 kg ziemniaków;
- 2 szklanki mąki pszenej;
- jajko;
- pół kilograma śliwek;
- odrobina cukru i cynamonu;
Ziemniaki obieramy i gotujemy. Pozostawiamy do wystudzenia. Rozgniatamy je praską (tylko błagam, DOKŁADNIE, bo mnie wczoraj zostały takie ziemniaczane grudy, wyglądające jak kozie bobki, albo co...), dodajemy jajko i mąkę. Dokładnie ugniatamy. Odrywamy kawałki ciasta (odkryłam, że dobrze jest mieć lekko zwilżone ręce, inaczej się klei jak jasny gwint), rozpłaszczamy na dłoni, wkładamy do środka połówkę śliwki i sklejamy. Gotujemy ok. 5 minut. Dobrze jest wsadzić knedle do wody jak najszybciej, gdyż PODOBNO ciasto knedlowe szybko się „rozpaćkuje”.
Odchodząc od tematów „dietowo-odchudzających” na chwil parę... Trudno jest mi się stale skupiać na kwestiach z tym związanych. Mnóstwo jest ciekawych rzeczy, o których chętnie bym napisała, jednak tematyka bloga skutecznie blokuje mnie w poruszaniu innych tematów i trochę mnie to smuci. Są dni, kiedy zupełnie nie chce mi się pisać (to chyba taki kryzys po długotrwałym pisaniu wciąż o tym samym) i znacznie łatwiej jest mi wówczas naskrobać jakąś recenzję na bloga książkowego. Życiowo zaś... jestem nieco w kropce. Dopiero w październiku idę na studia (mam nadzieję, że mnie przyjmą...), a trójmiejskie ogłoszenia o pracę (tę najfajniejszą!) faworyzują ostatnio wyłącznie studentów, stąd też moje gorączkowe poszukiwanie pracy nie-tylko-dla-studenta. Ktoś ma coś dla mnie? ;DDD
Informuję również (jak reklama, to reklama!), że zaczynam znów udzielać korepetycji z historii i języka polskiego (plus wszelkiego typu referaty, wypracowania, prace maturalne, pomoc przy lekcjach itp. itd.). Wiem, że z pisaniem u uczniów jest dużo problemów, tak samo jak z lekturami, więc w razie czego jestem do dyspozycji w następujących dzielnicach Gdańska: Brzeźno, Wrzeszcz, Zaspa, Przymorze, Żabianka. W pozostałych dzielnicach i w Sopocie za ciut większą opłatą ;)))
P.S. Uch, to ten pierwszy dzień września mnie nastroił melancholijnie... Oglądam od kilku dni Pretty Little Liars i znów chciałabym być licealistką...
MAKE LIFE HARDER... naprawdę polecam! :D
P.S. Uch, to ten pierwszy dzień września mnie nastroił melancholijnie... Oglądam od kilku dni Pretty Little Liars i znów chciałabym być licealistką...
MAKE LIFE HARDER... naprawdę polecam! :D
MAKE LIFE HARDER- boskie!
OdpowiedzUsuńA co do Pretty Little Liars to właśnie kupiłam dziś książkę i zabieram się do czytania.
OdpowiedzUsuńKupiłaś?! Aaaaaaa, też MUSZĘ przeczytać, ale najpierw chcę skończyć pierwszy sezon, bo mi jeszcze trzy odcinki zostały... *.*
OdpowiedzUsuńOMG! Cudnie opisałaś knedelki;D choć sama ich nie jadam (nie wiem dlaczego) mam ochotę wybrac się teraz do Ciebie i wprosić się na obiadokolację:P
OdpowiedzUsuńCo do knedli, to wszystko zależy też od MĄKI. jak jest zwykła, to się właśnie rozpaćkują. Z moich doświadczeń najlepsza jest ZAMOJSKA TORTOWA :) tylko ona się nadaje do lepienia pierogów, knedli itd. :) i się trzyma i nie rozpaćkuje :)
OdpowiedzUsuńAż z ciekawości poszukam w sklepie ;))))
OdpowiedzUsuńKnedlom (i knedli) nie odmawiam nigdy!
OdpowiedzUsuńMake life harder uwielbiam, chociaż wole sobie ułatwiać (mam nadzieję że nie cenzurują wpisów)
Wiesz może, co z wrześniowym Shapem (zazwyczaj był dostępny już pod koniec poprzedniego miesiąca a tu ciągle cisza)
Pozdrawiam:)
Limonko jak zamrażasz te knedle? :)
OdpowiedzUsuńNa mądrych blogach wyczytałam, iż należy je gotować 2-3 minuty, później wystudzić i tak mrozić. Wsadziłam je po prostu do płaskich, plastikowych pojemników, żeby się nie posklejały :))
OdpowiedzUsuń