Muszę przyznać, trochę ze wstydem, że należę do tych ludzi, którym podróż kojarzy się przede wszystkim z jedzeniem. I czytaniem, ale to nie blog o czytaniu, więc tę kwestię pominę. Nie różnię się chyba pod tym względem od całej reszty moich Rodaków, którzy w podróż, nawet najkrótszą, zwykli ładować do swych podręcznych torebek / torebeczek / reklamówek kilogramy jadła najróżniejszego, w ilościach, których raczej nie zjedliby spędzając tę samą ilość czasu w domu.
Mając w perspektywie wielogodzinną podróż na południe Polski i komponując z tej okazji moje całodniowe menu, postanowiłam przypomnieć sobie, cóż interesującego widziałam w PKP ostatnimi czasy...
A widziałam sporo. Suche, kruszące się pieczywo i mlaskanie dobywające się z ust rudowłosego Anglika na trasie Warszawa – Kraków. Nieśmiertelne kanapki ze śmierdzącym jajkiem na twardo (nie zrozumcie mnie źle – jajka na twardo są cudowne, niemniej w ośmioosobowym, gorącym przedziale ich zapach podobny jest do gazów wypuszczanych tylnią częścią ciała...), całą górę rozpuszczonych słodyczy i mojego faworyta – schabowego w bułce. W którejś z mych podróży do Gdańska lub z Gdańska, w przedziale, w którym miałam (wątpliwą) przyjemność być najmłodszą pasażerką, siedziało starsze małżeństwo. Pan z brzuszkiem i pani z brzuszkiem – para najwyraźniej głodna permanentnie, gdyż raz za razem coś jedli. Przeżuwając w spokoju swą rozciapcianą od mokrych warzyw kanapkę, kątem oka zerkałam na panią, która w sporej wielkości reklamówce ukryła najróżniejsze przysmaki, swoje i męża. Z zaciekawieniem obserwowałam jej ruchy, niecierpliwie wyczekując finału, ponieważ nie mogłam pozbyć się wrażenia, że najlepsze wciąż przede mną. Kobieta wydostała z reklamówki dwie przekrojone na pół bułki. Podała je swemu małżonkowi, po czym wyjęła plastikowy pojemnik średniej wielkości, PEŁEN kotletów SCHABOWYCH. Doliczyłam się pięciu, czy sześciu, a podejrzewam, że było ich więcej. Mężczyzna otworzył bułę, kobieta PAC! kotleta i sekundę później ciamkali w najlepsze. Zatkało mnie i gdyby nie warzywa w środku kanapki, miałabym pewnie spore kłopoty z przełknięciem mojej bułki.
Kotlety to jeden z kolejowych przebojów żywnościowych, a z pewnością każdy mógłby podobnych przykładów przytoczyć co najmniej kilka. Ale ja zmierzam do... wiadomo. Do tego, jak będąc na diecie (znów to paskudne słowo!) nie skazywać się na długotrwałą podróż na głoda, lub na jedzenie kalorycznych, czekoladowych batonów i wypijanie słodkich napojów, po których odczuwamy jeszcze większe pragnienie. Ja wyposażyłam się w litrową butelkę niegazowanej wody źródlanej i niewielką paczkę chipsów jabłkowych z cynamonem (63 kcal opakowanie). Przed chwilą byłam prawie pewna tego, że zrobię sobie jeszcze kanapkę (sałata, drobiowa wędlina, czerwona papryka, pomidor i rzodkiewki), ale postanowiłam, że o wiele lepiej będzie, gdy przygotuję sałatkę. Wyjeżdżam dość późno, tak więc bez najmniejszego problemu będę mogła zrobić na śniadanie większą porcję sałatki , a część z niej wsadzić do plastikowego pojemnika i zabrać ze sobą. Szybkie, proste i zdrowe. Zauważcie także, że podczas podróży zjadamy zwykle więcej, niż zjedlibyśmy w tym samym czasie będąc w domu. Rano możemy przecież wstać odrobinę wcześniej i zjeść porządne śniadanie, by w podróży nie odczuwać głodu już po przejechaniu trzydziestu kilometrów.
P.S. Odchudzającym się nie polecam wafli ryżowych, ponieważ śmierdzą niemiłosiernie, a jadąc w niewielkim przedziale w pociągu, zapach ten roznosi się błyskawicznie (przerabiałam...).
Podróżując na trasie Lublin-Kielce przez ok 3,5h drogi wiem że dawniej się niemiłosiernie objadałam. Potrafiłam kupić dużą chałkę i jakąś bułkę na słodko albo cebularz o średnicy 25cm i mini pizze i to zjadać. teraz jak patrzę,to mnie te ilości przerażają:P DLatego jak się wybieram w podróż to robię kanapkę z bułki grahamki albo biorę ze sobą duże jabłko i bananka i mi to zupełnie wystarczy:)
OdpowiedzUsuńi masz rację Limonka,że w podróży zjada się znacznie więcej, dlatego należy przed wyjazdem zjeść coś w domu, a potem polecam zaopatrzyć się w gumy do żucia:)
Kasia
Gdzie można kupić te chipsy jabłkowe z cynamonem o których wspomniałaś, mówiąc szczerze jeszcze takich nie spotkałam :)
OdpowiedzUsuńJa w podróży zawsze jestem okropnie głodna. Nie wiem z czego to wynika - dziś np jechałam samochodem jakieś 3h. Przezornie zjadłam rano ok 9:00 spore śniadanie ciesząc się jaka to ja jestem zapobiegliwa i jak to nie będę wpierdzielać. I już ok 10:20 byłam naprawdę GŁODNA. Nie to, że nudziło mi się i musiałam jeść czy coś, po prostu burczało mi w brzuchu. I to nie po raz pierwszy. A na zdrowy rozum powinno być odwrotnie - siedzę na dupie, nie ruszam się, nic nie spalam, więc powinnam jeść mniej... a przynajmniej nie być tak od razu głodną.. ehhh
OdpowiedzUsuńpełen chyba kotletów schabowych, a nie kobietów ;D
OdpowiedzUsuńDzięki, poprawiłam!
OdpowiedzUsuńCzipsy jabłkowe (paczka 20g, malutka, ale wystarczająca :P) są teraz w Biedronce, bo jest akcja "Zdrowe życie". Polecam spróbować, tak samo jak batoniki, o których wczoraj wspomniałam :)
Spędzę w pociągu jakieś 10 godzin, więc TROCHĘ, ale też nie uważam, bym musiała szykować sobie Bóg wie ile jedzenia. Jak jeździłam do Waldka, to zawsze miałam ze dwie kanapki i dwa zbożowe batony, a potem się dziwiłam, że nie jestem głodna, gdy już się znalazłam na miejscu... Teraz tego błęgu popełnić nie zamierzam, zwłaszcza że wymogłam na mamie obietnicę zrobienia dla mnie knedli ze śliwkami, a znając ją, to i pewnie ciasto upiecze. Nie chcę za parę dni wrócić do Gdańska grubsza o 2 kg, tym bardziej że ledwie się ich pozbyłam, a musiałam walczyć 1,5 tygodnia. Bleccchhh.
I pewnie Mama Cię kocha nadal taką miłością irracjonalną,bezgraniczną mimo ,że pewnie Twoje postanowienia związane z "ucieczką" z Kościoła nie są po Jej myśli-będą knedle, ciasto i tępa bezsilność-znam to z autopsji.Dużo dobrego.
OdpowiedzUsuńCzy miłość matki do dziecka jest irracjonalna? Łał...
OdpowiedzUsuńCzytając to myślałam: 'O kurde, ja też trafiam na te same 'aromaty' podróżując :D'. Ja do domu mam 5h drogi, ale zazwyczaj wyruszam po po południu, więc ewentualnie robię kanapkę lub biorę jakiś owoc ;)
OdpowiedzUsuńMówię o trudnych:)) przypadkach ,bo jeśli byłaby to miłość racjonalna to musiałby się opierać na rozumie,a niestety nie wszystkie poczynania dzieci można ogarnąć rozumem -wytrzymuje to tylko serce Matki-nie piszę tego z jadem :))tak mi się skojarzyło- tekst świetny -uwagi o jedzeniu b.trafne i schabowe-rewelacja.
OdpowiedzUsuńTrafiłam na wiersz ,no powiedzmy ,że nie o miłości Matki,ale fajny.Pozdrawiam.
Miłość irracjonalna
Uwolnij mnie od siebie
zedrzyj maskę niepewności
przed którą ukryłam serce
tak dawno ,ze już nie pamiętam
nie zrażaj się moim wariactwem
oddałam je na przechowanie
kochaj mnie bez słów
przeróbmy lekcję dorosłości
ze skrawkiem nieba i raju
bym wiedział jak zakwitnąć
Irracjonalnie to nie znaczy ,że żle,że nie tak jak trzeba -sama tak kocham swoje dzieci - mimo wszystko.Dla Nich ta miłość wiele znaczy.
w ostatniej linijce wiersz ma być :
OdpowiedzUsuń" bym wiedziała jak zakwitnąć" -sorry
A ja jako matka uważam, ze kocha się bezinteresownie swoje dziecko, za wszyto, za dobro i zło, a nie irracjonalnie. Kochać trzeba z rozumem, żeby wiedzieć na co można sobie pozwolić.
OdpowiedzUsuńW podróży zazwyczaj nie jadam, bo mnie mdli, za to pije pepsi lub cole ;-p mniam
Pozdrawiam cieplutko! /Eve/
Masakra, jakie miłe komentarze...
OdpowiedzUsuńKamila
do Eve - to co piszesz to jest teoria-zweryfikuje Ci to życie-nieraz naprawdę przykro jeśli się kocha dziecko to mądrze,a nie za zło.W blogu jednak nie to najważniejsze-ważne,żeby nie jeść jajek i kotletów.Blog jest limonki więc pisze co chce i niech tak zostanie.Też matka
OdpowiedzUsuń"Też matko", blog JEST o zdrowym jedzeniu i odchudzaniu. Gdybym chciała napisać blog o relacjach międzyludzkich, to bym go założyła :) Nie wiem skąd w ogóle wziął się ten temat, ale proszę uprzejmie o jego zakończenie :)))
OdpowiedzUsuńKamila, obraźliwe usuwam, zwłaszcza jeśli nie są konstruktywne ;))))
OmgOmgOmgOMG... nie zabraknie mi gazet do czytania po drodze? I książek? Wzięłam "Blondynkę na Czarnym Lądzie" (ale cieniutka jest...), cztery grube babskie gazety, ale chyba się jeszcze wyposażę w "Dziennik Bałtycki". Przeżywam jak mrówka okres, nie cierpię siedzieć w pociągu bezczynnie... O_o (ciekawe, czy w ogóle BĘDZIE GDZIE USIĄŚĆ :D)
OdpowiedzUsuńObyś miała, gdzie usiąść ;D Miłego pobytu w DG :)
OdpowiedzUsuńLimonko- nie wiem, czy czytałaś "Białą gorączkę" Jacka Hugo-Badera- idealna na podróż, w ogóle fajna książka.
OdpowiedzUsuńDziś zostałam "wyszarpana" w sklepie przez starą babę, bo kupowałam jajka z wolnego wybiegu- podczas gdy obok leżały tańsze(dodatkowo przecenione) klatkowe. Baba próbowała mnie pouczać i moralizować. Następnie walnęła się z rozmachu w łepetynę gestem wyrażającym rozpacz. Powiedzcie mi SKĄD się tacy biorą? Dodam jeszcze, że baba była obca, zupełnie mi nie znana i mieszkam w mieście powyżej 700 tys. Prawdopodobnie nie była to osoba nienormalna- tylko najzwyklejsza w świecie baba...
Komentarze o prywatnym życiu Limonki są dla mnie równie porąbane jak owa sytuacja.
Serdecznie dziękuję Autorce za inspirację i siłę- dzięki Tobie zdecydowałam się na dietę, zrzuciłam już piątkę i spojrzałam realnie na swoje obżarstwo niepohamowane.
Pozdrawiam mocno!!!!
MIA
Jestem w szoku, w cholernym (przepraszam!) szoku! Na Twojego bloga na Onecie trafiłam już jakiś czas temu, ale ostatnio znowu go odnalazłam i zaczęłam czytać. Dajesz motywację, dajesz nadzieję, że chcieć to móc. Po raz kolejny zaczynam walkę ze swoimi kilogramami. Do zrzucenia co najmniej 20 i mam nadzieję, że mi się uda. Będę musiała przekonać się do warzyw... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sandra
Dzięki za miłe słowa, Sandro. Trzymam kciuki, noi mam nadzieję, że będziesz u nas częstym gościem :)))
OdpowiedzUsuńMia, współczuję Ci głupiej sytuacji. Musiałaś się czuć parszywie, pewnie tak samo jak ja, kiedy parę lat temu od obcego faceta dostałam na ulicy cios w głowę, tak bez powodu :/ ludzie są dziwni i nic się na to nie poradzi.
No a tak nawiasem, to wstałam o piątej z minutami, ZUPEŁNIE nie mogłam spać, Dąbrowa jest dziwna i czuję się dość obco. Oczywiście wczoraj nie mogłam sobie odmówić kokosowego ciasta z kremem i kruchych pierożków z wiśniami (ZABIJCIE MNIE, ledwie straciłam 1,5 kg!! :D) omg.
Aga.. miałam to samo, powietrze w DG dusi !! I te przytłaczające blokowiska :/
OdpowiedzUsuńKurczę..wyobrażam sobie jak dziwnie musi być zmienić czyste, pachnące morzem powietrze na śmierdzące spalinami miasto.. Ja już się dusze w Krakowie, chciałabym gdzieś wyjechać.. Od kilku dni mam jakiegoś doła :-( poczucie beznadziejności..kurde!
OdpowiedzUsuńWracając do tematu postu, przypomniała mi się sytuacja, kiedy to moja młodsza o 2 lata kuzynka wybierała się ze mną nad zalew w Kryspinowie. Od Krakowa może 20min drogi, ale zdążyła wszamać wielką pakę czipsów i jakieś cukierki, a nad samą wodą ze 3 buły ze sznyclem.. zamiast korzystać z pięknej pogody, opalać się, kąpać, siedziała na kocu i żarła. Jak skończyły jej się zapasy to marudziła, żeby już wracać..To było kilka lat temu i może wtedy wydawało mi się to śmieszne, ale z perspektywy czasu uważam to za chore. Dla niektórych jak widać jedzenie to jedyny sens życia... :/
Madziu, też przez kilka dni miałam taki nastrój. Dlatego cieszę się, że już w piątek opuszczam Warszawę. Lubię to miasto, ale chyba nie na tyle, żeby tu mieszkać. Robię sobie odpoczynek na cały miesiąc i już nie mogę się doczekać..
OdpowiedzUsuńhttp://vod.onet.pl/wielbiciele-kraglosci-i-ich-wybranki,11122,film.html
OdpowiedzUsuńPolecam dziewczynki :D
Zapomniałam dodać, że to dokument dla ludzi o mocnych nerwach i nie wrażliwym żołądku.. Ja mniej więcej w 21 minucie się porzygałam, więc uważajcie - oglądacie na swoją odpowiedzialność :D
OdpowiedzUsuńKu*wa... (bo inaczej wyrazić się nie mogę) jeśli to nas nie zmobilizuje do odchudzania to ja już nie wiem ;)
Widziałam to parę lat temu na Discovery... Nie skomentuję, bo musiałabym zacząć kląć jak szewc...:/
OdpowiedzUsuńDobijcie mnie... 8h stania za ladą, później vacu..i jeszcze na dodatek jakiś diabeł mnie podkusił i kupiłam 20kg pomidorów na przecier...mam cały wieczór roboty :p ale jaka później satysfakcja, kiedy wieczorem leży się w łóżeczku :D i w ziemie ten smak świeżych, letnich pomidorów. Uwielbiam.
OdpowiedzUsuń