ŻARCIE. Inaczej tego nazwać nie umiem. Niezależnie od tego, ile razy zastanawiałam się nad tym, skąd bierze się problem nocnego wyżerania z lodówki czegokolwiek-co-wpadnie-w-ręce, nie doszłam jak dotąd do żadnych mądrych wniosków. A nocne żarcie to problem, który dotyka wielu.
Nigdy nie miałam problemu z jedzeniem w nocy. Nie, żeby było to szczególne osiągnięcie, zwłaszcza że w ciągu dnia zjadałam ilości, których wielu ludzi zwyczajnie nie zmieściłoby w swoich żołądkach. Ale wymykanie się po kryjomu, pod osłoną nocy, do kuchni? Na litość boską – nigdy! Nocą się śpi, nie żre i to mówiłam głośno nawet wtedy, gdy mój tyłek przelewał się z lewej strony, na prawą i z powrotem. A mówiłam to, bo jedzenie w nocy było przez dłuższy czas czymś, co istniało w najlepsze i kwitło tuż obok mnie. Choćbym usilnie się starała i próbowała wykrzesać z siebie odrobinę empatii, nie rozumiem i już. Bo niby jak? Co jest przyczyną tych zachowań? Za mało jedzenia w ciągu dnia powoduje, że nocą trzeba dobić baleron, jak mawiał mój ulubieniec? Czy może po prostu jedzenie w chwili, gdy wszyscy wokół śpią, pozwala na zaspokojenie swojego – bardziej psychicznego, niż fizycznego – głodu? Medycyna nazywa to syndromem nocnego jedzenia. Do typowych objawów należą:
• brak apetytu rano (tzw. poranna anoreksja), pomijanie pierwszego posiłku przez kilka godzin po przebudzeniu;
• 50% lub więcej dziennego pożywienia zjadane po godzinie 19;
• kłopoty z zaśnięciem, wybudzanie się ze snu;
• wstawanie w nocy, żeby jeść; porcje pożywienia są zdecydowanie mniejsze niż np. w napadach bulimicznych (około 300 kcal), ale wielokrotnie powtarzane w ciągu nocy;
• spożywanie głównie produktów węglowodanowych;
• doświadczanie w związku z jedzeniem poczucia winy i wstydu, a nie przyjemności;
• pogarszanie się nastroju z upływem dnia (uczucie zmęczenia, napięcia, niepokoju, rozstrojenia, poczucie winy);
• okołodobowe zmiany poziomu określonych substancji biochemicznych - wieczorny wzrost leptyny i kortyzolu, a spadek melatoniny;
• utrzymywanie się w/w objawów przez co najmniej 2 miesiące;
(źródło: KLIK)
Niezwykle trudno jest mi w ogóle pojąć, że komukolwiek może sprawić przyjemność opychanie się w nocy i kładzenie się do łóżka z nadmiernie obciążonym żołądkiem. Znam takich, którzy pod osłoną nocy pałaszują upieczone za dnia ciasta i ciasteczka. Oraz takich, którzy wolą na słono – kiełbasę i kotlety pozostałe z obiadu. Psychika, psychika... psychika? Ale czy KAŻDEGO, kto obżera się nocą, można uznać za cierpiącego na SNJ? Zajeżdża mi to trochę problemem z dysleksją - teraz każdego śmierdzącego lenia, który nie czyta książek i robi błędy ortograficzne, można nazwać dyslektykiem (taka moda...). Nie wiem, może zapomniałam już, jak to jest być otyłym i dlatego się wymądrzam (fakt, moje dawne nawyki wydają mi się tak szalenie żenujące i godne pożałowania, że samej siebie z tamtego okresu nie znoszę bardziej, niż czegokolwiek innego). Może nie próbowałam poznać uroków jedzenia w nocy i dlatego nie rozumiem? Należę do dziwnego grona ludzi, którzy nocne wstawanie łączą wyłącznie z odwiedzeniem ubikacji. Nie planuję przerzucać się z łazienki na kuchnię. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Ja na szczęście nigdy nie miałam tego problemu, miałam za to napady kompulsywne, niekoniecznie nocne i jestem w stanie wytłumaczyć sobie w jakiś sposób SJN - to po prostu kolejna forma uzależnienia, raz się zaczęło i ciężko to potem przerwać. Aczkolwiek skąd się to bierze nie mam pojęcia...
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc ja również nigdy nie jadłam w nocy, ale znam osobę która to robiła to notorycznie.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że sama walczyłam z głodem w późnych godzinach wieczornych (ale nie w nocy!), jednak poradziłam sobie z tym wstając wcześniej rano, żeby zjeść smaczne śniadanie i kładąc się szybciej spać :) A jeżeli po kolacji jestem jeszcze głodna to robię sobie herbatkę :)
Gohs, napady jedzenia to i ja miałam i właściwie aż do niedawna nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tylko nie wiem, czy było to chorobowe, skoro wraz z rozpoczęciem odchudzania odeszło w siną dal... Teraz jeśli zdarza mi się zjeść za dużo, to z czystego łakomstwa :)))
OdpowiedzUsuńJarka, dobrze, że Cię ominęło! Jeśli chodzi o wieczorne jedzenie, to ja uwielbiam wtedy owoce. Właściwie z tego względu, że jem obiad późno, omijam kolację, a ok. 20-21 zawsze się pojawiają jakieś pokrojone owoce w miseczkach. Idealne, tak na serial :P Na małego głoda jak zjesz jabłko, czy zwykły jogurt, to nic się nie stanie ;) no ale Ty to doskonale wiesz :P
Do nocnego jedzenia można sie przyzwyczaić. Serio, jeżeli masz pracę/uczelnię bardziej po południu, nie musisz wstawać rano i siedzisz do późna w nocy, to te kanapki o północy stają się czymś normalnym. A później kiedy twój rozkład dnia wraca do normy, dziwisz się kiedy o północy odczuwasz głód :) I to jest jedyna sytuacja (tj. notoryczne chodzenie spać ok 3/4) kiedy rozumiem nocne jedzenie. Ale żeby tak wstawać w nocy i iść do lodówki - niesamowite.
OdpowiedzUsuńCzytalam niedawno (a nastepnie przetestowalam na sobie i naprawde sie zgadza), ze ataki glodu spowodowane sa tym, ze w ciagu dnia jemy za malo posilkow. Nie chodzi tu o ilosc zjedzonych w ciagu dnia kalorii, a o ilosc dan. Naprawde bardzo pomaga, jesli dzien rozlozymy sobie na 5 malych posilkow, niz zjemy 2 czy 3 o podobnej wartosci kalorycznej.
OdpowiedzUsuńMam wiele kolezanek, ktore sa w miare szczuple, jednak mimo wszystko sie ciagle "odchudzaja" i rzeczywiscie wyglada to tak, ze w ciagu dnia jedza jakies 2 mini posilki, a wieczorem dostaja ataku glodu i wymiataja lodowke. I dziwia sie, ze ja chudne, kiedy jem wiecej od nich.
Ja wprawdzie nigdy nie pozwolilam sobie na jedzenie w nocy, choc bywalo, ze mialam ochote. Jednak pod wieczor czesto mialam straszna ochote na slodycze. Glownie czekolade. I "wyleczylam" to u siebie w ten sposob, ze zwiekszylam liczbe porcji i nie mowie tu o obzeraniu sie, tylko np. o zjedzeniu jablka 2 godziny po obiedzie, albo jogurtu po lekkiej kolacji.
@Anonimowy, był taki czas, kiedy Waldek jadł tylko jeden posiłek dziennie :) po prostu przychodził po południu do domu i zaczynał jeść. OLBRZYMIE ilości. Nie był głodny aż do następnego popołudnia i teraz mówi, że wówczas fizycznie czuł się najlepiej. Z tego wszystkiego do dziś zostało mu, że nie jada śniadań, chyba że w weekend :)
OdpowiedzUsuń@Groszka, coś w tym musi być, choć powiem Ci szczerze, że ja po obfitym śniadaniu nie mam ochoty na jedzenie czegokolwiek - czasami aż do wieczora, a i wtedy nie zawsze chce mi się opychać do nieprzytomności ;P
Ja wręcz lubie kłaść się spać z uczuciem lekkiego głodu - specjalnie nie przeszkadza mi to w zasypianiu, a mam wrażenie, że chudnę :D I nigdy nie miałam problemu z nocnym jedzeniem - owszem zdarzało mi się zjeść za dużo późnym wieczorem, ale nigdy, zebym miała wstawać w środku nocy i wymiatać wszystko z lodówki ;)
OdpowiedzUsuńPS. Wrócila mi motywacja i samozaparcie i znów waga leci w dół ;) Trzymajcie kciuki, żeby wreszcie mi się udało!
ojej, zazdroszczę braku problemów z jedzeniem w nocy. dla mnie kolację to ulubione posiłki wtedy odczuwam smak potraw, które rano by mi tak nie smakowały, nawet jeśli to jest tylko zwykła kanapka z serem ;) ale staram się to kontrolować ;]
OdpowiedzUsuńbtw. świetny blog :)
Ja rozumiem powrót po całym dniu i zjedzenie czegoś o 22..23, ale żeby pójść spać, przebudzić się w nocy i jeść? Nie... Mam problem z nadwagą, ale tego wyobrazić sobie nie mogę...:/ i całe szczęście, że mnie to nie dotyczy..
OdpowiedzUsuń