wtorek, 31 stycznia 2012

Dopóki spodnie są zbyt luźne...

                Gdy moja waga wskazywała sporo ponad sto kilogramów, największym problemem związanym z odzieżą był dla mnie zakup spodni (pomijam, że wciąż mam ten problem, bo ŻADNE spodnie nie leżą na mnie dobrze – zawsze są za małe, albo za duże, tu odstają, tam się wciskają w ciało itd., od dwóch lat nie znalazłam żadnych idealnie leżących). Szukanie ich w normalnych sieciówkach nie wchodziło w grę z prostego powodu – sieciówki zwykle nie produkują spodni w rozmiarze 52. Próbowałam więc inaczej. Biegałam po secondhandach, próbując znaleźć COKOLWIEK, co mogłoby wejść na mój olbrzymi, kwadratowy tyłek. Obojętny był mi fason, obojętny był mi kolor (byle ciemne!) – brałam to, co akurat znalazłam, wskutek czego wyglądałam tragicznie, często karykaturalnie, a już na pewno nigdy modnie. Gdy ma się pupę monstrualnych rozmiarów, grube uda i grube łydki, nie można wybrzydzać. Bierze się to, co jest. Wówczas ważne było dla mnie to, że W OGÓLE coś znalazłam. I o ile licealistka, czy studentka może coś wymyślić, to jako nieświadoma gimnazjalistka nie miałam pojęcia o żadnych innych opcjach i nosiłam spodnie męskie, w rozmiarze, który dla każdego normalnego mężczyzny jest zdecydowanie za duży. Wyglądałam fatalnie i wiele bym dała, żeby móc pokazać Wam zdjęcia z tamtego okresu.  

                Moja Mama mawiała wówczas, że kupuję spodnie z zapasem. Początkowo nie do końca wiedziałam, co ma na myśli, ale ona doskonale wiedziała, co dzieje się w mojej głowie. Bo kupowałam spodnie z luzem. Nigdy przylegające i leżące stosunkowo blisko ciała. Kupowałam takie, które miały w zapasie kilka centymetrów w pasie i w biodrach. Ten luz dawał mi możliwość dalszego tycia. Nie wiem już, czy było to świadome, czy nieświadome zachowanie, ale faktem jest, że nosząc odrobinę za duże spodnie, mogłam pozwolić sobie na tycie. Źle było, gdy spodnie zaczynały być ciasne. Gdy opinały mnie w udach i gdy ciało wylewało mi się znad paska. Ale dopóki były stosunkowo luźne, miałam poczucie bezpieczeństwa i włączał mi się w głowie komunikat – jednak nie jesteś AŻ TAK gruba.  

                Było to podejście zupełnie niezrozumiałe i przypuszczam, że w ten sposób po prostu sama siebie próbowałam okłamać, że JESZCZE jest w porządku. Dopóki wchodzę w TE konkretne spodnie, jest dobrze. Nieważne, że kilka innych par, w które się JUŻ nie mieściłam, leżało na dnie szafy. Jeżeli TE upatrzone przeze mnie (zwykle największe!) spodnie miały kilka centymetrów luzu, nie miałam się o co martwić. Z tego też względu, gdy korzystałam z usług krawcowej, zawsze prosiłam o to, by szyła spodnie ciut większe. Jej było wszystko jedno, mnie nie.

                A jak wyglądały Wasze perypetie z konkretną częścią garderoby? Mieliście podobne podejście? 


Wiadomości:

- Z radością ogłaszam, że Vivaldi obchodzi dziś urodziny!!! Przez pół dnia przygotowywałam wczoraj tort czekoladowy, który ma chyba osiem miliardów kalorii. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że po zimie wciąż mam do zrzucenia trzy kilogramy. Wydaje mi się, że czas położyć kres weekendowemu pieczeniu aż do Wielkanocy ;)))  Mieliśmy przedwczoraj dość długą dyskusję nt. kaloryczności alkoholu. W najbliższym czasie relacja, bo okazuje się, że może być ciekawie... ;)))
 

- Minęły już TRZY miesiące odkąd regularnie ćwiczę. NIE uznaję ŻADNYCH przerw. Jeśli wiem, że wrócę późno, ćwiczę rano. Jeśli rano nie mam czasu i do domu wracam późnym wieczorem, ćwiczę nawet wtedy i nie ma znaczenia, czy jest dwudziesta druga, czy druga nad ranem. Mam niesamowitą frajdę, gdy wyczuwam mocno wyćwiczone już mięśnie ud i pośladków. Poprawiły mi się nawet mięśnie brzucha. Jest jednak i rzecz niepokojąca. Nie zauważyłam poprawy jeśli chodzi o ilość zbędnej SKÓRY na brzuchu. Na nogach i na pośladkach owszem, jest lepiej, ale na brzuchu wciąż kiepsko. Czas na A6W, bo innego wyjścia nie widzę ;)   

53 komentarze:

  1. Limonko jak ja podziwiam Twoja silną wolę... Chociaż muszę przyznać, że i z moją ostatnio jest coraz lepiej, więc może wreszcie czegoś się nauczyłam :) Ja do spodni raczej nigdy nie miałam takiego podejścia, że wybierałam specjalnie większe, ale to nie zmienia faktu, że też nie mogę sobie dobrać odpowiednich.. Jakaś masakra :P

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystkiego dobrego dla Waldka z okazji urodzin! :)
    u mnie perypetie ze spodniami miały się inaczej, zawsze szukałam gdzieś na bazarze jeansów w pasującym na mnie rozmiarze, kolor ciemny obowiązkowo. Nie wyobrażałam sobie chodzenia na co dzień w innych niż jeansy spodniach...I zazwyczaj miałam 2,max 3 pary do momentu jak któraś z par się nie "schodziła"...Nie lubię tego okresu, jak sobie przypomnę jak się głupio czułam pytając sprzedawcę czy ma na mnie jakieś spodnie, wolałam się pod ziemię zapaść niż jakby ktoś z normalnych ludzi miał usłyszeć jaki rozmiar noszę ;/ I widzę u siebie takie głupie mimowolne zachowanie jak idę kupić nowe jeansy, że pytam sprzedawcę najpierw czy ma dla mnie jakieś spodnie i jak słyszę że tak proszę sobie wybrać z którego modelu to aż się dziwnie czuję..
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, też nie podawałaś sprzedawcy rozmiaru? Ja gdy szukałam np. czarnych eleganckich spodni na rynku, prosiłam o jakieś "na mnie", nigdy nie mówiłam "czy są spodnie w rozmiarze 52"? No obłęd :)

      Usuń
  3. Limonko, zdradzisz JAK ćwiczysz? Też muszę zrzucić trzy kilogramy, bo przez ostatni miesiąc podtyłam (skutki nie wychodzenia z domu i ton słodyczy ._.)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.youtube.com/watch?v=I5OSfLhPD2c&feature=player_embedded

    Te trzy ćwiczenia :)) W pierwszych dwóch, gdy zaczynasz ćwiczyć, nie da się zrobić wielu powtórzeń, bo po prostu boli tyłek i nogi, ale po pewnym czasie zrobienie pięciu serii po dwadzieścia powtórzeń to pikuś :) I naprawdę, ale to naprawdę dużo dają, a ich wykonanie nie zajmuje wiele czasu, można nawet w trakcie czytać książkę :D I skoro o tym czasie mowa, zawsze można wygospodarować w ciągu dnia chwilę na ćwiczenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ja zajmowałam się tymi 8 minute Buns, Abs itp... Trochę to podobne, będę robić na przemian :D

      Usuń
  5. tak, też miałam to że nie podawałam rozmiaru bo straszne liczby by padały, a nie chciałam żeby ktoś z przechodzących obok ludzi to usłyszał bo bym się głupio czuła. Obłęd obłędem, ale chyba wiele osób grubych tak ma :)
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, mnie aktualnie wstyd prosić o ciuchy w rozmiarze 42, choć wiem, że nigdy nie będę mieć mniej :P

      Usuń
    2. 42?! NIE WYGLĄDASZ O_O

      Usuń
    3. Czyli że wyglądam na więcej, czy na mniej? Wnioskuję, że na mniej, bo już ostatnio słyszałam podobne zaskoczenie :P
      No 42, 42, a co najlepsze, to na dupę i czasami 44 trzeba mierzyć, bo bywa, że 42 są robione dla kobiet, które nie maja bioder, tylko wyglądają jak ciosany kołek :P Najlepiej jest z rurkami, których NIE ZNOSZĘ. Większość z nich nawet na łydki wcisnąć nie mogę, tadaaaa!
      PS. Nyx, mistrzyni HTML, wczoraj się pół h męczyłam z zaznaczeniem "na kolorowo" cytatów na Cytrynie, siedziałam na forum, czytałam i w końcu mi się udało. To był naprawdę blond moment, ale dobrze, że przez Kreatywę Was znalazłam :D

      Usuń
    4. ciesze się, że się udało <3

      Kochana, wyglądasz na MNIEJ! A z tymi biodrami, to się zgadzam. Tyle że ja muszę mieć biodrówki, innych spodnie nie znoszę. No i mam w miarę szczupłe nogi, więc rurki być muszą - nie lubię, jak mi spodnie odchodzą od nóg i wiszą - od razu widzę, jak je optycznie pogrubiają, aż mi się słabo robi!

      A jeszcze co do rozmiarów - ja NADAL biorę z półek rozmiary L i XL i dopiero potem M. Dopiero od pół roku przemogłam się i przymierzyłam spodnie o rozmiarze M. I co? I są na mnie dobre, wreszcie mi z pupska nie spadają i pasek nie jest potrzebny! Ale nie, ja, jak IDIOTKA ciągle sięgałam po L...

      Usuń
  6. Ale weź pod uwagę, że jesteś wysoką osobą i jakbyś nosiła 36, to byś na niedożywioną wyglądała :D A tak to jest dobrze! Sama nosze 40/42 obecnie a mam 166cm wzrostu, a mam koleżankę co jest 10 cm wyższa też ma ten rozmiar, i na niej lepiej ciuchy leżą, bynajmniej w moim mniemaniu ;)
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale 36 jest łatwiej ubrać, niż 42 :P A już jak górę się nosi 38-40, a dół 42, czy nawet 44, jest już baaaaaaaardzo trudno :)))
      A 166 cm to przecież też nie maluszek :P

      Usuń
  7. Witaj Limonka! niestety zabiegany dzień nie pozwala mi na pójście na godzinę na siłownię, czy wypad na jogging(zdecydowanie nie w te mrozy), dlatego chciałam zapytać jakie ćwiczenia robisz? ile czasu? kiedyś coś wspomniałaś, że czytasz Shape, ja także jestem wieloletnią ich czytelniczką. To właśnie z tej gazety bierzesz treningi:)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Zabiegana Osobo :)
      Nie korzystam z gazetowych ćwiczeń, wolę na YouTubie pooglądać i zobaczyć, jak trzeba to zrobić dobrze. Ćwiczę od trzech miesięcy i kilku dni (zaczęłam tydzień przed urodzinami, więc łatwo mi liczyć :P) i w zasadzie tylko te ćwiczenia, które pokazane są trochę wyżej w linku podesłanym do Nyx: http://www.youtube.com/watch?v=I5OSfLhPD2c&feature=player_embedded

      Jeśli czuję, że potrzeba mi więcej ruchu, to oprócz tych ćwiczeń korzystam z "patyka i gumy" do ćwiczeń (nie wiem, jak to się nazywa :P), albo przez kilka minut biegam w miejscu, unosząc wysoko kolana w górę, lub po prostu "trzęsę" tłuszczykiem przeskakując z jednej nogi na drugą. Trudno jest mi to opisać bardziej fachowo, ale po prostu robię cokolwiek, by w ogóle się ruszyć. Te ćwiczenia z filmiku są o tyle dobre, że modelują te "strategiczne" miejsca dla mojej sylwetki, czyli pupę i dość masywne uda. Pupa się podnosi, a to już naprawdę duża rzecz, jeśli ma się płaski, naleśnikowaty tyłek :P

      Usuń
    2. dzięki wielkie za odpowiedź:)Przy okazji chciałam pogratulować i podziękować za Twój blog, a w szczególności za jego poziom (dość dziwny dobór słów;) Mam na myśli, że dajesz dużo inspiracji i motywacji, a także fachowej wiedzy.(dałaś wspólnie z wdm1 mi przysłowiowego kopa w tyłek, by nie tłumaczyc się, że nie mogę schudnąć, tylko brać odpowiedzialność za swoje wybory i podjąć walke wreszcie)Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego:) Kasia

      Usuń
    3. Do fachowej wiedzy to jednak sporo brakuje, ale staram się czytać ile wlezie i wyciągać wnioski, nic więcej zrobić się nie da :))))

      Usuń
  8. Hejka!
    U mnie ze spodniami, to masakra wychodzi! Ciężko mi dobrać jakiekolwiek spodnie, gdyż cały czas mam ponad 30 cm różnicy miedzy talią, a biodrami. Tak było zawsze, od kiedy pamiętam. Kiedyś to było 60-95 cm, teraz 78-110. Jeżeli coś ładnie przylega w talii, to nie ma szans, żeby dupa się w to wbiła. Jeżeli dupa wejdzie, to talia odstaje, bagatela przynajmniej 10 cm. Kupiłam ostatnio świetne dżiny na lumpach, ale dieta działa i zaczynają trochę wisieć więc pewno znów będę musiała zacząć czegoś szukać.Do tego mam mega udzicha, które nie prezentują się dobrze w opiętych, cienkich tkaninach. Ogólnie wolę spódnice, ale na nie trochę mało ciepło ostatnio ;-). No i nie lubię w nich prowadzić, a samochód, to dla mnie jedyny transport do pracy.
    Co do ćwiczeń, to też staram się być systematyczna,ale nie jestem w stanie ćwiczyć codziennie. W dni,które pracuję, nie ma mnie w domu od 5.40-20.40. Za to ćwiczę przynajmniej 3x w tygodniu, przynajmniej godzinę. Najpierw 10 minut rozgrzewki- rozruszanie po kolei wszystkich stawów (nadgarstki, łokcie, ramiona-barki, szyja, skłony na talie, krążenie biodrami,itp) następnie 20-30 minut stepper, potem ćwiczenia siłowe:nogi, brzuszki, pośladki, plecy, ramiona, potem znowu 10 minut stepper, stretching i relaksacja. Rehabilitantka ode mnie z pracy tak mi poradziła. Do Weidera się nie przymierzam (po pracy padam jak kawka).
    Do tego przynajmniej raz w tyg z dzieckiem na basenie szaleję.
    Właśnie miałam zaproponować temat:alkohol a dieta... W myślach chyba czytasz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pigułka! Mamy prawie takie same wymiary w talii i biodrach :)))) Toż to idealna niemal proporcja :P No bo przecież dziewczyny "idealne" mają w talii 60, w biodrach 90, my zaś więcej, ale to wciąż ta sama proporcja, 30 cm różnicy ;D
      Napisałabym więcej, np. o ćwiczeniach, ale świętujemy Waldka urodziny, zjadłam własnoręcznie zrobioną pizzę (pierwszy raz w życiu zrobiłam!), dwa kawałki czekoladowego tortu i już chce mi się spać, więc napiszę coś więcej jutro :PPP

      Usuń
    2. wow! jak ja wam dziewczyny zazdroszczę tego wcięcia w talii. Ja niezależnie czy jest mnie trochę więcej czy mniej ;) to różnica nigdy nie jest większa niż 18 cm.....a czasami mam wrażenie ze w talii mam więcej niż w biodrach, bo tyć zaczynam właśnie od brzucha a dopiero później mi się rozchodzi :)

      Usuń
    3. A próbowałaś robić skręty talii? Takie że nie ruszasz biodrami, tylko samą talię skręcasz w lewo i w prawo? Fajne ćwiczenie, też podobno dużo daje :)

      Usuń
  9. HIHI!
    Jeszcze tylko na górze ideału nie ma, bo powinno być w przybliżeniu tyle, co w biodrach. Cóż, nie można mieć wszystkiego ;-p! Tyłek mam za to okrągły, prawie jak Kardashianka. Tylko myślałam, że ona taka klepsydrowata i na górze lepiej obdarzona. Ale doczytałam, że cycki sobie zrobiła, bo swoje też miała niewielkie.
    Ja w pracy mam Asię, megamądrą dziewczynę, która skończyła AWF na 2 kierunkach : kultura fizyczna i rehabilitacja. Ona właśnie podpowiada mi jak prawidłowo wykonywać ćwiczenia, aby był najlepszy efekt. Po pierwsze rozgrzewka, po drugie ćwiczenia aerobowe, aby dotlenić tkanki (u mnie stepper, ale może być bieganie, skakanka itp) .Potem dopiero trening obciążeniowy, na poszczególne partie mięśni. Dopiero po 20 minutach wysiłku uruchamiane są do spalania zapasy tłuszczu, bo przez pierwsze minuty uwalniany jest glikogen z wątroby . Po każdej serii ćwiczeń obciążeniowych ważne jest rozciągnięcie ćwiczonej partii mięśni. Jeżeli ćwiczymy mięśnie brzucha, to robimy "kołyskę" (leżąc na brzuchu, łapiemy dłońmi kostki i bujamy się), przy pośladkach robimy na stojąco skłon (nogi złączone, otwarte dłonie kładziemy na podłodze, głową staramy się dotknąć kolan)itp. To powoduje, że mięśnie nie "puchną" jak u kulturystów, tylko przybierają ładny "kobiecy" kształt.
    Na ujędrnienie skóry na brzuchu polecam albo guam (można zrobić w domu, zamawiając błotko np. z allegro, bo w gabinetach jest niemożliwie drogo), ale to i tak dosyć duży wydatek. Można też zrobić tańszy zabieg domowy. Peeling kawowy (szklanka fusów z kawy+ łyżeczka cynamonu+ trochę żelu pod prysznic+ trochę wody= papkowata konsystencja) wcieramy pod prysznicem w skórę kolistymi ruchami od stóp do szyi. Potem spłukujemy dokładnie na przemian mocno ciepłą i chłodną woda. Wycieramy ciało energicznie szorstkim ręcznikiem i wcieramy w uda, pośladki i brzuch rozgrzewający balsam, polecam http://www.hean.pl/product.php?id_product=511&id_category=52&
    a następnie zawijamy folią spożywczą, owijamy się ciepłym kocem, kołdrą i kładziemy do wyrka z ulubiona książką na co najmniej godzinę. Po tym czasie zmywamy wszystko i stosujemy jeszcze raz balsam (ten sam lub inny wg upodobań-ja stosuję inny, bo nie cierpię jak tak ciągle grzeje. Ważne, żeby nie zawijać łydek, bo to szkodzi na żyły i mogą powstać pajączki. Taki zabieg robiony 2 x tyg fajnie ujędrnia i odwadnia skórę, tak, że robi się sprężysta.
    NAJLEPSZE ŻYCZENIA URODZINOWE DLA TWOJEGO MĘŻCZYZNY! Ciekawe, czy dotrzymał postanowienia i rzucił palenie? Ja już 3 miechy bez papierosa!
    Całuski!

    OdpowiedzUsuń
  10. O widzisz, a ja zawsze byłam typem człowieka, który bardziej skłonny jest wziąć spodnie rozmiar mniejsze z przeświadczeniem, że do nich schudnie. Na szczęście później skończyłam 17 lat, popatrzyłam w lustro i doszłam do wniosku, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Teraz krew mnie zalewa, jak widzę grube dziewczyny, które na siłę pakują się w ubrania o trzy rozmiary za małe. Nie rozumiem tej idei. Że jak zmieszczę się w mniejsze, to znaczy, że jestem szczuplejsza? W konsekwencji okazję mamy podziwiać niechcący wymykające się spod kontroli blade boki, trzęsące się brzuchy i rowy mariańskie.
    W sumie kiedyś miałam problem z przyznaniem się do mojego rozmiaru, ale jakoś nabrałam dystansu i jak wchodzę do sklepu, to bez owijania w bawełnę mówię, jaki potrzebuję. I żaden wstyd, jak wyglądam, każdy widzi. I przecież nic nie poradzę na to, że noszę 44 a nie osławione 36 (no dobra, mogę schudnąć, ale nie do 36, bo nigdy nie będę 36, nie mam predyspozycji). Wydaje mi się, że takie wstydzenie się rozmiaru to trochę jak wymyślanie eufemizmów na nadwagę. Jak ktoś jest gruby, to jest gruby, nie puszysty. Jak ktoś nosi 44 czy 50, to nosi 44 czy 50, nie "duży rozmiar".
    A tak odbiegając, faktycznie, też mam problem ze znalezieniem ubrań, które będą dobre i w pasie i w biodrach. Mam wrażenie, że wszystko, łącznie z sukienkami ołówkowymi, które z zasady szyte są na klepsydry, mają taką samą szerokość w talii i w biodrach. A już w ogóle zrozumieć nie mogę, czemu uznano, że jak kobieta jest mała i szczupła, to biustu raczej nie ma, a jak jest gruba, to ma wymiona do pasa. Ni cholery nie mogę znaleźć marynarki, w której normalnie się zapnę i w którą nie musiałabym pakować pięciu par skarpet w biuście i przy okazji nie ciągnąć rękawami po ziemi. W konsekwencji noszę marynarki 40 i mogę zapomnieć o zapięciu się w nich czy o wykonywaniu gwałtowniejszych ruchów.
    A przy okazji, miałam ostatnio okazję wysłuchać w Rossmanie monologu pewnego pana po zobaczeniu jakiegoś kalendarza z paniami o wymiarach 70-60-70. Otóż pan się załamał nad tym co moda uczyniła z kobietami i stwierdził, że już chyba wolałby żyć w czasach Rubensa. I że to wszystko przez tych zakichanych projektantów. Że oni tacy uczuciowi, ciepli, wrażliwi, więc kobiety do nich lgną, słuchają, a później wydaje im się, że MUSZĄ być chude. Następnie zakrzyknął "zemsta pedałów" i opuścił sklep :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahaaaaaaaaaaaaaaaa leżę i wyję :D Cóż za uroczy starszy pan! <3

      Co do marynarek, to u mnie jest tak, że jeśli na biodrach dobrze leży, to właśnie cycki musiałabym powypychać balonami wypełnionymi wodą. Słoooooodko :D

      A dziewczyny w ciuchach mniejszych niż trzeba są też dobre :D Z tego względu nie noszę moich czerwonych spodni, bo jeszcze przez kilka tygodni NIE BĘDĘ w nich wyglądać DOBRZE, więc nie ma się co wciskać na siłę :P

      Usuń
    2. Ja mam wlasnie odwrotne doswiadczenia. Za kazdym razem kiedy mierze jakas koszule czy marynarke wszystko lezy super poza tym, ze "rozchodzi sie" wlasnie w biuscie.
      Niestety wiekszosc tanich sieciowek produkuje ciuchy dla kobiet bez biustu (H&M, Orsay i inne takie) i jak przyjdzie co do czego, to tylko ze wzgledu na biust musze kupowac ciuchy o 2 rozmiary wieksze (108-80-110). Co za tym idzie, nie przylegaja one fajnie do ciala i nie ma szans na podkreslenie wciecia w pasie itd. Niestety taka jest ofiara za posiadanie tanich ciuchow produkowanych w Chinach.

      Szczerze mowiac, to nie wiem na jakiej zasadzie wszystkie te amerykanskie gwiazdy z powiekszanymi cycami kupuja sobie ubrania, bo u nas na wiekszy biust doslownie nie ma miejsca!
      Wydaje mi sie, ze najlepiej byloby, gdyby sklepy podzielily kolekcje na duze i male biusty tak jak jest to juz w angielkiej strefie zrobione ze wzrostem (petite).

      Usuń
    3. Groszka, łączę się z Tobą w bólu, strasznie ciężko znaleźć mi bluzkę, która nie opinałaby się na maksa na biuście, nie zmieniając się jednocześnie w bezkształtny worek. Ale z drugiej strony cieszę się, że mam duży, kobiecy biust i zazdroszczę babeczkom, które mają większe uda - wtedy to byłby super komplet :)

      No i pozdrawiam wszystkich też trochę wstydzących się rozmiaru... Na studiach poszłam kiedyś do sieciówki, nie pamiętam już jakiej, i poprosiłam o dżinsy w swoim rozmiarze. Na co przemiła ekspedientka woła na cały sklep: "TAAAKICH dużych rozmiarów to my nie mamy!" Bezczelna małpa :) Teraz mogę się z tego śmiać, ale faktycznie przez dłuższy czas wstydziłam się prosić o swój rozmiar.

      Usuń
  11. Ja spodnie zawsze jakieś na siebie znajdę, bo nie mam takich różnic biodra/talia.. ale moim problemem jest wycieranie się spodni od wewnętrznej strony :/ nienawidzę tego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a o tym to bym mogła książki pisać :D

      Usuń
    2. Problem z przetarciami po wewnętrznej stronie spodni mnie też dotyczył, teraz też choć w mniejszym stopniu.
      Btw, nie mam w swoim otoczeniu otyłej osoby z którą mogłabym wymienić doświadczenia i przeżycia, a tu mam taką możliwość :) I dzięki temu widzę, że moje przypadłości z tamtego okresu nie były dziwne i dotyczyły tylko mnie, a większej liczby otyłych.
      Kasia

      Usuń
    3. I właśnie to jest w blogu fajne. Pisać zawsze jest łatwiej, niż mówić, tym bardziej, że czytają to osoby które znają to wszystko z autopsji :)

      Usuń
    4. Ja w sumie nigdy nie mialam nadwagi, ale sponie i tak mi sie zawsze przecieraly od wewnetrznej strony, bo mam biodra waskie :-(

      Usuń
  12. Nie znoszę kupować spodni, bo to przez uda nie przechodzą, albo za obcisłe i znienawidzone boczki się wylewają, albo są za wielkie i wygląda jakbym miała założoną pieluchę. Została mi jedna para dżinsów i jakoś nie mogę wybrać się do sklepu. Całe szczęście, że są jeszcze rajstopy i legginsy ;) A jak ważyłam 30kg więcej, to zakup spodni w ogóle przyprawiał mnie o zawał serca, a potem depresja murowana, bo na ten wielki tyłek nic nie pasuje.

    A co do ćwiczeń, dawno temu robiłam a6w, wytrzymałam może z 14 dni i dałam spokój. Fajne są te 8minutowe ćwiczenia, ale ja jestem za leniwa by robić je systematycznie. I mam ten sam problem co do tej skóry na brzuchu. Kiedyś się bawiłam i kręciłam hula hopem i było nieco lepiej (albo było to tylko moje pobożne życzenia i dużo autosugestii). Ale mnie to martwi, bo wygląda jakbym była po dwóch ciążach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz co? A ja już powoli zaczynam mieć to w czterech literach :D
      I powiem Ci dlaczego - ANO DLATEGO, że i tak nic się z tym nie zrobi. Jeśli zostaje brzucha dużo (a mnie zostało, zwłaszcza jak usiądę albo się pochylę, a pewnie gdybym podczas odchudzania ćwiczyła, to może by lepiej było), to dopóki nie będziesz mieć ładnych kilkudziesięciu tysięcy na koncie i nie będzie Cię stać na plastykę, to nic z nim sama nie zrobisz. I w sumie możemy się oszukiwać, że ćwiczenia coś zmienią, że balsamy i inne pierdoły pomogą, ale problemu do końca NIE zlikwidują. Ja bym się na operację plastyczną NIE zdecydowała, nawet gdybym mogła się podcierać forsą, bo operacje są ryzykowne, trzeba się potem miesiącami bawić w OWIJANIE ciała jakimiś tam gorsetami i innym tego typu badziewiem, a mnie się to kojarzy ze skrajną próżnością, niestety. Wiem jak wygląda moje ciało i dopóki mogę nad nim pracować, będę pracować, ale pokroić się nie dam, a na świeceniu golizną poza własnym łóżkiem mi specjalnie nie zależy. Tak ostatnio dochodzę do wniosku, że ani nie podnieca mnie opalenizna, więc nie muszę smażyć się na plaży, ani nie podnieca mnie kręcenie tyłkiem w sringach przed obcymi facetami (na wspomnianej plaży), a jak się wzbogacę i będzie stać mnie na wakacje w Meksyku, to na pewno nie traciłabym czasu na leżenie plackiem na piasku, bo nie po to się jeździ na drugi koniec globu :D

      Usuń
    2. Toteż właśnie!
      Operacje są dla ludzi chorych, a nie próżnych! Podczas takiej, np. plastyki brzucha, usuwa się płat mięśniowo- skórny TRAM, a pozostałą skórę naciąga i zszywa nad spojeniem łonowym. To rozległy zabieg i potem bardzo boli, mimo podawanych ciągle środków p/bólowych. Byłam przy podobnej operacji, uwierzcie wygląda okropnie-jak patroszenie! Tylko zabieg, przy którym byłam, odbył się z powodu choroby. Poza tym każda operacja, to zagrożenie życia: każda narkoza wiąże się z okresowym niedotlenieniem mózgu, podawane leki obciążają serce i nerki. W każdej chwili może dojść do zatoru. Zobaczcie jak skończyła ta młoda Szwedka, która w Gdańsku chciała powiększyć sobie piersi. Niby młoda i zdrowa dziewczyna, a zmieniła się w roślinkę. Pomyślcie o tych wszystkich kobietach, które mają wszczepione, wadliwe implanty piersi. I wszystko po to, aby leczyć swoje kompleksy!
      Może taniej i zdrowiej leczyć je u psychoterapeuty?!
      Ja się mocno zaniedbałam, a mimo to kompleksów nie mam. Pracuję nad sobą, aby być zdrowsza i sprawniejsza, niekoniecznie aby dążyć do jakiejś idealnej sylwetki. Nie jestem ślepa i widzę niedostatki tu i ówdzie, ale nie żywię do nich nienawiści, nie wstydzę się ich. Nie chowam się w domu, czy w bezkształtnych ciuchach. Nawet na plażę idę spokojnie, oczywiście wybieram kostium odpowiedni do figury, a nie bikini z samych sznurków. Komu nie podobają się moje fałdy, niech nie patrzy-nie jestem eksponatem w muzeum!
      Mam takie podejście, ponieważ pracuję z ludźmi chorymi na nowotwory, którzy muszą zgodzić się czasem na duże okaleczenie, aby przeżyć.A jednym z moich zadań, jest nauczenie ich życia z tym kalectwem. Czy byłabym wiarogodna podczas rozmowy z pacjentką po amputacji piersi, ręki,nogi, oka itp, gdybym przejmowała się pryszczem na nosie, czy fałdką na biodrach?! Ważne jest,aby być zdrowym. Oczywiście otyłość jest chorobą i trzeba ja leczyć.

      Usuń
    3. Nie no, ja się na żadne operacje nie pisze. Sama się doprowadziłam do takego stanu, to teraz sama będę z tym walczyć, nawet jeśli efekt będzie minimalny. Tak to jest, jak się chudnie, a o ćwiczeniach nie myśli.
      A swoją drogą nie lubię się opalać, to znaczy mnie to strasznie nudzi, trzy minuty leżenia na słońcu i mam dosyć :)

      Usuń
  13. Jesli juz jestesmy w temacie ubran, to ja mam jeszcze jeden problem. Mianowicie mam tak masywne uda, ze kiedy w lecie chodze w spodnicy, to wewnetrzne strony ud ocieraja o siebie, powstaja otarcia i strasznie to boli. Czasem smaruje sobie wnetrze ud czyms tlustym, zeby tak nie obcieralo, ale mimo wszystko strasznie wstydze sie tego problemu. Najgorsze, ze dotyczyl on mnie nadal kiedy nosilam na dole rozmiar 42 (teraz mam 44, wiec jesli nie schudne do lata, to bedzie masakra!!!).

    Znacie moze jakies sposoby, cwiczenia albo przepisy na ten problem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, też miewam ten problem latem. Teraz mniej niż kiedyś, ale się zdarza. Nie pocieszę Cię, bo jeśli chodzi o ćwiczenia, to tę część ud jest STRASZLIWIE ciężko doprowadzić do porządku. Tutaj jest kilka ćwiczeń:

      http://wdziek.info/cwiczenia_na_wewnetrzna_strone_ud.html

      http://www.schudnijmy.pl/cwiczenia/ProgramyCwiczen/zestawcwiczennawewnetrznastroneu

      Usuń
    2. Trochę pomaga dobry antyperspirant (kulka lub sztyft) w miejscach, gdzie uda się stykają.

      Usuń
    3. Ja się wtrącę:))) są takie majtkohalki albo halkomajtki. REWELACJA:)JA UŻYWAM!
      Magda

      Usuń
  14. Ja zasypywałam talkiem, ale musiałabym go wciąż sypać. Mam niestety ten sam problem (raz doprowadziłam się do ran na udach), a chciałabym w lecie nosić sukienki - wciąż paraduję w spodniach. Pod spodnie typu alladyny, z bardzo niskim krokiem, wkładałam krótkie legginsy, ale przy upałach to się w ogóle nie sprawdza. Szkoda. Koleżanka twierdzi, że to jest kwestia stawiania nóg (ona, przy masywnych udach, chodzi tak jakby szerzej, ja bardzo wąsko), ale nie wiem, czy ma rację. Chyba jednak nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to coś daje, ale jeśli się ma naprawdę potężne uda, pomoże chyba niewiele. Tłusty krem faktycznie może pomóc, a ciekawe jak z tym, co mówi Pigułka, że pomaga np. antyperspirant w sztyfcie.

      Usuń
  15. Ależ te wszystkie problemy znajome. Począwszy od wymiarów z 30 cm różnicy, skończywszy na udach itd.
    Ja jakieś 3-4 lata temu ważyłam ok. 65 kg. Niestety miesiące siedzącej pracy i dogadzania sobie powoli i niepostrzeżenie dołożyły 11 kg. Ale skoro te kilka lat temu też z takiej wagi zaczynałam i dałam radę, dam i teraz. To już 4 tydzień leci, a waga pokazuje niecałe 73 kg. Działam powoli, bo tylko tak znowu uda mi się mój efekt utrzymać.
    Co do spodni - to właśnie ukochane jeansy zapaliły czerwoną lampkę, że czas skończyć to tycie. Bo nie jest dobrze, jak z luźnych kiedyś spodni wyłażą megaboczki, a uda ledwo się mieszczą. Niestety, ale figura gruszki to własnie ja :) w tej chwili spodnie o rozmiarze 40-42 to standard, choć powoli czuję luzy, czyli idzie ku lepszemu :)

    U mnie z ruchem mniej systematycznie - 1-2 razy w tygodniu odwiedzam fitness club. Dzisiaj mi dali popalić na power pilatesie :)

    Bloga odkryłam niedawno i tak sobie podczytuję powoli. Wiedzę na temat żywienia itp itd mam sporą, w końcu to lata walki tłuszczykiem, ale i tak czyta się fajnie. Można podchwycić ciekawe przepisy no i przede wszystkim się zmotywować :)

    Pozdrawiam.
    Aktyde

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam Limonko.

    Ja własnie jestem w trakcie odchudzania. Zaczęłam na początku grudnia. Ważyłam 82 kilo. Waga na teraz 72,5 kilo. Ale stoi od 2 tygodni i ani drgnie w dół...
    Nie jem więcej...
    Jak myślisz, co zrobić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zmniejszać ilości jedzenia. Jedz tyle, ile jesz. Spróbuj się trochę więcej ruszać, w końcu waga znów zacznie spadać :)

      Usuń
  17. A ja mam tyłek w innym rozmiarze niż nogi (serio), limonko, co począć? : (
    Dawno już postanowiłam wykonywać regularnie (hue, hue...) jakieś ćwiczenia na nogi (jest sposób na schudnięcie z kolan?!), tyłek i brzuch, ale jakoś nie mam siły. Ani motywacji tym bardziej, bo te spodnie, co się w nie chciałam wcisnąć, dawno już zniknęły ze sklepowej półki.

    OdpowiedzUsuń
  18. A da się schudnąć z kolan? Znaczy - da się, bo ja w końcu swoje widzę, w sensie że je mam, a nigdy nie miałam, tylko buły takie wielkie.
    I nie wiem, MAKIWARO (mój Boże - to TO?) cóż Ci rzec, bo nigdy nie wiem, kiedy się nabijasz, a kiedy jesteś poważna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem całkowicie poważna (tym razem przynajmniej), kolana mam zupełnie niewymiarowe w stosunku do reszty.
      Idę ćwiczyć, ot co!

      Usuń
    2. Idź, idź. Ja właśnie skończyłam. Dostałam przedwczoraj hantle 1,25 kg, to zaczęłam się pozbywać budyniu na ramionach. Chwała hantlom (omg, nie mogę się oderwać od "Białego oleandra")!!!!!!!!

      Usuń
  19. aaaa dopiero zauważyłam, że blog wrócił do życia! super! Akurat wtedy, gdy dopiero co zaczęłam zmiany żywieniowe i ćwiczenie silnej woli - to musi być znak :>
    pozdrawiam Cie Limonko i wszystkie dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
  20. No Joanno, a ja tu już działam i działam! :D
    Powodzenia w zmianach :)))

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja mam problem ze spodniami okrutny... o ile jakieś w udach są idealne, w pasie są zawsze za ciasne...mam w domu takich spodni chyba ze 20 par i czekam na dzień, w którym wielki brzuch przestanie być moim utrapieniem :( Póki co pozostają mi tuniki i legginsy, które w pasie zawsze się dopasują i nie wylewa mi się brzuchol..ale tęsknie już za moimi dżinsami :((

    OdpowiedzUsuń
  22. A ja mam z kolei problem z wysokimi butami. Nie wiem kto wymyślił, że jak kobieta ma małą stopę (mam 37, ale ostatnio 36,5 byłoby dobre), to łydkę też ma wąską. A moja szczupła nie będzie. Nie będzie i już. Do wyboru mam umięśnioną lub z warstwą tłuszczyku. I tak z nie jednych cudownych butów musiałam zrezygnować. Co do spodni, to nie mogę sobie kupić takich z wysokim stanem. Nie cierpię mieć spodni nad poziomem majtek lub tuż nad nimi :P

    OdpowiedzUsuń
  23. Domyślam się, że jestes bardzo młoda. Ale bardzo dojrzała. Pewnie nie przeczytasz moich słow, bo post był dawno, ale ja dopiero dzis dotarłam do niego. Nie wszytko jestem w stanie od razu przeczytać, ale to co wpadło w oczy - to dobre spostrzeżenia. Jesteś świetnym psychologiem. Może dzięki Twojemu blogowi odchudzisz trochę młodych ludzi?

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...