czwartek, 1 marca 2012

Otyłość i partnerstwo

                Jestem świeżo  (tzn. średnio świeżo, bo od niedzieli, kiedy tę książkę skończyłam, przeczytałam już trzy inne) po lekturze nowej książki profesora Lwa-Starowicza, O mężczyźnie (recenzja tutaj – KLIK). Przyszło mi więc na myśl, żeby podzielić się z Wami moimi przemyśleniami dotyczącymi bycia w związku, gdzie jeden z partnerów ma TEN problem, który interesuje nas najmocniej. Chodzi mianowicie o nadwagę, lub otyłość. Pewien czas temu razem z Waldkiem poruszyliśmy mocno kontrowersyjny temat zaniedbywania się kobiet i mężczyzn po ślubie. Onet ów post polecił, skutkiem czego były spadające na nas gromy i lawina bzdurnych oskarżeń, choć żadne z nas nie napisało niczego, co byłoby kłamstwem. 

                Nie piszę o tym bez powodu – cały czas bowiem dostaję maile, w których wiele z Was skarży się na brak zrozumienia ze strony partnera, obraźliwe uwagi i uszczypliwe aluzje. Lecz niestety, choć forma tego pseudowsparcia i pseudomotywacji ze strony partnera jest absolutnie niedopuszczalna, to jednak nie bezpodstawna. Wyobraźcie sobie bowiem taką oto sytuację: poznajecie przystojnego, wysportowanego, dbającego o siebie mężczyznę. Inne kobiety spoglądają na Was z zazdrością, a Wy kroczycie dumnie u jego boku, ciesząc oko jego urodą (oraz wielu wspaniałymi cechami jego charakteru, jednak nie o tym teraz mowa). Mija rok, pięć lat, osiem, a wasz przystojny niegdyś mężczyzna powoli zamienia się w podtatusiałego, tyjącego niechluja. Gdzie się podział mój przystojny mąż? Czyżbym przestała mu się podobać? Czyżby przestało mu na mnie zależeć? Nie jest to niemożliwa, przejaskrawiona wizja. To sytuacja częsta, niemal powszechna. I dotyka równie często kobiety, jak i mężczyzn. Pozwolę sobie zacytować, co o zbliżonym problemie pisze Lew-Starowicz:


"Problem atrakcyjności fizycznej w domu jest bagatelizowany właśnie przez kobiety. Mówią: >>Jak mnie kocha, będzie mnie też kochał w brudnym podkoszulku<<. Otóż nie! (…) Naturalną koleją rzeczy jest, że w okresie tańca godowego eksponujemy swoje najmocniejsze strony i pokazujemy jak najładniejsze >>opakowanie<<. Tyle tylko, że ono nie może mieć jedynie odświętnego charakteru. Uważam, że podział na swobodne ubranie domowe (dresy i dziurawe skarpety) i elegancję na zewnątrz, uderza w dobro związku (…). Większa troska o wygląd na pokaz w porównaniu z tym, jak ona prezentuje się w domu, sprawia nieodparte wrażenie, że jej na partnerze już nie zależy. Ważniejsze jest bowiem wywieranie wrażenia na innych. Nasza atrakcyjność erotyczna wynika z umiejętności podobania się, budzenia podniecenia, i fakt, że mieszkamy razem wcale nas od tego nie zwalnia”. (s. 157-158)


                Zaniedbywanie siebie i swojego ciała zdaje się być przejawem lekceważenia własnego partnera. Powolne tycie w najlepsze nie sprawi, że będziemy się mu bardziej podobać (chyba, że trafiliśmy na fetyszystę otyłości, ale to już zupełnie inna sprawa). Wzajemny szacunek polega między innymi na tym, by stale zabiegać o swoją uwagę, starać się sobie podobać i być dla siebie atrakcyjnymi. Co natomiast ma pomyśleć mężczyzna, który poślubił zgrabną, piękną dziewczynę, a dziesięć lat później jest mężem otyłej baby z tłustymi włosami i piętnastocentymetrowymi odrostami, podczas gdy sam trzyma formę (lub odwrotnie)? Czyli że co? Staramy się, dopóki obiekt naszego pożądania nie wpadnie w nasze ręce, a później hulaj dusza – piekła nie ma? Błąd. Problem w tym, by to zrozumieć i starać się naprawić. Czasami jednak trudno jest robić to bez wsparcia ze strony partnera. Pomoc najbliższej nam osoby jest nieoceniona, pozwala nam na trwanie w postanowieniu, jest mobilizująca i dodaje sił do walki.

                Co jednak robić, gdy partner zamiast nam pomagać, okazuje się lubować w uszczypliwościach i „gasić” nasz zapał mówiąc, że i tak nam się nie uda? Wszystko zależy od relacji w związku. Wzajemne zrozumienie i mówienie otwarcie o swoich problemach, obawach i oczekiwaniach jest uzdrawiające i sprawia, że nawet trudne z pozoru rzeczy okazują się być mniej uciążliwymi. Problemy biorą się stąd, że zbyt mało rozmawiamy o rzeczach naprawdę istotnych. Jeśli narzekamy bez sensu na rzeczy, na które nie mamy wpływu, nasze dyskusje ograniczają się do tego, kto odwiezie dzieci do szkoły, lub że trzeba wybrać się po zakupy, taka rozmowa będzie trudna. Waldek i ja od samego początku jesteśmy dla siebie partnerami do każdej, nawet najtrudniejszej rozmowy. Wiecie już, w jaki sposób się poznaliśmy i że dzięki jego pomocy aktualnie wyglądam, jak wyglądam. Nie ma dla nas tematów zakazanych. Są  przyjemniejsze i te mniej przyjemne, łatwiejsze i trudniejsze, ale nigdy od tej rozmowy nie uciekamy. Staramy się dotrzeć do sedna problemu, dzielić swoim punktem widzenia i próbować dojść do wspólnych wniosków. Gdy chwilowo przestaję zwracać uwagę na ilości spożywanego przeze mnie pożywienia, on to widzi i zwraca mi na to uwagę. Niunia, ile ty już zjadłaś tych ciastek? A ja się zawstydzam, bo zjadłam już pięć i miałam ochotę na więcej, ale jednocześnie jestem zadowolona, że jest ktoś, kto tego nie lekceważy i nie pozwala mi na zapominanie się.

- I tak nie schudniesz;
- Upasłaś/eś się jak świnia;
- Wyglądasz fatalnie;
- Mogłabyś/mógłbyś się za siebie w końcu zabrać, bo się za ciebie wstydzę;

                Wypowiadanie takich zdań nie prowadzi do niczego dobrego. Można starać się mniej lub bardziej delikatnie uświadomić partnera, że oczekujemy od niego zrozumienia i wsparcia i absolutnie nie zgadzamy się na obrażanie nas w jakikolwiek sposób. Delikatne sugerowanie partnerowi, że ostatnio lekko się zaniedbuje, odniesie z pewnością lepszy efekt, niż mówienie walenie mu prosto w twarz nieprzyjemnymi zdaniami.

24 komentarze:

  1. Jak to z tym "zapuszczaniem się " w związkach bywa...
    Pan Starowicz pisze i mówi mądre rzeczy (jak znajdę chwilę to jednak poszukam tej książki). Kiedyś czytałam podobną książkę o mężczyznach z Marsa i kobietach z Wenus. Też opowiadała o różnicach w psychice i postrzeganiu u kobiet i mężczyzn. Podejrzewam, ze wnioski i spostrzeżenia u autorów są podobne, zwłaszcza, że Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus, napisał również mężczyzna, Gray John. Może Starowicz lepiej do nas trafia, bo zna specyfikę polskiego podwórka.
    Wszystko ładnie, pięknie, ale w trakcie związku zmieniamy się oboje. U żadnego gatunku w przyrodzie taniec godowy nie trwa całe życie! Pochodzimy z różnych środowisk, wynosimy z domu różne przyzwyczajenia i oczekiwania względem naszego modelu związku i rodziny. Jesteśmy przyzwyczajeni do różnego sygnalizowania swoich potrzeb. Dlatego najpierw musimy znaleźć część wspólną tych dwóch różnych zbiorów. Na tym etapie wielu z nas popełnia duży błąd, który potem ciąży nam przez całe życie. A mianowicie chcemy wypaść dobrze, stworzyć związek idealny, zatem bagatelizujemy pewne sytuacje, przymykamy oko . Potem, gdy pierwszy zachwyt opada, już nie potrafimy do tego wrócić, bo narażamy się na stwierdzenie, że przecież zawsze tak było i nam nie przeszkadzało.
    Jakoś tak jest,że z upływem lat w związku, mamy coraz mniej czasu dla samych siebie i partnera. Dokładamy sobie obowiązków, bo: kredyt na mieszkanie, na samochód, bo dzieci. Bardziej pracujemy na nasz status materialny, niż na status szczęśliwego związku. Najpoważniejsza inwestycją i to długoterminową są dzieci. Jeżeli dojdziemy do tego, że jeden z partnerów zostaje w domu, a drugi pracuje na rodzinę, to po jakimś czasie okazuje się, że każde z nich żyje w zupełnie innym świecie. Radko bywa, aby pracujący partner wsparł niepracującego w obowiązkach domowych. Nawet, gdy oboje pracują, często jedno z nich (wydaje mi się, że częściej kobieta) dodatkowo zajmuje się domem.
    Często jest tak,że prędzej,czy później w związku pojawia się niezrozumienie i samotność. Coraz rzadziej możemy powierzyć swoje troski partnerowi, coraz częściej zostajemy z nimi sami. Rozmowa jest ważna, ale bywa tak, że staramy się ubrać w słowa swoje odczucia, a partner te słowa odbiera opacznie, zupełnie niezgodnie z moim zamierzeniem. Przyczyną może być zaabsorbowanie swoimi sprawami, zdenerwowanie, lub niewłaściwe wyrażenie moich uczuć przeze mnie.
    Mając coraz więcej obowiązków,mamy też coraz mniej czasu na przyjemności. Wtedy zwykle znajdujemy sobie "pocieszacz". Czyli jedzenie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to z tym "zapuszczaniem się " w związkach bywa... cd
    W filmach z cyklu "Co mnie zżera", poruszane są historie różnych ludzi z zaburzeniami odżywiania. te zaburzenia mają zwykle podłoże psychiczne. jakoś tak u nas jest, że żołądek ma osobliwe połączenie z mózgiem. Nasze smutki i problemy często zajadamy, lub przeciwnie aby ukarać się za nie, odmawiamy sobie jedzenia. Widząc grubasa jedzącego batonika, myślisz: O, matko ten to lubi sobie zeżreć- taki baleron, a jeszcze w siebie wpycha! I wyobrażasz sobie od razu jego życie: chipsy przed telewizorem, pizze, hamburgery, słodycze. Niechęć do ruszania się, itp. Gdy widzisz kaszlącego faceta, zaciągającego się papierosem, mijasz go najczęściej nie poświęcając mu najmniejszej uwagi. Na widok naćpanego narkomana, pijanego alkoholika, czujesz obrzydzenie, czasem litość...
    A często jest tak, że ten grubas ma taki sam problem jak palacz, narkoman, czy alkoholik. Tylko jego nałogiem jest jedzenie... Warunkiem wyjścia z narkomanii, czy alkoholizmu, jest całkowite odstawienie czynnika powodującego uzależnienie. W przypadku jedzenia jest to niemożliwe więc jest trudniej.
    Uzależnienie, często jest efektem nieradzenia sobie z problemami. Uciekamy w nałóg, aby zapomnieć o nich. Dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Tylko substancje uzależniające są różne dla obu płci. Uzależnienie od jedzenia daje efekt, w postaci nadwagi i otyłości. Osoba nim dotknięta musi uzyskać pomoc, przede wszystkim psychiczną.
    Czasem "zapuszczenie" wynika z braku czasu i zmęczenia. Narzucamy sobie tak wiele obowiązków,że jemy byle jak i byle co, zaczynamy zatem również byle jak wyglądać.
    Czasem nie mamy wiedzy na temat zdrowego odżywiania się i trybu życia i "zapuszczamy" się z niewiedzy.
    Czasem czujemy się niedoceniani, niewidzialni dla partnera. Nasze starania są ignorowane, zatem nam się nie odechciewa starać...
    Powodów "zapuszczenia" się jest dużo. Ciężko rozwiązać wszystkie problemy za pomocą jednego poradnika. Moim zdaniem podział powodów "zapuszczania się" w związku, to 70% odczucia psychiczne (samotność, niezrozumienie przez partnera, niedocenianie, problemy w pracy, problemy finansowe, przeciążenie obowiązkami, )a 30% łakomstwo, niewiedza, wygoda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cd
    Oglądamy seriale, w których bohaterowie elegancko ubrani siadają w sterylnie czystych, umeblowanych ze smakiem domach, do pięknie nakrytych stołów zastawionych zdrowym, wyglądającym jak z gazety posiłkiem. Wszyscy są uśmiechnięci, rozmawiają ze swobodą. Dzieci grzeczne i czyste. Tyle, że to bajka. Nie da się w garniturze sprzątać, w garsonce opiekować niemowlęciem...
    Każdy związek ma następujące po sobie etapy więc nie oczekujmy, że taniec godowy nigdy się nie skończy. Dotyczą nas różne sytuacje, uczucia, problemy, powodujące, że nie zawsze jesteśmy w dobrej formie. Z zamieszczonej kiedyś na Twoim blogu statystyki, wynika, że otyłość dotyczy procentowo tyle samo kobiet, co mężczyzn. Pisząc o uzależnieniu, chciałam zwrócić uwagę na to, że czasem tycie ma podłoże psychiczne i jest wynikiem problemów w związku. Fajnie, jeżeli jesteśmy młodzi, piękni i szczęśliwi, ale zawsze tak nie będzie... To myślenie schematyczne: w domu, jak ją widzę to jest byle jak ubrana, nieumalowana, czyli na mnie jej nie zależy! Siedzi w robocie całe dnie, a jak wraca do domu, to zakłada podarte portki i siada przed telewizorem. Może ona cały dzień pracowała nad tym, żebyś wrócił do domu zadbanego, posprzątanego i miał przed nosem ciepły obiad. Dbała też o to żeby dzieci były nakarmione, czyste i miały odrobione lekcje. A wiec zależy jej na Tobie i rodzinie. A on haruje, abyście mieli wygodne życie, a jak wraca z pracy to nie ma już siły i potrzebuje przez chwilę odreagować?
    Rachunek sumienia:
    1.Czy Ty, która oczekujesz, że mąż będzie zasypywać Cie kwiatami i komplementami, sama Go doceniasz, chwalisz? Robisz starania, aby Mu się podobać, nie odreagowujesz na Nim swoich frustracji?
    2 Czy Ty, który uważasz ją za zaniedbaną i uważasz, że nie zależy jej na Tobie, bo w domu wygląda niestarannie,sam się starasz? Dbasz o swój wygląd, doceniasz ją, obdarowując drobiazgami i komplementami?
    Każdy kij ma dwa końce, jeżeli oczekujemy czegoś od partnera, zastanówmy się co robimy dla niego. Poradniki traktują wiele spraw schematycznie,dorzucając jeszcze punkt widzenia autora. Dbanie o swój wygląd jest ważne, ale trzeba też zaakceptować zmiany, które w nas zachodzą z wiekiem. Jeżeli nie potrafimy zaakceptować tego,ze żonie przybyło parę kilo po dzieciach, czy zaakceptujemy zmiany w wyglądzie związane ze starością, upośledzenie sprawności? Nie promuję otyłości ani braku dbałości o siebie. Tylko zrozumienie i akceptację. Jeżeli czuje się doceniana, kochana, czuję, że partner pomaga mi się uporać z problemami, prędzej będę dbać o siebie, niż wtedy, gdy (nawet w dobrej wierze) zacznie zwracać mi uwag przy każdym potknięciu. To działa w obie strony!

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem problem "zapuszczania" się po ślubie lub po utworzeniu jakiegoś związku częściej omawiany jest w kontekście kobiet, a z moich obserwacji wynika, że dużo częściej dotyczy on facetów. Widok zadbanej (uroda jest kwestią przede wszystkim gustu) kobiety i kroczącego obok niej zaniedbanego mężczyzny jest częsty i nawet nie wiem czy kogokolwiek razi. Chyba bierze się to stąd, że kobiety wiedzą, że faceci są wzrokowcami? A może kultura wytworzyła w nich potrzebę dbania o swój wygląd? A może ładne dziewczyny cenią w mężczyznach coś innego niż wygląd? Nie wiem, ale jak czytam kobiece portale, to mam wrażenie, że widzę świat w krzywym zwierciadle, bo jeśli wyjdę z domu widzę coś absolutnie innego.
    Jeśli chodzi o strój domowy w domu. Mężczyźni są różni, sama wielokrotnie spotkałam się z takimi stwierdzeniami dotyczącymi mojej osoby: "lubię Cię w dresie", "uwielbiam jak jesteś ubrana w mój sweter/bluzę", "fajnie wyglądasz w stroju sportowym itp. ( w drugą stronę - odnośnie sukienki było podobnie), więc, to chyba zależy od gustu mężczyzny (mam na myśli czyste, schludne domowe ciuszki, wygodne dresy, a nie poplamione ubrania).
    Jakby mój facet powiedział mi, że za dużo zjadłam, to bym się zdenerwowała. I to bardzo. Odpowiadam za siebie, wiem, że jeśli dziś zjem dużo, to jutro mniej i wszystko się wyrówna. Zajadam stres czasami (te ustne kolokwia) lub jeść nie mogę (ten sam powód), wszystko w normie.
    Nie wiem czemu my kobiety, lubimy brać winę na siebie - jeśli utyłyśmy, a facet krytykuje, to nasza wina, ma prawo utyłyśmy, a jeśli facet utył, my krytykujemy, to nasza wina, bo krytykujemy i same sobie winne jesteśmy. Chciałabym, żeby powstały portale psychologiczne dla mężczyzn, może wtedy oni by się trochę poprzejmowali i z kobiet by to spadło.
    Na marginesie - "o kobiecie" polecam. Ale chyba jeszcze bardziej "psychologię miłości", może trochę trudniejsza w odbiorze, ale jeszcze bardziej wartościowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Widok zadbanej (uroda jest kwestią przede wszystkim gustu) kobiety i kroczącego obok niej zaniedbanego mężczyzny jest częsty i nawet nie wiem czy kogokolwiek razi." - no i znów o kobietach świadczy :D Jeśli kobieta wychodząc z mężczyzną nie potrafi go przekonać do porządnegoo ubioru, to ja już nie wiem, co jest z tymi ludźmi nie tak... :P

      Usuń
    2. Nie zgadzam się Limonko (abstrahując od tego, że nie myślałam tylko o ubiorze). Czy jeżeli ja wychodzę źle ubrana świadczy to o moim mężczyźnie? A przypadkiem nie o mnie? Dlaczego więc strój faceta ma świadczyć o jego kobiecie, a nie o nim? Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
      Na marginesie - kobieta idąc często obok mężczyzny nie idzie zawsze ze swoim narzeczonym/chłopakiem/mężem, może to być kolega, brat lub ktokolwiek.

      Usuń
    3. Nie mówimy teraz o kolegach i braciach, tylko o mężach, czy narzeczonych :)
      Biorąc na prostą logikę Twoją wypowiedź, kobieta powinna pozwolić wyjść swojemu mężczyźnie z domu w poplamionych i podartych ubraniach, bo to nie jej sprawa. Dobrze myślę? Super :)

      Usuń
    4. W naszym społeczeństwie chłopców wychowuje się do tak zwanych "wyższych celów" i zauważyłam, że większość mężczyzn zwyczajnie nie przywiązuje uwagi do tego, co nosi. Zawsze ubrania kupowała mamusia, dlatego jak taki mężczyzna w domu wyfrunie, to później często chodzi wygnieciony i niedopasowany, bo nie wie co i jak. I później bardzo często to żona/dziewczyna przejmuje na siebie dbanie o wizerunek mężczyzny i ja w tym nic złego nie widzę. Wolę zwrócić uwagę swojemu facetowi, niż wypuścić go z domu na przykład w spodniach w kratkę i koszuli w paski i później czuć się głupio u jego boku. Stoczyłam z nim bój o noszenie normalnych, długich skarpet do krótkich spodenek, zmusiłam do kupienia stopek i jestem zadowolona, a on sobie nawet nie zdawał sprawy, że to idiotycznie wygląda. Jak jest się w związku, wygląd jest sprawą obojga. Kiedy ja w czymś źle wyglądam, partner też mi to mówi, żeby oszczędzić wstydu i mi i sobie. Nie zwracać uwagi na wygląd partnera to tak jak, na przykład, nie powiedzieć komuś, że ma ptasią kupę na ramieniu i napawać się faktem, że wszyscy dookoła się śmieją a sam zainteresowany nie wie o co chodzi. Tak, wygląd mężczyzny jest sprawą kobiety i na odwrót.

      Usuń
    5. Ale dlaczego ona ma mu na cokolwiek pozwalac. Kazdy facet powinien sam wiedziec w czym nie wychodzic. Oni nie sa trzylatkami, tylko doroslymi, mylacymi istotami. Kazdy odpowiada za siebie. Moj maz nie chcialby wyjsc w poplamionym podkoszulku, ale gdyby chcial to swiadczyloby to tylko o nim, a nie o mnie.

      Usuń
    6. Po pierwsze, czasami idę sobie z moim bratem (niby młodszy, ale jego biorą za starszego niż jest, mnie za młodszą, więc wyglądamy w miarę na równolatków) i nie raz wzięto nas za parę (szczególnie w okresie około walentynkowym), więc obserwując nieznane mi pary nie zawsze wiem czy to pary.
      Po drugie, uważam, że każdy człowiek obdarzony jest rozumem i odpowiada za siebie. W związku dwoje ludzi odpowiada jeszcze w pewnym stopniu za siebie nawzajem. I nie rozumiem, dlaczego ja mam odpowiadać za wygląd swojego mężczyzny. Owszem, czasem mu coś sugeruję, ale nie dlatego, żebym czuła za to jakąkolwiek odpowiedzialność (i w drugą stronę jest podobnie). Nie rozumiem, czemu zaniedbany wygląd mężczyzny ma obciążać kobietę. Wychodzi na to, że kobieta odpowiedzialna jest za swój wygląd (ubiór, sylwetkę), swojego mężczyzny (bo to na pewno jej wina, ona się zaniedbała, więc on też mógł a co!). Wolę nie myśleć o ewentualnych dzieciach.
      Nie rozumiem dlaczego kobieta ma odpowiadać za wygląd swój i jego. A mężczyzna? No właśnie, a gdzie mężczyzna?

      Usuń
    7. Charlie, ja rozumiem, ze trzeba zwrocic uwage kiedy cos nie pasuje, ale nie mam zamiaru o to boje toczyc. Jesli moj facet nie rozumie, ze wyglada glupio, to jak ja moge mu nie pozwolic wyjsc z domu? Swoja droga, jesli mezczyzna nie potrafi sie nawet ubrac, bo mamusia zawsze za niego to robila, to ja nie chce takiego faceta. Jak nie potrafi sobie sam poradzic w najprostszych kwestiach, to dla mnie tez nigdy wspaciem nie bedzie.

      Usuń
    8. Anonimowy, ładnie to ująłeś :). Zgadzam się w pełni :)

      Usuń
    9. Zajeżdża feminizmem :)))
      Według Was facet musi być od góry do dołu taki, jakim go sobie życzycie, bo inaczej to z niego dupa, nie facet? No dziewczyny! :) Obserwuję mężczyzn którzy mają łeb na karku i robią pieniądze, o jakich większość ludzi może tylko pomarzyć i naprawdę na palcach jednej ręki mogę policzyć tych, którzy wyglądają dobrze. Czyli że co, skreślamy faceta tylko dlatego, że sam nie potrafi się ubrać, bo robiła to za niego mama? Bo to taka podstawowa kwestia? Co z tego, że te "podstawy" u niego leżą? Jeśli oprócz tego jest wykształcony, inteligentny, szarmancki (dopiszcie sobie jeszcze kilka przymiotników), to i tak go olewamy, bo nie potrafi się ubrać. SUPER! :)
      Powinnam w takim razie opróżnić wszystkie szafy z ubraniami, które W. kupił dla siebie w mojej obecności i pod moim czujnym okiem? Jak dla mnie to dopiero teraz podkreśla dobrze to, co ma do podkreślenia.
      Bo nie wiem jak u Was, ale w naszym przypadku nie ma problemu z mówieniem sobie wprost, co nam w naszych strojach nie pasuje. Jeśli wychodzimy na ważne spotkanie z poważnymi ludźmi i trochę przeginam w jedną, lub drugą stronę, Waldek po prostu mi to mówi. Nie chciałabym, żeby musiał się za mnie wstydzić przed ludźmi, że ubrałam się nieodpowiednio do sytuacji i działa to w drugą stronę. Kwestia otwartości i zrozumienia :)

      Usuń
    10. Anonimie, a kto tu mówi o toczeniu bojów? Zwrócić uwagę czy podpowiedzieć przy kupnie ubrania to chyba nie jest problem. Mężczyźni po prostu nie przywiązują wagi do wyglądu, tak samo jak nie obchodzi ich, czy wasze czerwone torebki pasują do niebieskich butów, jak wasze różowe paznokcie komponują się z pomarańczową bluzką, tak samo NIE WIDZĄ pewnych rzeczy w swoich wyglądzie. Facet fleja, który chodzi poplamiony i niedomyty to jedna historia, ale zwykły brak wyczucia to nie tragedia. To tak jakby was skreślać, bo nie umiecie parkować tyłem i zawracacie na 4 razy.
      Zgadzam się z Limonką i nie dziwię się, że mężczyźni was, bab, mają dość. Podczas gdy w stosunku do siebie jesteście kompletnie bezkrytyczne i żądacie wręcz, żeby największe głupoty wam wybaczać, dla facetów jesteście surowe i niewyrozumiałe, z każdej pierdoły robicie problem, nawet z ubrania. Nie zarabia kokosów? Dupa wołowa. Nie umie naprawić pralki? Leń, co ma dwie lewe rączki. Czegoś nie wie? Nieuk. Chciałby odpocząć? Znów leń. Ma dość słuchania waszych wyimaginowanych problemów? Cham niewrażliwy. Przy całej presji społecznej, kładzionej na mężczyzn jak i waszych wydumanych wymaganiach i wiecznym niezadowoleniu, z całego serca cieszę się, że jestem kobietą i nie muszę się z innymi babami użerać.

      Usuń
    11. Nie będę prowadziła dyskusji na temat czym jest feminizm, ale traktuję to jak komplement Limonko.
      Po prostu uważam, że jeżeli mężczyzna chce się w coś ubrać - to się ubiera, ma ochotę zapytać mnie o zdanie - pyta, ja chcę mu zasugerować (że np. w tej czarnej koszulce w środku lata będzie mu potwornie gorąco) - też mówię, ale jeśli się uprze na tę koszulkę, to niech w niej chodzi, będzie to jego decyzja i jego konsekwencje. Natomiast po raz kolejny pisze, że moje ubiorowe, makijażowe czy jakiekolwiek błędy obciążają mnie jako świadomego człowieka i w drugą stronę działa to dokładnie tak samo (jeżeli niestosowanie podwójnych standardów jest feminizmem, to niech tak będzie).
      Nie chcę, żeby facet był od góry do dołu taki jak chcę. Nie ma opcji, wykluczone, chcę żeby był sobą (dobra, mam jedną rzecz - brak brody, mam potwornie wrażliwą skórę - żadnego całowania się z pumeksem :P)
      Nie znam facetów, którzy w obecności kobiety, która im się podoba (lub coś więcej) nie dbają o swój wygląd. Zależy im na nim, być może czasami to dba nie do końca im wychodzi, ale się starają.
      To, że za coś nie odpowiadam (w tym przypadku jak mój facet wygląda), nie znaczy, że nie mogę czegoś zasugerować, odpowiedzieć na pytanie bądź doradzić, to chyba jasne.
      Nie zamierzam dyskutować na temat tego jak ważne jest ile facet zarabia i czy rozgrzesza go to z ładnego ubioru bądź nie. Nie zaglądam ludziom do portfeli, a Ci o których wiem, że zajmują wysokie stonowiska widzę ubranych schludnie, czysto. Nie marzę też o pieniądzach, rozmawiasz z przedstawicielką mniejszości.
      Nie znam żadnego inteligentnego, sympatycznego, kulturalnego itp. mężczyznę, który nie potrafiłby się ubrać (wyłączam facetów 40+, których z racji wieku nie oceniam)
      Z dalszymi argumentami Charlie nie dyskutuję, bo nie znam i nie widziałam takich kobiet jak ona, więc czuję się niekompetentna.

      Usuń
    12. Ja z kolei obracam się niemal wyłącznie w gronie 40+ (wyłączając znajomych ze studiów :P) i ciężko mi porównać tę grupę wiekową, z tą młodszą, moją. I tu i tu jest kiepsko, ale teraz to już w ogóle nie ma chyba znaczenia, bo i od tematu odeszłyśmy daleko, daleko. Wybaczcie. Wdałabym się w dyskusję gdyby nie to, że jestem chora jak stąd do Chin i z powrotem i mam katar jak Niagara i ostatnie o czym myślę, to kłócenie się z kimkolwiek, zwłaszcza, że to nie miejsce na wzajemne kłótnie i obrzucanie się inwektywami :P

      Nie wiem, na ile Was to interesuje, ale za kilka dni chciałabym rozpocząć cykl restauracyjny. W sensie - jednak dochodzę do wniosku, że można poza domem zjeść w miarę dietetycznie. Co prawda póki co nie mam jak się ruszyć poza Gdańsk i polecę tylko knajpy trójmiejskie, ale nie wykluczam, że w najbliższym czasie się to zmieni. Blog jako taki nie może już funkcjonować w takiej formie, jak na początku, bo pewne tematy po prostu się wyczerpały, a ja wciąż szukam nowości i nie wszystko może i musi kręcić się ściśle wokół tematu samego odchudzania. Tak sądzę, chociaż nie wiem, na ile moje założenia są właściwe. Pewnie spadną na mnie gromy, ale nie można wiecznie pisać o tym samym. A teraz wybaczcie, trzasnę sobie na noc Febrisan, bo w przeciwnym razie nie ruszę rano dupy na translatorium :)

      Usuń
    13. Up - czytając ponownie to, co właśnie napisałam, dochodzę do wniosku, że chyba powinnam położyć się do łóżka, bo zaczynam gadać bez ładu i składu. Pozdrawiam Was smarkato! :)

      Usuń
  5. Uważam, że przed zawarciem związku małżeńskiego powinno podpisywać się umowę, że w razie zapuszczenia się jednej osoby, druga ma święte prawo ją odstrzelić i poszukać sobie kogoś nowego.
    A tak serio, nie rozumiem takiego zaprzestania dbania o siebie. Nie wiem, kogo problem dotyczy bardziej, ale mówi się głównie o kobietach i chyba trochę faktycznie tak jest. Wśród znajomych mi par z długoletnim stażem zauważyłam, że panowie raczej wyglądają tak samo jak na początku związku, bez różnicy, czy byli wtedy szczupli czy nie. Kobiety natomiast mają manię odchudzania i wyglądania olśniewająco, natomiast w sytuacji, kiedy już znajdą sobie partnera i poczują się pewnie, odpuszczają sobie, bo przecież on kocha i mu zależy, więc co za różnica, czy ważę 60 czy 80kg. Inna sprawa, że kobiety koszmarnie się zaniedbują będąc w ciąży i mając małe dzieci. Ponoć największym marzeniem każdej samicy jest jeść ile wlezie i nie przytyć. Wydaje mi się, że dużo w tym prawdy i często ciążę panie traktują jako pretekst do bezkarnego dogadzania sobie, bo przecież trzeba jeść za dwoje. Po porodzie natomiast powszechne są wymówki, że z małym dzieckiem to zmęczenie, brak czasu, że przecież tyle zajęć. Jestem w stanie to zrozumieć, jeśli trwa pół roku, rok. Ale, do jasnej cholery, nie pięć! A już szlag mnie trafia na widok młodych matek w nieśmiertelnych dresach, z odrostami na tłustych włosach, z połamanymi paznokciami i powalającym oddechem. Nikt mi nie wmówi, że założenie normalnych spodni zajmuje więcej czasu niż założenie dresu, że przeciętna kobieta nie jest w stanie wygospodarować pół godziny dziennie żeby się wykąpać i umyć zęby. A skoro nie ma się czasu na regularne farbowanie, to po co w ogóle się farbować? Moda na platynowy blond z ciemnymi odrostami jest ohydna, nie mogę znieść tych borsuków na ulicach. W konsekwencji mamy później stada wiecznie zmęczonych, zaniedbanych waleni, które płaczą, że mąż już nie komplementuje, że życie łóżkowe zamiera, że to już nie to, co wcześniej. Inna sprawa, że kobiety po urodzeniu dziecka często zapominają o istnieniu męża i zaczynają traktować go jak żywy portfel. Bo przecież teraz dziecko najważniejsze. I taki odtrącony, praktycznie samotny mężczyzna, który zamiast młodej, pięknej żony jaką miał na początku, stał się posiadaczem grubej pokraki, sam już nie ma o co walczyć. Sensem jego życia staje się powrót po męczącej pracy do schabowego, piwa i telewizora. I brzuch rośnie. W efekcie na ulicach widzimy spantoflałych, cichych, łysawych panów w ciąży spożywczej, drepczących w cieniu monstrualnych małżonek, awanturujących się o zbyt wolno przesuwającą się kolejkę w sklepie. Dodać do tego zasmarkane dzieci i mamy idealny przykład typowej, polskiej rodziny.
    Nie rozumiem takiego podejścia. Im dłużej jestem w związku tym bardziej o siebie dbam, bo tym bardziej mi zależy i coraz większym szacunkiem darzę partnera. Aż mnie czasem wkurza, że on tak strasznie uwielbia mnie taką, jaką jestem, w stanie jak najbardziej naturalnym. Wydaje mi się, że gdyby zwrócił mi parę razy uwagę, że mogłabym trochę ciałka zrzucić, to jakoś tak nabrałabym większej mobilizacji.
    A nawiązując do codziennego życia, to normalne, że paradujemy przy sobie w wygodnym dresie i luźnej koszulce, dom jest od tego, żeby czuć się w nim normalnie i swobodnie, nie wyobrażam sobie siedzenia przed komputerem w wyjściowej kiecce i makijażu. Samiec mój widział mnie w każdej sytuacji, zasmarkaną, zmęczoną, myjącą naczynia, czy szorującą podłogę na kolanach i nie ma w tym nic dziwnego. Ale nigdy nie widział i nie zobaczy mnie z tłustymi włosami czy w przepoconym, poplamionym ubraniu i działa to w obie strony. Grunt, żeby wszystko zrównoważyć, czucie się swobodnie w swoim towarzystwie nie upoważnia do zaniedbania własnej higieny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Charlie, dziewczyno! Gdybym miała szesnaście par rąk, podpisałabym się każdą z osobna pod tym, co napisałaś, ale że mam tylko dwie, muszę posłużyć się dwiema. Ubrałaś moje myśli w swoją wypowiedź (szpiegujesz mój mózg, czy jak?). Podpisuję się pod KAŻDYM napisanym przez Ciebie zdaniem. KAŻDYM.
      Muszę pokazać tę wypowiedź Waldkowi. Nawiasem mówiąc, zawsze mamy ubaw, gdy publicznie mówimy do siebie: "Panie mojego losu" i "Słońce mojego życia". Miny ludzi, którym zdarza się to słyszeć, są bezcenne :D

      Usuń
    2. To, co napisałam, wydaje mi się tak proste, logiczne i sensowne, że trudno się z tym nie zgodzić, ot co.
      A z tym szpiegowaniem mózgów, nie wiem o co chodzi, ale śniłaś mi się ostatnio :D

      Usuń
  6. Masz świętą rację. Nawet nie trzeba być małżeństwem z długim stażem by się o tym przekonać. Wystarczy razem zamieszkać by zauważyć takie zmiany:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka!
    Tak czytam komentarze pod tym postem i myślę Limonko, że znów wyszedł Ci kontrowersyjny temat. Może dlatego, ze lubimy usprawiedliwiać nasze słabości (brak czasu, brak możliwości)? Ja osobiście jestem za tym, aby w każdej sytuacji wyglądać w miarę schludnie. Do prac porządkowych mam ubranie robocze, które zdejmuje natychmiast po zakończeniu tych prac. Zwykle w domu chodzę ubrana wygodnie, ale mój ubiór nigdy nie jest brudny, powyciągany czy, pomięty. Zwykle też się nie maluję i nie spinam włosów, aby skóra i włosy oddychały.
    Za to czasem organizujemy sobie z mężem randki. Kładę wtedy syna wcześniej spać, a sama pod prysznic, potem makijaż, piękna bielizna, sukienka, szpilki. Razem robimy kolację, nastrój, świece, wino... Ubieram się wtedy specjalnie dla niego tak, jak nigdy nie wyszłabym na ulicę. I to jest fajne.
    Natomiast dla mnie przytycie nie jest równoznaczne z zaniedbaniem się. Czy Dorota Wellman, Kasia Niezgoda,Joanna Liszowska są zaniedbane? Nie one mają jedynie nadwagę. Zawsze są pięknie umalowane, ubrane, pewne siebie.
    Są choroby, których efektem jest przyrost wagi. Mogą to być choroby fizyczne: np. różnego rodzaju zaburzenia hormonalne, ale także choroby i zaburzenia psychiczne (depresja, stany lękowe, zaburzenia nastroju, zaburzenia odżywiania). O ile niestabilna tarczyca czy nadnercza dla niektórych są wytłumaczeniem, to już problemy psychiczne-nie, zupełnie nie wiem dlaczego...
    Zupełnie nie rozumiem jak ktoś może zwracać uwagę ukochanej osobie zdaniami, które przytoczyłaś.Żadne z nich nie świadczy o trosce, czy miłości. Są ohydne, złośliwe i okrutne. Takie słowa wypowiada się nie z miłości, tylko z nienawiści do partnera!
    Nie popieram nadmiernego objadania się i tycia, w żadnym wieku i przez nikogo. Dlatego,że jest to niekorzystne dla naszego zdrowia. Ale z nadwagą jest moim zdaniem tak, jak z nałogiem- to osoba, której problem dotyczy musi dojrzeć do jego rozwiązania i znaleźć motywację. Robimy to dla przede wszystkim dla siebie. Jeżeli tą motywacja jest chęć spodobania się partnerowi, w porządku. Wtedy partner powinien nam kibicować w tym przedsięwzięciu i komplementować nasze postępy, pocieszać przy niepowodzeniach.
    I jeszcze jedno. Myślę, że może trochę ulegamy stereotypom. Pracuję z wieloma ludźmi i powiem Wam szczerze, że niewielki odsetek koleżanek i kolegów jakoś szczególnie zaniedbał się w małżeństwie. Dziewczyny dbają o sposób odżywiania, pielęgnują ciało, ćwiczą. Panowie chodzą na siłownię, tenisa, biegają... Niektórzy nieco przytyli parę lat po ślubie, ale nie wyglądają z tym źle (wcześniej byli strasznymi chudzielcami). I tak po sposobie podchodzenia do swojego wyglądu, trudno zgadnąć kto jest w związku, a kto jest singlem.
    I JESZCZE PRYWATA! Już nie jestem otyła! Ważę teraz 79 kg, a moje BMI, to 29,4! Pokochałam mój nowy styl życia i aktywność fizyczną. Dlatego myślę, że uda mi się osiągnąć cel, który jest BMI poniżej 25, czyli w moim przypadku waga poniżej 67 kg ( maże o 60 kg). Całuski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem Pigułko, czy to temat jest kontrowersyjny czy argumenty i dobór słów użyty. Zgadzam się z Tobą, że zaniedbanie, to nie zawsze przytycie, a brak dbania o strój, ciało, makijaż jest gorszy.
      Też ostatnio bardzo denerwuje mnie uważanie chorób psychicznych za coś mniej ważnego i na nic tłumaczenia, że depresja, to choroba jak zapalenia płuc, ospa czy nowotwór.
      Generalnie z cała resztą w zupełności się zgadzam :).
      Gratuluję schudnięcia :). Teraz wiosna - będzie Ci jeszcze łatwiej.
      BTW - wiesz, że jesteśmy tego samego wzrostu?

      Usuń
  8. Limonko, kochanie! Przede wszystkim życzę Ci dużo zdrowia!
    To,że w temacie zaniedbania w związku, mam odmienne zdanie od twojego, nie oznacza, że ogólnie z Tobą się nie zgadzam. Zgadzam się, że tyje się od nadmiernego jedzenia i braku ruchu i nie ma takiej opcji, że się nic nie je i tyje. Nie ma też takiej opcji, że nie można schudnąć.
    Na moje poglądy na ten i inne tematy na pewno ma wpływ mój zawód (piguła hehe). Codziennie spotykam się z ludźmi z różnych grup wiekowych, o różnym wykształceniu i statusie społecznym. Z miast, miasteczek i wsi. Są to zarówno ludzie chorzy,jak i zdrowi-słowem przekrój społeczeństwa. Jeżeli chodzi o moich pacjentów, to od roku oznaczamy im BMI.I przez ten rok tylko dwukrotnie zdarzyło się,że ktoś miał niedowagę. Mniej niż połowa mieści się w normie. Potem wszystkie te nadmierne kilogramy odczuwa, niestety, mój kręgosłup więc moja tolerancja dla nadwagi (także własnej) jest ograniczona!
    Rozmawiam z tymi ludźmi dużo i na różne tematy. Z tych rozmów wyłaniają się różne historie. Ludzie opowiadają o problemach, radościach smutkach.
    Dlatego na każdy temat staram się spojrzeć pod różnym kątem i z różnego punktu widzenia. Nie tylko przez pryzmat mnie i moich doświadczeń, ale również z punktu widzenia innych ludzi. Czasem straszne jest z jakimi problemami muszą się uporać!
    Może dlatego w pewnych kwestiach moje poglądy, dawniej radykalne, teraz nieco się złagodziły?
    Pozdrawiam cie jeszcze raz, gorąco. Grzejcie się tam i kurujcie!

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...