Mijają dwa lata, odkąd formalnie zakończyłam dietę. Co przez ten czas uległo zmianie? Czy ja sama nabrałam dystansu do samego odchudzania i dbania o siebie? Trudno powiedzieć.
Gdy trzy lata i kilka miesięcy temu podjęłam decyzję o przejściu na dietę, pełna byłam błędnych przeświadczeń dotyczących tego, w jaki sposób dieta i odchudzanie powinny wyglądać. Z perspektywy czasu mogę tylko śmiać się z własnego podejścia, ale któż z nas nie popełnia błędów? Przez kilka miesięcy myślałam, że wyłącznie maleńkie porcje i całkowite ograniczenie węglowodanów pomoże mi zrzucić to, na co pracowałam przez całe swoje życie. Teraz jednak wiem, że wystarczy tydzień lekkiego jedzenia, by bez najmniejszych problemów stracić kilogram, a nawet dwa.
Co zmieniło się w moim jedzeniu przez ostatnie dwa lata? Z jednej strony wiele, z drugiej nie. W tygodniu jem na śniadanie pieczywo chrupkie (zawsze 5 sztuk) i twarożek. Albo jogurt z płatkami i owocami. Owsiankę rzadko, ale zdarza się. W weekendy stawiam na świeże pieczywo. Wiejski chleb z chrupiącą skórką, chleb czosnkowy, chleb fitness z soją lub dynią, chleb żytni, chleb graham… Niedaleko mnie jest wspaniała piekarnia, w której najdroższy (!), ciemny chleb (0,5 kg) kosztuje jakieś… 1,90! Oczom nie wierzę, buzia mi się uśmiecha i co tydzień kupuję inny. Jemy więc kanapki z sałatą, jajkiem na twardo i świeżutkim szczypiorkiem, albo twaróg z drobniutko krojoną cebulą, rzodkiewką i szczypiorkiem. Ewentualnie jajecznicę z warzywami... zależy, na co mamy ochotę. W ciągu dnia nie jadam zbyt wiele. Na lunch jabłko, ewentualnie dwie lub trzy kanapki z pieczywa chrupkiego z drobiową szynką i warzywami. Obiady jemy późno – o dziewiętnastej, dwudziestej, nawet dwudziestej pierwszej. Z konieczności, nie z wyboru. W weekendy wcześniej, między szesnastą lub siedemnastą. ZAWSZE mnóstwo warzyw. Kolacje… ja unikam. Waldek zaczyna jeść po przyjściu z pracy i je „hurtowo” – obiad, kolację (rzadko) i deser. Za to w weekendy zawsze podkradam mu z talerza kilka kromeczek z bułki (robię małe kanapki z krojonych w kromeczki szwedek). Są jeszcze desery. W soboty piekę ciasto, lub nie. Jeśli nie, kupuję coś słodkiego – jakieś ciastka lub lody. Często przygotowuję owoce. Chyba, że mamy serialowy maraton, wówczas któreś z nas przygotowuje popcorn. Częściej Waldek, niż ja, bo mój prawie zawsze jest przypalony. I zbyt słony.
Czego nigdy nie jem? Fast foodów. Jestem wręcz wściekła, gdy bywają dni (na szczęście nie częściej, niż raz na 3-4 miesiące…), kiedy zmuszeni jesteśmy zamówić pizzę (hamburgera i kebab jadłam ostatnio pond rok temu i naprawdę nie tęsknię). Bardzo, bardzo rzadko robię naleśniki. Pierogi, pyzy, kluski śląskie – to też nie gości na naszym stole częściej, niż raz, dwa do roku. Nie jadam batonów, nie kupuję gotowych dań, fixów do potraw, a do smażenia nie używam panierki. Pewne rzeczy po prostu weszły mi w nawyk i z nich nie rezygnuję.
A moja waga? Cóż, magiczne 69 kilogramów okazało się odejść w niebyt już w parę miesięcy po ich osiągnięciu :) Staram się jednak nie przekraczać 73 kilogramów i na szczęście udaje mi się to (pomijając Święta…). Gdy wiem, że przesadziłam ze słodyczami (mea culpa, przyznaję! Ale Dorotka z Moich Wypieków czyni takie cuda, że grzechem byłoby powstrzymać się przed ich wypróbowaniem), przez kilka następnych dni ograniczam węglowodany i moja waga wraca do normy. Nauczyłam się już, w jaki sposób szybko stracić kilogram, lub dwa.
I chyba jestem szczęściarą. Udało mi się uniknąć olbrzymiego jojo (choć przyznaję, wolałabym ważyć 10 kg mniej i mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi :)), choć minęły już dwa lata od momentu zakończenia diety. Moje ciało nie jest idealne, ale cały czas nad nim pracuję. Nigdy nie pójdę na plażę w skąpym bikini, nigdy nie włożę mini ledwie zakrywającego pośladki. Ale cieszę się, że nie mam problemów z kupieniem ubrań (pomijając spodnie…) i nie pocę się jak prosię, gdy jest gorąco. Cieszę się, bo ludzie nie patrzą już na mnie z politowaniem i obrzydzeniem. I przede wszystkim cieszę się, że mam u swojego boku kogoś, dzięki komu jestem teraz taka, a nie inna :)))
Najważniejsze,że jesteś z siebie zadowolona i dobrze czujesz sie w swoim ciele. Dziewczyny powinny brać z Ciebie przykład.pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNic, tylko gratulować! Ja się strasznie cieszę, że uniknęłaś efektu jojo, bo utarłaś nosa tym wszystkim zawistnikom i złośliwcom, którzy twierdzili, że i tak znowu przytyjesz, a mnie strasznie mnie denerwuje taka bezsensowna, zazdrosna wredota.
OdpowiedzUsuńNo i jesteś żywym dowodem na to, że można. Taki chodzący motywator dla wszystkich Twoich grubych czytelniczek :D
Hm, czy jakbyś schudła jeszcze te 10 kg, to przy Twoim wzroście nie zrobiłabyś się tyczkowatym chudzielcem przypadkiem?
Mnie potwornie ostatnio dobija, że tak powoli chudnę. Tak się rozochociłam tymi kilkoma kilogramami, że nie mogę się doczekać osiągnięcia zamierzonej wagi i szlag mnie trafia, jak wchodzę na wagę i widzę, że tak niewiele spada albo nie spada w ogóle.
Ale i tak jestem pod wrażeniem swojego samozaparcia, bo zaczęłam ćwiczyć i robię to codziennie, co dla takiego lenia jak ja, jest ogromnym wyczynem :)
Leniupatentowany, jestem pod wrażeniem Twego samozaparcia :D A jak ćwiczysz? Pochwal się! Może bym coś zmieniła i poszła Twoim śladem? Ile już straciłaś? Mówisz, że kilka, ale wiesz, że kilka to DWA, albo DZIEWIĘĆ, a to duża różnica :D
UsuńSIEDEM, o. Jeszcze z dziesięć przede mną. W sumie szło by mi szybciej, ale są rzeczy, z których nie umiem (i nie chcę) całkowicie zrezygnować. Nic na świecie, na przykład, nie jest w stanie zastąpić smaku zwykłej, mlecznej czekolady i nie wyobrażam sobie życia bez niej.
UsuńĆwiczenia na uda i pupę zapożyczyłam od Ciebie, do tego babskie pompki coby zwalczyć budyń na przedramionach, na talię dokładnie to: http://www.cwiczenia.org/cwiczenia-wyszczuplajace/cwiczenia-na-talie-osy/, masę brzuszków i normalnych i skośnych, nawet dwa ćwiczenia na ujędrnienie biustu gdzieś znalazłam. Ogólnie jak ćwiczę rano, zaspana, to schodzi mi na to 40 minut, w ciągu dnia jak tempo bardziej żwawe to 25-30. średnio każdych ćwiczeń robię po 20 powtórzeń (brzuszków 80), w planie mam co tydzień podnosić sobie trochę poprzeczkę, dziś będzie po 30 :)
Charlie, a nie czujesz po ciuchach, że zrzuciłaś więcej niż 7 kg tłuszczu? Bo dużo ćwiczysz, więc pewnie ilość (cięższych) mięśni Ci się zwiększyła?
UsuńGratulacje Limonko, szczególnie z powodu lepszego podejścia do diety i utrzymania wagi :)
No właśnie ja mam wrażenie, że po mnie jakoś słabo widać to schudnięcie. Z brzucha mi spadło trochę, bluzki zrobiły się luźniejsze i tyle.
UsuńAle ćwiczę dopiero od tygodnia, więc efektów tego jeszcze nie widać. Do tej pory ograniczałam się tylko do długaśnych spacerów ze 3-4 razy w tygodniu.
http://allegro.pl/listing/user.php?us_id=24648109
OdpowiedzUsuńzapraszam
bardzo fajny blog
miło się czyta i myśli o tym jak sama jem...
dzięki.
Kochana, czytając tą notkę miałam cały czas uśmiech na buzi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś zadowolona z siebie :)
Czekam na kolejne wpisy :) Masz może pomysły na jakieś fajne, lekkie sosy do makaronu?
Dziękuję za miłe słowa :) Traktuję to jako pocieszenie, bo właśnie zrobiłam sernik na zimno, a że użyłam galaretki "na szybko", po dodaniu jej do sera zmieszanego z jogurtem zrobiły mi się grudki... :|
UsuńA pomysłów na sosy do makaronu mam trochę, jeśli uda mi się zmobilizować, na początku przyszłego tygodnia powinnam coś dodać. Mam nadzieję, że Cię czas nie goni :)
Grudki? Ajj tam, zdarza się najlepszym! :)
UsuńOd poniedziałku zaczyna mi się sesja, więc pewnie będę uciekała od książek do kuchni, więc będzie jak znalazł.. ;)
Czekam więc! :*
Miałam bardzo podobne podejście na początku ochudzania: jeść jak najmniej, unikać węglowodanów i metabolizm szybko mi siadł. Z czasem zmieniłam podejście i kilogramy jakoś spadały. Nie lubię jednak używać słowa dieta, bo dość negatywnie mi się kojarzy. Zmieniłam po prostu sposób odżywiania. Też nie jem fast foodów, chociaż przyznaję czasami skuszę się na pizzę, czy frytki. Moją największą słabością są słodycze, czekolada jest jak narkotyk :) I od czasu, kiedy zaczęłam bawić się w wypieki, troszkę trudniej zapanować nad wagą.
OdpowiedzUsuńA Tobie należą się wielkie brawa i gratulacje. Sama wiem, że odchudzanie to długa i niełatwa droga. Czasami jak czytam, co dziewczyny wyprawiają, żeby schudnąć, to łapię się za głowę. Ty podchodzisz do tej całej kwestii rozsądnie.
Binolciu Droga moja, czy podchodzę rozsądnie, czy nie, to kwestia dyskusyjna. Widzę czasami kwaśne miny, gdy mówię o jedzeniu, albo z przyzwyczajenia obliczam na głos kaloryczność, gdy ktoś mówi o jakimś daniu.
UsuńFakt, piekąc słodkości, trudno jest się powstrzymać. Mnie to nawet nie od samego jedzenia już upieczonego ciasta, ale od wyjadania wszystkiego, co surowe :P
Po pierwsze gratuluję :) Mówisz, że tydzień zdrowego jedzenia i kilogram w dół? Nie mogę się nadziwić jak Ty to robisz ;p Widzę, że nie tylko ja uwielbiam Moje Wypieki ;p
OdpowiedzUsuńA co do ćwiczeń, to nie wciąga Was to? :) przecież to czysta przyjemność :D
Dobra, może nico przesadzam ;p ale to pewnie dlatego, że kiedyś coś trenowałam i ciągle dużo ćwiczę (ale Ty, Limonko chyba też kiedyś trenowałaś, siatkówkę chyba????). Spróbujcie podejść do ćwiczeń w trochę inny sposób. Nie: muszę odwalić tyle i tyle brzuszków a w ogóle to mi się nie chce. Albo: zacznę biegać. Najwyżej wypluję płuca/wykrztuszę tchawicę itd. Ćwiczenia naprawdę są przyjemne! Więc zapiszcie się do jakiegoś klubu sportowego - w grupie dużo raźniej i człowiekowi więcej się chce. Poza tym instruktor powie co robicie źle itd. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy że np garbimy się, cofamy miednicę do tyłu, a w ogóle to koślawimy kolana. I tak naprawdę robimy sobie krzywdę. Samemu trudno wypatrzyć swoje błędy. A jak nie macie czasu/kasy na zajęcia sportowe to rower. Tylko trzeba podejść do tego w ten sposób, że MUSZĘ przejechać dajmy na to godzinę dziennie na rowerze. I nie szukam wymówek żeby tego nie robić :) A jak nie macie roweru to zawsze pozostają spacery/bieganie. A jeżeli nie da rady, za oknem burza itd to zawsze pozostają 'ulubione' ćwiczenia 'dywanowe'. Włączcie sobie telewizor i ćwiczymy. Dziewczyny, rozpisałam się niebotycznie, aż mi głupio. Ale chcę Was zachęcić - ćwicząc 1. poprawicie swój stan zdrowia i swoją kondycję 2. może nieco schudniecie (i tutaj przychodzą mi do głowy dwie rzeczy: pierwsza to poprawa metabolizmu, druga to przyrost tkanki mięśniowej (ale nie bójcie się, my kobiety nie mamy predyspozycji, żeby wyglądać jak Pudzianowski) - fakt, tk. mięśniowa jest cięższa od tk. tłuszczowej, ale umięśniona dziewczyna o danej wadze wygląda znacznie lepiej (i szczuplej) od otłuszczonej dziewczyny o tej samej wadze. 3. Endorfiny, napady depresji i te sprawy. Nie wdając się w szczegóły (bo zacznie się nowy wykład;p) ćwiczenia są świetnym środkiem antydepresyjnym. Pozdrawiam :) Kit
Oooo! JAK JA KOCHAM takie długie komentarze! Kit, kimkolwiek jesteś - DZIĘKI CI!
UsuńDobrze prawisz, bardzo dobrze! Tak, "trenowałam" siatkówkę. W wielkim cudzysłowie - nigdy nie byłam więcej, niż przeciętna ;)))
Ćwiczenia są fajne, ja ostatnimi czasy nastawiam sobie trzy ulubione kawałki, które trwają w sumie 15 minut i ćwiczę. Trochę z hantlami, trochę bez. Bardzo to dobre jest :)
Limonko, świetny wpis, taki... realny :) Cieszę się, że udaje Ci się utrzymać wagę - ale wspomniałaś o tych 10 kg, planujesz w najbliższym czasie się za to zabrać? :) I zdziwiłam się, że jednak jesz pieczywo, mam wrażenie, żę kiedyś napisałaś, że zupełnie je porzuciłaś.
OdpowiedzUsuńMi na studiach siadł metabolizm. Nie wiem co jest nie tak, ale przy tej ilości ćwiczeń jakie robię i jedzeniu jakie jem (owoce, warzywa, unikam słodyczy) już dawno powinnam być superlaską :P A tymczasem waga idzie w górę... Tzn sylwetka się nie zmienia, więc to pewnie mięśnie, ale ja bym wolała być szczuplejsza jednak... No ale nic, mam motywację, wiec mam nadzieję, że niedługo będę się tu chwalić efektami :)
Haha, prędzej piekło zamarznie, niż uda mi się zrzucić jeszcze 10 kilogramów, choć byłoby fajnie, przyznaję :)
UsuńA pieczywo takie normalne, to w momencie, gdy trafiłam do "mojej" piekarni. W życiu nie jadłam tak pysznych chlebów, z tak chrupiącą skórką! No i nie wydaje mi się, by pół chleba w tygodniu było jakąkolwiek zbrodnią przeciwko figurze, już prędzej bym się czepiała tych słodyczy :P
Wolałabyś być szczuplejsza, niż mieć mięśnie? :D No coś Ty, nie grzesz! Nie ma chyba nic lepszego, niż jędrne, delikatnie umięśnione ciało. Szczupłe dziewczyny, które nie ćwiczą, mogą czasami wyglądać jak meduzy, znałam jedną taką :P
Nieee no opcja idealna to mięśnie, opcja beznadziejna to tłuszcz, a opcja w której się teraz znajduję to mięśnie+tłuszcz, który nie chce znikać! :P
OdpowiedzUsuńTo tak w skrócie :D
Jejku czytam to co piszesz i naprawdę i szczerzę zazdroszczę! Ale wiem, że sama też dam rade i będę mogła powiedzeć, że się ciesze z tego wszystkiego!
OdpowiedzUsuńKażdy kto chce to da radę bo to tylko siedzi w naszych głowach, nic więcej. Jestem 40 dni po diecie. Efektu jojo brak :) Jest dokładnie odwrotnie, nadal chudnę... Bo nie wróciłem do starych nawyków, bo nie pożeram tony jedzenia co kiedyś czyniłem z zamiłowaniem. Mało i często, to tak banalne, że całe lata nie mogłem na to wpaść... Kwestia wartości po prostu: wolę swój nowy wygląd i dobre samopoczucie od Bic Maca :)
OdpowiedzUsuńLimonka, pozdrowienia. Mariusz Wójcicki.