czwartek, 19 lipca 2012

Słynna kołobrzeska smażalnia, czyli o tym, dlaczego fast food nigdy nikomu nie wyjdzie na dobre

            Dudnią i dudnią, a mnie coraz bardziej wierzyć się nie chce. W tę kołobrzeską smażalnię, o której w telewizji mówią, że „odświeżano” w niej surówki i używano spleśniałego sera. Może nawet nie tyle, że nie wierzę, bo to dla mnie żadna nowość. Wierzyć mi się nie chce w to, że turyści na wakacjach na te fast foody i „smażeniznę” wciąż rzucają się, jak szczerbaty na suchary. I to nie ci, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają na dbających o sylwetkę, o nie. Mówię o tych, którzy wyglądają, jakby fast foodów nie powinni nawet wąchać, a co dopiero pakować je do swych ust. Jestem niesprawiedliwa? Dlaczego? Dlatego, że mówię na głos to, o czym i tak powszechnie wiadomo? Tak, mówię. I mówić będę. Co więcej, to nie jest mój pierwszy raz.

            Ostatnio dostałam maila. Od pani, która prosiła mnie o radę, w jaki sposób ma sobie poradzić z jedzeniem, gdy pojedzie z dziećmi nad morze. Coś w stylu: Wiesz, Limonko, wszędzie przecież lody, gofry, smażone ryby, frytki, zapiekanki, trudno się oprzeć! Trudno? TRUDNO? Na litość boską, trudno? Jak w takim razie miliony ludzi w Polsce radzą sobie na co dzień? Wakacje to kulinarna dyspensa? Klapki na oczach, jak u konia? Ktoś komuś ręce wykręca i mówi: „żryj!”? Bo przecież kusi… ktoś by powiedział. Bo przecież wakacje… Kusi? Wakacje? Naprawdę? Kogo nie kusi, ręka w górę!

            Przecież to wszystko mi się NIE ŚNI. Bywam na plaży, raz w tygodniu średnio. I WIDZĘ, kto i co je. Obserwuję biedne, małe dzieci, z buziami usmarowanymi sosem z hamburgera, które nie potrafią sobie poradzić z ogromną, zbyt dużą jak na ich możliwości, bułką. Widzę słusznych rozmiarów mamusie i tatusiów z brzuszkiem, którzy chętnie dojadają to, czego ich dzieci nie miały siły zjeść. Widzę lejące się litrami słodkie, gazowane napoje i olbrzymie porcje panierowanej ryby (prawie zawsze kupionej uprzednio w hipermarkecie, rzadko świeżej, kupionej od rybaka) z tłustymi frytkami. To naprawdę aż taka frajda? Diabelskie kuszenie na deptaku i plaży, któremu trudno się oprzeć? Czy jedzenie tłustego, wysoko przetworzonego pożywienia jest aż tak przyjemne (i smaczne?!), że zrezygnowanie z niego to największa tragedia urlopu? A później się okazuje, jak wczoraj, że panie w smażalni ładują do hamburgerów spleśniały ser (ciekawe, w jakich warunkach i jak długo leżał, że zdążył spleśnieć...). Że „odświeżają” surówki. Że na urlopie nadzwyczaj często trafiają się ludziom zatrucia pokarmowe. Już nawet nie chce mi się wspominać o tym, jak bardzo niezdrowe i kaloryczne jest to gówniane jadło serwowane w obskurnych, nadmorskich budach.    

            Brakuje mi w Polsce takiego naszego, rodzimego Jamiego Olivera. Oliver w Wielkiej Brytanii ( i USA) już kilka lat temu rozpoczął walkę przeciwko karmieniu dzieci fast foodami i niezdrową żywnością – propaguje ekologiczną, zdrową kuchnię i możliwie najmniej przetworzone potrawy. Może gdyby i u nas więcej ludzi mówiło o tym, że śmieciowe żarcie jest w istocie ŚMIECIOWE, byłoby inaczej?  

12 komentarzy:

  1. Ja jestem wyjątkowo oporna bestia, bo boję się jeść w jakichkolwiek knajpach, nie tylko fast food... Nie ufam restauracjom. Jak mam ochotę na frytki to wolę je sobie usmażyć w domu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I co, pewnie nie narzekasz, że CIĘ KUSI, prawda? Czyli jakoś można się oprzeć :)
      A ja w restauracjach jadam rzadko i zanim do jakiejś pójdę, uprzednio jak porąbaniec sprawdzam wszystkie możliwe opinie na jej temat :P
      A zamiast fytek wolę pieczone ziemniaczane kostki. Bez tłuszczu i też chrupią :D

      Usuń
    2. Kusić kusi, ale zwykle obiecuję sobie jakąś małą nagrodę w domu :)

      Usuń
    3. Przybijam Ci piątkę! :)

      Usuń
  2. 1. Ostatnio w centrum handlowym byłam świadkiem jak troskliwa babunia (wielkości małego słonia) wysyła swoją córkę a matkę swego wnuka do KFC po "jeszcze jedną porcję frytek, bo małemu tak smakuje i domaga się więcej". Dziecię w wózku jeszcze, nie wiem ile lat mieć mogło, ale niewiele. Jak widzę takie rzeczy, to aż mnie ręka świerzbi, mam ochotę zdzielić po łbie takich wspaniałomyślnych rodziców i dziadków. Czy grubi ludzie naprawdę nie zdają sobie sprawy, że bycie grubym jest męczące i niezdrowe, że skazują swoje dzieci dokładnie na to samo? Pojąć tego nie mogę.
    2. Co do nieświeżego jedzenia w takich nadmorskich knajpach, stwierdzam, że jeśli ktoś lubi pakować w siebie śmieciowe żarcie, to bezpieczniej jest iść do jakiegoś sieciowego fast fooda typu KFC czy McDonald zamiast do podrzędnej restauracyjki. Oni tam mają narzucone tak rygorystyczne przepisy, że żadne przekręty i "odświeżanie" jedzenia nie przejdzie (ponoć, tak przynajmniej czytałam, nie wiem ile w tym prawdy). To, że żarcie w takich miejscach jest tak syntetyczne, że data ważności ma sto lat, to już inna historia :)
    3. Co do lodów, gofrów i innych pokus, nie rozumiem jak to się ma do okresu wakacyjnego, bo budki z takimi rzeczami są praktycznie w każdym mieście. I co, idąc w poniedziałek do pracy człowiek potrafi się oprzeć porcji lodów a na plaży już nie? Nie rozumiem podejścia. Ja sama lubię takie rzeczy, ale raz na ruski rok. To, że wyjadę gdzieś na wakacje nie znaczy jeszcze, że będę pochłaniać codziennie gofra z górą bitej śmietany i zagryzać kebabem. Czy ludzie nie mają świadomości, że w miejscowościach turystycznych poza sezonem istnieje życie i nie składają się one one z samych budek ze śmieciowym żarciem, ale można też dostać normalne jedzenie?
    4. Bardzo miły dla oka szablon, ale czcionka w komentarzach stanowczo za duża :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad 4. Czarli, nie umiem zmienić czcionki w komentarzach! Tzn. zaraz poszukam (to ten sam szablon, co wcześniej, zmieniłam kolory i czciony);
      Ad 3. Ostatnio gofra jadłam 2 lata temu. A lody wolę sobie kupić w Biedronie, moje ulubione bakaliowe. I mam w dupie gałkowe po 3 zł na plaży :P Niedaleko mnie jest w ogóle zajebisty podobno bar mleczny i zawsze, ale to zawsze jest tam tłum.
      Ad 2. Mam dokładnie to samo zdanie, ale na przykład nie wyobrażam sobie, jak będąc na wakacjach na Bliskim Wschodzie można korzystać z sieciówek, skoro pan a rogiem sprzedaje świeżo robione falafele :D
      Ad 1. ...
      Ad 1.

      Usuń
    2. Wiadomo, że lody gałkowe to zdzierstwo, też mam w dupie takie porządki, zwłaszcza, że pamiętam czasy, w których gałka kosztowała złotówkę. Z budkowych lodów jadam tylko włoskie. A odnośnie takich sklepowych, jestem burżujem i jak już kupuję to albo Carte d'Or, albo Grycan albo genialne lody z Lidla w niebieskich pudełkach (ni cholery nie pamiętam nazwy). Wychodzę z założenia, że skoro jem lody sporadycznie, to wolę trochę dołożyć i kupić coś, co faktycznie jest smaczne i sprawi mi wieeelką przyjemność :)

      Usuń
  3. A tak się akurat składa, że kandydata na polskiego Jamie'go Oliviera mamy:
    http://grzegorzlapanowski.natemat.pl/1985,od-poczatku
    Mówi (czyli pisze :-) ) z sensem, może przyłączysz się do promowania akcji? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję za link, chętnie zajrzę. Jeśli mi się spodoba i uznam, że warto, nawet spróbuję się z tym panem skontaktować :)

      Usuń
  4. bo wiekszosc ludzi zyje tylko po to, aby jesc. nawet nie jesc, a zrec wlasnie! pochlaniac ogromne ilosci okropnego jedzenia. i bez zadnej przyjemnosci tak naprawde.
    bo prawdziwa przyjemnosc to zjesc zdrowo, kolorowo, smacznie, bez pospiechu. a pozniej zyc i z tego zycia sie cieszyc :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się nieźle uśmiałam jak słyszałam o uzdrawianiu surówek :) albo o "łowieniu ryb"

    OdpowiedzUsuń
  6. Nowy wygląd bloga na prawdę fajny!

    Myślę, że jeden polski "Jamie Oliver" na razie mało zdziała... Bo teraz dużo taniej kosztuje obleśny kebab w budce, niż sałatka z grilowanym kurczakiem w przystępnej cenowo restauracji... A jak wiadomo, kto by się u nas przejmował zdrowiem dzieciaków, liczy się cena!
    Ale nie wątpię, że edukacja od najmłodszych lat o tym co zdrowe i korzystne dla organizmu jest bardzo dobrym pomysłem. Tak więc z niecierpliwością czekam na polskiego Olivera! (Mam tylko nadzieję, że ta "rola" w polskich mediach nie przypadnie Pani Grycan, albo jej córkom, bo to już byłaby przesada...)

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...