wtorek, 30 sierpnia 2011

169. panna Ortoreksja.


Ortoreksja... Czy to słowo jest Wam znajome? Brzmieniem niebezpiecznie zbliżone jest do anoreksji i gdyby się mu bliżej przypatrzeć, okazuje się, iż w rzeczywistości ma z nią coś wspólnego.

Ortoreksja (od greckiego orto - prawidłowy i oreksis - apetyt) to najprościej rzecz ujmując, zaliczana do zaburzeń odżywiania choroba polegająca na obsesyjnej dbałości o jakość spożywanego jedzenia. Postanowiłam poświęcić jej czas, ponieważ jest chorobą, która może nam towarzyszyć nawet bez naszej świadomości jej istnienia.

To cwana bestia, a rozwija się powoli, w ukryciu. Wystarczy, że przejdziemy na dietę... Zresztą podobnie, jak w przypadku anoreksji i bulimii. Pewnego dnia podejmujemy decyzję, że zaczynamy jeść zdrowo. Więcej uwagi poświęcamy na czytanie etykiet na produktach spożywczych, bacznie obserwujemy ich pochodzenie, skład i unikamy niektórych z nich. Odstawiamy jedzenie zawierające emulgatory, glutaminian sodu, benzoesan potasu, wapnia... Powoli skreślamy z naszej diety kolejne produkty, które wydają się nam szkodliwe. Jemy coraz mniej urozmaicone potrawy, ograniczamy się do kilku składników uznanych przez nas za zdrowe i bezpieczne. Jemy w samotności, unikamy jak ognia jedzenia w towarzystwie i poza domem, bo tylko my wiemy doskonale, co wolno nam włożyć do ust, a czego nie. Nie mamy zielonego pojęcia o tym, że coś jest z nami nie tak. Że nasze postrzeganie jest wypaczone. Że jesteśmy chorzy.

Ortoreksja rodzi się w głowie, dokładnie tak, jak każde inne zaburzenie odżywiania. Jedzenie to jedna z niewielu rzeczy, nad którymi mamy całkowitą kontrolę, a właśnie to rekompensuje ortorektykom niepowodzenia w innych dziedzinach życia. Kto jest szczególnie narażony na tę chorobę? Przede wszystkim skoncentrowani na sobie perfekcjoniści. Satysfakcjonująca jest dla nich świadomość, że doskonale (ich zdaniem!) dbają o sposób swojego żywienia, że są dobrze wyedukowani w tej kwestii i że wszyscy inni trują się szkodliwymi produktami. Są przekonani o tym, że ich dieta pozwoli im zachować doskonały wygląd i zdrowie. Każde odstępstwo od narzuconego reżimu powoduje u nich olbrzymie poczucie winy. Ich kontakty towarzyskie stają się coraz bardziej ograniczone, a zwykła dyskusja o jedzeniu może wywołać olbrzymią awanturę – ortorektyk bowiem wierzy w słuszność swoich poglądów, które uznaje za jedyne właściwe.

  Choroba ta przynosi za sobą wiele negatywnych skutków. Cierpiącej na nią osobie zaczyna brakować wielu podstawowych minerałów i witamin. Praca organów wewnętrznych zostaje zaburzona, a ogólny stan psychiczny i fizyczny ulegają znacznemu pogorszeniu. U chorego mogą wystąpić takie dolegliwości jak bóle brzucha, nudności, anemia, ogólne osłabienie. Do tego bóle i zawroty głowy, kłopoty z koncentracją i pamięcią, u kobiet może wystąpić zanik miesiączki. Gospodarka hormonalna ulega zachwianiu, a w skrajnych przypadkach ortoreksja może prowadzić do śmierci.

Brzmi parszywie i dość paradoksalnie, nieprawdaż? Chcę zwrócić Waszą uwagę na fakt, że zdrowe odżywianie nie polega na eliminacji wszystkich produktów uznanych przez nas za szkodliwe. Bo szczerze mówiąc... Gdybyśmy chcieli jeść naprawdę zdrowo, musielibyśmy hodować sobie własne warzywa, owoce, mieć kilka krówek i kurczaków, do tego własny staw rybny, a i tak nie moglibyśmy mieć pewności, że jemy w stu procentach tak, jak powinniśmy. W końcu wszędzie unoszą się spaliny, prawda? Obsesyjne dążenie do maksymalnie zdrowego odżywiania może wyrządzić więcej szkody, niż pożytku.


http://autoagresywni.pl.tl/

czwartek, 25 sierpnia 2011

168. żołądki drobiowe w sosie pomidorowo-pieczarkowym

                Czas na... kolejne NIEWYJŚCIOWE danie ;)))) 
                Wybaczcie, ale choć gulasze wszelkiego rodzaju nie wyglądają najpiękniej na świecie, ich kiepski wygląd całkowicie rekompensowany jest przez niebiański smak. Tak więc dziś proponuję jedno z najzwyklejszych dań pod słońcem:

Żołądki drobiowe z sosem pomidorowo-pieczarkowym


Składniki (2 duże porcje):

- 400 g żołądków z kurczaka lub indyka;
- 300 g pieczarek;
- mały słoiczek koncentratu pomidorowego;
- kostka drobiowa (kiepskie, ale pasuje);
- sól, pieprz, papryka ostra;

                Żołądki dokładnie myjemy, przelewamy wrzątkiem i kroimy w mniejsze kawałki. Podsmażamy na patelni, po czym zalewamy dużą ilością wody, dodajemy kostkę drobiową i dusimy  do miękkości (45-60 minut). Pieczarki kroimy w ćwiartki i dodajemy do żołądków. Dusimy kilka minut, a na końcu dodajemy mały słoiczek koncentratu pomidorowego. Doprawiamy do smaku.
 
                Dziś do gulaszu przygotowałam kaszę jęczmienną i kiszoną kapustę (600 g) z oliwą z oliwek, majerankiem i dwiema łyżeczkami cukru.



Aaaaaa!!! ZAPOMNIAŁABYM!!!!!! 
Za kilka dni ukaże się nowy numer SHAPE... Polecam kupić ;))))) 

środa, 17 sierpnia 2011

167. wąskie siedziska.


                Parę dni temu, gdy podczas dni otwartych odwiedziliśmy z Waldkiem PGE Arenę, rzuciło mi się w oczy, że krzesełka na stadionie są... wąskie. Naprawdę wąskie, a osoba z szeroką pupą, cóż... powiedzmy, nie będzie miała zbyt wygodnie. A osoba z olbrzymim tyłkiem na krzesełku się zwyczajnie nie zmieści.  Wypadałoby w takim razie zadać pytanie, czy otyli powinni słusznie oburzać się w tej sytuacji, tak jak w samolotach, gdy muszą płacić za podwójne miejsce? A co z tramwajami, autobusami, kinami i teatrami?
                Zastanówmy się...

Opinia wdm: Wymiary siedzenia to zwykle połowa problemu. Osoby z nadwagą są raczej ogólnie szersze. Ramiona, brzuch, szerzej „rozkraczają” nogi itp. No i chcąc nie chcąc, wchodzą jakby w przestrzeń osób siedzących po obu ich stronach. Z jednej strony to śmieszne, ale z drugiej, dla „dużych” ludzi trochę przykre, gdy np. podłokietniki w kinach (pojedyncze) czy teatrach są całkowicie zajęte przez osobę o ponadprzeciętnych wymiarach. Jest to krępujące zarówno dla nich, jak i ich sąsiadów, którym w takich przypadkach brakuje miejsca. Na stadionach dochodzi do tego często wstawanie i podskakiwanie, co skutkuje ewentualnymi kolizjami z innymi kibicami. Emocje związane z widowiskiem sportowym, ale i samym dyskomfortem związanym z brakiem miejsca mogą być co najmniej nieprzyjemne. A w środkach komunikacji jest ogólnie ciasno dla osób z nadwagą, ciężko jest przejść. Wywołuje to  zakłopotanie i nie jest miłe. Mam wrażenie, że otyli najczęściej szukają miejsc pojedynczych, bez sąsiada, gdzie mogą zająć ”większą przestrzeń”. Moim zdaniem siedzenia nie powinne być szersze, bo aktualne wymiary są dostosowane do „normalnych” wymiarów ludzi, ale i samych szerokości wnętrz środków komunikacji. Ciężko jest podchodzić do tego tematu, bo wychodziłoby na to, że dla grupy otyłych wypadałoby poszerzać wszystkie siedzenia. Są to koszty, a  w dodatku siłą rzeczy doprowadziłoby to do zmniejszenia się ilości miejsc zarówno siedzących, jak i stojących (tramwaj, autobus, metro, trolejbus), a z drugiej strony byłoby to akceptacją otyłości jako takiej. Biorąc to pod uwagę możnaby na przykład stworzyć wydzielone, czy specjalne miejsca, takie jak dla matki z dzieckiem albo dla niepełnosprawnych, tylko że nie wiadomo, czy miałoby to się wiązać już z traktowaniem osób otyłych jak osoby specjalnej troski, obdarzone przywilejami. Czym innym osoby otyłe z powodów chorobowych (mam na myśli naprawdę ciężkie choroby i leki, które w zupełności uniemożliwiają kontrolę wagi), a czym innym osoby, które tyją, bo zwyczajnie nie dbają o siebie i uważają swój stan za coś normalnego.

Opinia limonki:  Pamiętam, że gdy wchodziłam w autobusie w drodze na zajęcia, starałam się wybrać takie miejsce, by nie było widać mojego zwisającego z krzesła tyłka. Siadałam zwykle przy oknie (jeśli było to podwójne miejsce), lub na pojedynczym krzesełku i przysuwałam się możliwie najbliżej do szyby. Siadanie obok kogoś, kto był zdecydowanie szczuplejszy ode mnie było krępujące, ponieważ miałam wrażenie, że wszyscy patrzą na nas i porównują. Lubiłam też w Ikarusie stawać „na kole”, a w solarisach tam, gdzie zwykle jest miejsce dla matek z dziećmi. Nie lubiłam też chodzić do teatru z racji wąskich krzesełek i niewielkiej odległości między kolejnym rzędem. Duży tyłek i długie nogi sprawiały, że było mi okropnie niewygodnie. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że z racji mojej otyłości miałabym urządzać komuś awantury o zbyt małe siedziska, czy krzesła, które wydawały mi się zbyt delikatne jak na moją tuszę. To nie one były złe, tylko ja za duża, z mojej własnej winy. Przystosowywanie czegokolwiek dla wygody osób otyłych wydaje mi się przesadą. Równie dobrze osoby o zbyt dużych i odstających uszach mogłyby żądać zaprojektowania czapek specjalnie dla nich. To porównanie przesadzone, ale celowo – by przedstawić bezsensowność tych teorii. Teraz się odmieniło... Kiedyś nie lubiłam siadać obok osób szczupłych, teraz nie lubię siadać obok osób grubych. Jakoś tak się cisnę, brak mi miejsca, czuję się stłamszona i jak w pułapce. Znalazłam się na miejscu osób, które odczuwały dokładnie to samo, gdy to ja siadałam obok nich i to  ja byłam TĄ GRUBĄ. Już wiem, jak to jest. Jeśli chodzi o wspomniane już krzesełka stadionowe... ich szerokość to średnio 42 centymetry. Mając 104 cm w biodrach mieszczę się w nich bez problemu, choć nie ukrywam, że mogłyby być szersze o 3-4 centymetry. Tylko że jak wspomniał Waldek, oznacza to zmniejszenie ilości siedzeń na stadionie. Stworzenie specjalnej strefy też nie jest rozwiązaniem, bo trąci gettem. Wniosek? Wyciągnijcie sami.


źródło: podroze.gazeta.pl 

Zapraszam ponownie na Zieloną Cytrynę!! Dziś dyskusja o kanonie lektur szkolnych :))))))

czwartek, 11 sierpnia 2011

166. kotlety cielęce i sałatka z bobem.

  
Kotlety cielęce z szałwią

     Składniki:

- dwa kotleciki cielęce;
- sól, pieprz, suszona szałwia;
- olej;

     Kotleciki myjemy i rozbijamy delikatnie dłonią, posypujemy solą (używam morskiej, z młynka) i świeżo mielonym pieprzem oraz roztartą w palcach szałwią. Odstawiamy na kilka minut. Po tym czasie rozgrzewamy olej. Kotlety układamy na bardzo mocno rozgrzanej patelni, wówczas mięso szybko się zetnie z wierzchu i nie będzie chłonąć tłuszczu (zwracam na to uwagę, ponieważ większość ludzi smaży mięso na niedostatecznie gorącym oleju, przez co ich mięso zamiast się smażyć, raczej się... dusi, przez co staje się bardzo nasiąknięte tłuszczem – cenna wiedza z Kuchni TV ;p). Kotlety – jeśli nie są zbyt grube - smażymy ok. 2-3 minut z każdej strony. Nie polecam dłużej, ponieważ mięso będzie twarde. Pragnę również dodać, że cielęcina jest jednym z najmniej kalorycznych mięs! 100 g cielęciny to nie więcej niż 130 kcal, tak więc kalorycznie porównać je można do piersi z kurczaka, z tą różnicą, że jest zdecydowanie smaczniejsza i bardziej wartościowa. 




Sałatka z bobem


     Składniki:

- 500 g bobu;
- 1 czerwona cebula;
- kilka pomidorków koktajlowych lub innych;
- kapusta pekińska;
- sól, pieprz, odrobina oregano i bazylii;
- oliwa z oliwek / olej;

Bób gotujemy w mocno osolonej wodzie, aż zmięknie. Odcedzamy go, czekamy aż ostygnie i obieramy. Kapustę pekińską szatkujemy, cebulę kroimy w cienkie piórka, pomidorki kroimy na połówki. Dodajemy przyprawy.
 



Zapomniałabym!! Wszystkich zapalonych miłośników czytania zapraszam przy okazji na mojego nowego bloga:

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

165. wdm & limonka - rozmówki, cz. I


     Mężczyznom jest łatwiej. Wiecie, z nadbagażem. O grubszym mężczyźnie mówi się: postawny. Potężny. Dobrze zbudowany. Kobieta natomiast zawsze będzie GRUBA. W pierwszej części naszej rozmowy postanowiliśmy rozprawić się z tym stereotypem. Oboje mamy doświadczenie w byciu plus-size, tak więc mogliśmy skonfrontować nasze poglądy w różnych kwestiach. Stąd dyskusja, która koniec końców przybrała zupełnie inny kierunek...

                Limonka: Pozwolisz, że zacznę? Wam jest łatwiej kupować ubrania, gdy jesteście otyli.

                Wdm: Wcale nie łatwiej. Mężczyznom ogólnie jest trudniej kupować ciuchy, tyle że faceci w razie utraty kontroli nad wymiarami, częściej uciekają się do chodzenia w dresach.

                Ja te dresy to tak średnio widzę. Częściej zdarza mi się obserwować potężnych panów w dżinsach zapiętych ciasno pod brzuchem, tuż nad klejnotami...

                No właśnie. A na to wypuszczona koszulka i już facet wygląda na potężnego, a nie grubego. Ale jak zwrócisz uwagę na facetów, którzy nie mają ciuchów dobranych do tuszy, często zobaczysz panóww wyglądających jak kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży, albo jak źli ojcowie, którzy połknęli dzieciom piłkę do kosza.

                Dobrze, panie mądry.  A w czym Ty chodziłeś, gdy doskwierało Ci sadełko?

                Cóż, różnego rodzaju dresy, sportowe spodnie na sznurku lub gumce, do tego bluza bez ściągacza w pasie i dało się wytrzymać. Chociaż kiedy kładłem się na boku, a obok mnie miejsce na łóżku zajmował jeszcze mój brzuch, nie bardzo mi się to podobało. Brzuch u faceta zawsze źle mi się kojarzył. I tak naprawdę to był chyba u mnie główny powod rozpoczęcia walki z nadwagą i wzięcie się za siebie.
  
                No dobra, ale nie byłeś gruby z własnej woli, tylko przez chorobę.

                Dla mnie takie gadanie to uciekanie od odpowiedzialności. Czy ktoś mi wykręcał ręce? Pierwszy skok mojej wagi miałem po urazie kręgosłupa. Z totalnie aktywnego chłopaka (treningi pięć, sześć razy w tygodniu, bieganie, dyskoteki itp.) stałem się leżąco-siedzącym półkaleką. Przyznaję, że w tamtym okresie zaniedbanie siebie najbardziej przypisuję psychice. Przecież nie potrzebowałem jeść więcej, a wprost przeciwnie, a mimo to jadłem właściwie z nudów i dla rozrywki.Co tylko wpadło do ręki. W ciągu roku przytyłem jakieś 20 kilogramów. Kiedy uświadomiłem sobie, że przecież przy urazie kręgosłupa dodatkowa waga była dodatkowym obciążeniem, a i ćwiczenia rehabilitacyjne przychodziły mi z większym trudem, zacząłem dostosowywać ilości i jakość posiłków do faktycznych potrzeb mojego organizmu. Wtedy właśnie zacząłem dużo ćwiczyć metodą Sicka, o której kiedyś pisałem na blogu. Dlatego nikt mi nie powie, że choroby całkowicie uniemożliwiają kontrolę swojej wagi.

     Ale gdy zachorowałeś na wrzody, znów przytyłeś...

                Jak zwykle skrajności są złe dla naszego organizmu. Wrzody były efektem kilkunastu godzin dziennie ciągłego siedzenia za kółkiem, nieregularnych posiłków, dużej ilości kawy z fusami (często nazywanej sypaną, zupełnie jakby rozpuszczalna była wlewana...),   fast foodów, no i papierosów.Nie bez powodu mówi się, że wrzody to choroba zawodowa kierowców. A dieta przy wrzodach, którą przepisał mi lekarz, oprócz wielu ograniczeń spośród większości spożywanych przeze mnie produktów, składała się najczęściej z leciutkich i łatwo przyswajalnych kleików, papek i tego typu rzeczy. Nie wiem, czy to z powodu psychiki, czy tych posiłków, ale czułem się wtedy cały czas głodny. Szybko się okazało, że zalecenia częstego jedzenia, ale nie wskazanie sensownych ilości , bo nikt wtedy na  to nie patrzył, znów zaowocowały tym, że waga  totalnie skoczyła.

                Ile wtedy ważyłeś?

                Ponad sto kilogramów, a mam 180 cm wzrostu i najlepiej czuję się przy wadze 78-82 kg. Teraz ważę 74 kilogramy.

                Więc teraz raczej już nie powiesz, że otyłość przeszkadza Ci w pracy, bo ani nie jesteś otyły, ani nie jeździsz. Jak sądzisz, jak to w ogóle z tym jest u mężczyzn? To znaczy, z pracą?

                Otyłość zwykle przeszkadza, obojętnie czy facetowi, czy kobiecie. Jeżeli mięśnie osiemdziesięcio-, czy dziewięćdziesięciokilogramowego faceta muszą dźwigać dodatkowe dwadzieścia, czy trzydzieści kilogramów, to normalną rzeczą jest, że odbija się to na kondycji, poceniu się, szybszym męczeniu i tak dalej. Krótko mówiąc – często na efektywności pracy. Poza tym wszyscy mówią tylko o wadze. Rzadko kto zwraca uwagę na wygodę ciała i stosunek masy mięśniowej do tkanki tłuszczowej, czy ogólnej masy ciała, a to są równie ważne rzeczy. W tej chwili ważę 74 kg, ale wcale nie jestem za chudy, tylko jest to efektem zmniejszenia się masy mięśniowej.

                Skupmy się jednak na ogólnych kwestiach. Czy twoim zdaniem otyłym mężczyznom łatwiej jest znaleźć pracę, niż otyłym kobietom?

                Chyba ogólnie mężczyznom łatwiej jest znaleźć pracę, bo mogą iść do fizycznej roboty i nikt nie patrzy na ich prezencję, czy na to, ile kilogramów nadwagi mają. Inną kwestią jest to, czy oni w ogóle w tej pracy dadzą sobie radę, czy po pięciu minuach spłyną potem.

                A jak widzi Ci się określanie otyłych mężczyzn w eufemistyczny sposób, a o kobietach mówienie wprost?

Myślę, że to ogólnie efekt naszej kultury i tego, że faceta niby  nie można obrażać, a kobiecie najczęściej ze względu na jej uzależnienie od mężczyzny to już można dowalić z grubej rury. Stereotypem jest duży facet i drobna, uległa mu kobieta. Uważam, że w dzisiejszych czasach mówienie o kimś w taki, a nie inny sposób, to jest tylko i wyłącznie wynik kultury osobistej każdego z nas. Zawoalowanie swojego wyglądu jakimiś tam eufemizmami, to czyste lenistwo, albo efekt górowania nad kimś.

Co chcesz przez to powiedzieć?

No bo wyobraź sobie dwie scenki. Pierwsza, wspomniana przez Ciebie kiedyś fajna, zgrabna sekretarka i jej otyły dyrektor. Czy uważasz, że ona, albo ktokolwiek z pracowników z oczywistych względów zawodowych ośmieli się powiedzieć dyrektorowi, lub o nim,  że się spasł, albo zaniedbał, albo że poci się jak prosiak w garniturze za parę tysięcy? Tak samo w rodzinie. Jeżeli facet jest osobą dominującą, a często utrzymującą rodzinę, rzadko która kobieta powie o nim, że jest gruby. Określi go jako potężnego, przysadzistego, albo przy kości, ale nie jako grubego. O obcych powiedzieć coś takiego wprost jest o wiele łatwiej.

Koniec części PIERWSZEJ.

wtorek, 2 sierpnia 2011

164. wypasacze.

Kiedy kilka dni temu, gdy w najlepsze wcinałam kokosowy biszkopt mojej mamy, zadzwoniła do mnie Dominika (jedna z czytających nas dziewczyn, a prywatnie moja koleżanka) pomyślałam, że coś się stało. Że bloga wcięło w cyberprzestrzeni, IV Rzesza zaanektowała Gdańsk, albo coś jeszcze gorszego. Grobowym głosem oznajmiła, że MUSZĘ obejrzeć film, do którego link wkleiła w komentarzu pod ostatnim tematem. I żebym najlepiej podczas oglądania niczego nie jadła. Ja jednak, będąc nieustraszoną wielbicielką wszystkiego co najgorsze na ekranie, wyposażyłam się w kolejną tego dnia porcję kruchych, wiśniowych pierożków (w starciu z ostatnimi wypiekami mojej mamy, nawet najściślej przestrzegający zasad zdrowego żywienia człowiek nie ma najmniejszych szans).

Włączyłam film i pomyślałam, że oto właśnie mam kolejny temat na bloga (oczywiście słodkości odstawiłam i nie tknęłam ich już tego dnia). Rzecz więc będzie o...  FEEDERSACH.

Feedersi (z ang. wypasacz, dokarmiacze) są osobami (głównie mężczyźni) z zaburzeniami preferencji seksualnych, u których podniecenie wywołuje OTYŁOŚĆ. Widok otyłej osoby i całego jej ciała, a także dokarmianie jej, a właściwie mówiąc dosadniej, tuczenie. Niektórzy z nich mogą odczuwać podniecenie podczas ubliżania otyłym z powodu ich tuszy, lub podczas obserwowania, jak otyła osoba spożywa posiłek.

Onet opublikował kiedyś artykuł na ten temat, pozwolę więc sobie zacytować:


Według seksuologa, dra Andrzeja Depko, jest to po prostu „odmiana fetyszyzmu, w której fetyszem staje się nadmiernie otyłe ciało kobiety”. - Podłoże feederyzmu jest takie samo, jak każdej innej dewiacji seksualnej - tłumaczy.
A jak feedersi określają samych siebie? Zgodnie z definicją, którą można znaleźć na brytyjskiej stronie feedersów, dokarmiacz to „mężczyzna, który kocha otyłe kobiety. Wielu mężczyzn i wiele kobiet podnieca wszystko, co jest związane z otyłością. Dla FA (ang. Fat Admirer – osoba lubiąca krągłości) nazwanie kogoś grubym jest największym komplementem i docenieniem czyjegoś piękna”.
- Chciałbym pomóc seksownej kobiecie przytyć. Uczestniczyć w powiększaniu się jej brzucha i całego ciała. Jeżeli szukasz kogoś, kto pomógłby ci przytyć, znalazłaś idealnego faceta. Jestem byłym zawodowym graczem baseballu, który wie, jak się odżywiać i jak przytyć bez rozstępów – zachęca na forum feedersów Noir. (...)
 Metody tuczenia są różne. Na jednej z brytyjskich stron, przeznaczonej dla miłośników obszernych kształtów, można znaleźć m.in. opis instruujący, jak „zachęcić” kobietę do zjedzenia dużych ilości pokarmu: „Musisz się upewnić, żeby talerz nie był zbyt pełny i żeby było trochę wolnego miejsca wokół brzegów. W ten sposób sprawisz, że twoja znajoma nie zauważy, jak duża jest porcja, przez co nie poczuje się pełna od samego patrzenia na jedzenie. […] Wkrótce skończy swoją porcję, a ty przyniesiesz jej kolejną. […] Gdy zauważysz, że twoja znajoma zacznie się angażować w waszą znajomość, rozpocznij rozmowę na jej ulubione tematy. To spowoduje, że dobrze się poczuje i nie będzie skupiała się na jedzeniu. […] Kiedy z pewnym wysiłkiem skończy swoje kolejne danie, pogratulujesz jej i wspomnisz, że przecież byłoby nieładnie wyjść bez deseru, po czym zaproponujesz lody. […] Gdy powie, że jeszcze nigdy nie była tak pełna, zapewnij ją, jak seksownie wygląda w tym momencie. Możesz dodać, że świetnie bawiłeś się tego wieczoru i że powinniście się spotykać częściej. Ona ci przytaknie. Po wyjściu będzie podziwiał jej nabrzmiały brzuch i pomyślisz, jak świetnie wyglądałaby, gdyby bluza, którą ma na sobie, była na nią za ciasna. Po kilku tygodniach tego typu posiłków tak się stanie”. (...)
 - Możesz kogoś więzić w domu lub piwnicy albo uczynić z niego więźnia w jego własnym ciele – tłumaczy Hanne Blank, amerykańska pisarka, znana ze swoich publikacji na temat seksualności. - Są przypadki, w których feedersi twierdzą, że są w związku feeder-feede za obopólną zgodą. Może to być jednak bardzo trudne do udowodnienia. Jest to bardzo „śliska” sprawa z powodu szkód, jakie tak wiele otyłych kobiet odnosi ze względu na to, że są emocjonalnie manipulowane. Tym bardziej, że ludzie są w stanie posunąć się do takich skrajności ze strachu przed utratą partnera. (...)
 - Ofiarą jest ten, kto czuje się wykorzystywany i kto czuje, że jego życie zostało podporządkowane zaspokajaniu potrzeb drugiej strony – tłumaczy dr Andrzej Depko. - Jeżeli dana osoba nie ma takiego poczucia, to trudno mówić o wykorzystywaniu. Czasami ludzie tworzą bardzo stabilne związki oparte na występowaniu dewiacji u jednej z płci lub u obydwojga. Ich związek jest bardzo komplementarny i czasem jest trwalszy od niejednego związku, w którym takie zaburzenia nie występują. 


                Przeraziłam się całkiem serio. Prawdę powiedziawszy, w głowie mi się nie mieści, że ludzie są zdolni do takich zachowań. Czym innym jest dopingowanie partnera, by pozbył się nadwagi zagrażającej jego zdrowiu, a czym innym świadome tuczenie go, by ważył jak najwięcej. Czy można to nazwać sadyzmem, czy jeszcze nie? Czy tuczenie kobiety za jej własną zgodą było etyczne? Czy różni się to od innego rodzaju fetyszów? Ciężko odpowiedzieć mi na własne pytania, ponieważ odpowiedzi na nie jest tyle, ilu ludzi. Bez wątpienia jest to coś, o czym trzeba mówić (cóż, pewnie kilka kobiet po obejrzeniu tego programu przestraszyło się, czy ich mężczyzna mówiący kochanego ciała nigdy za wiele lub kocham twoje krągłości nie jest przypadkiem feedersem). 

Cały artykuł na ten temat znajdziecie TUTAJ, film natomiast możecie obejrzeć pod poniższym linkiem: 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...