wtorek, 28 sierpnia 2012

Nasza ambrozja - olej lniany i konopny


                Są takie dni, które zupełnie nie zwiastują, że stanie się coś, co zmieni Twoje postrzeganie pewnych rzeczy. Budzisz się rano, wychodzisz z psem, udajesz się na targowisko po kilogramy świeżych warzyw i reszta dnia należy do ciebie. Taka właśnie była jedna z ostatnich sobót. Jedynym, co wyróżniało ją spośród innych, był Jarmark Dominikański, na który postanowiliśmy się wybrać, nim dobiegnie końca i będziemy musieli o nim zapomnieć aż do następnego roku.  

                Jarmark to jedna z niewielu okazji w roku (o ile nie jedyna), kiedy w jednym miejscu możemy obkupić się po uszy w niektóre produkty. Przez Internet nie jest już tak miło…

                Spacerowaliśmy więc wśród straganów, obserwując przy okazji zajadających się „swojskim” chlebem ze smalcem ludzi i szukaliśmy NASZYCH stoisk (rozglądaliśmy się m.in. za żytnim chlebem na zakwasie, pieczonym na liściu chrzanu i za kiełbasą z sarniny oraz koniny). W pewnym momencie, gdy zaopatrywałam się w brakujące przyprawy, Waldek zniknął mi z oczu. Dostrzegłam go po chwili przy jednym ze stoisk i dołączyłam do niego, ciekawa, co tym razem go zainteresowało. W ten oto sposób trafiliśmy na stoisko Państwa Polachowskich sprzedających na Jarmarku swoje tłoczone na zimno oleje. W sobotę po południu był olej konopny, lniany, rzepakowy, z czarnuszki i ostropestu. Olej, jak olej, pomyślałam i podejrzliwie spoglądałam na Waldka, któremu oczy świeciły się jak dziecku w sklepie z zabawkami. Kiedy sprzedający oleje pan poprosił, byśmy się poczęstowali, Waldek już prawie wychodził z siebie. Zamoczył kawałek chleba w malutkiej miseczce wypełnionym ciemnozielonym olejem i kazał mi spróbować. Jeśli do tej pory sądziłam, że oliwa z oliwek to delicja, teraz odkryłam prawdziwą ambrozję. Smak eksplodował w moich ustach, czułam coś podobnego do prażonego słonecznika i orzechów i przez chwilę pomyślałam, że właśnie tak musiało smakować wiejskie powietrze w czasach nie zmechanizowanych. Niekulturalnie, z pełnymi ustami, zapytałam Waldka: Oooe, hotojehhhh? Odpowiedział, że olej konopny. Po chwili i on spróbował, a ja wiedziałam już, że nie wyjdziemy z Jarmarku bez przynajmniej jednej butelki oleju. 



                Nie przesadzam. TEN SMAK już w pierwszej sekundzie zawędrował na moją listę dziesięciu najbardziej zniewalających smaków. Za chwilę trafił na nią także olej lniany. A rzepakowy? Na litość boską, taki ładny, żółciutki płyn, który kupuję w sklepach pod nazwą „olej rzepakowy” NIE MA NIC wspólnego z olejem rzepakowym tłoczonym na zimno, którego spróbowałam na Jarmarku. Był po prostu wyborny. Wstyd mi, po prostu wstyd, że wcześniej nie poznałam tych smaków. Jak ja mogłam żyć bez oleju tłoczonego na zimno? Kupiliśmy więc dwie butelki – olej konopny (200 ml) i lniany (330 ml). Nie było sensu brać od razu większej ilości – oleje tłoczone na zimno mają bardzo krótką datę przydatności do spożycia (aby nie zjełczały i nie straciły cennych składników). A Waldek? Waldek tylko na mnie spojrzał i wiedziałam już, że oleje zasłużyły na osobny post…



Wpis powstał 13 sierpnia. Edycja (28 sierpnia):

                Pierwsze butelki powoli na wykończeniu. W sałatkach sprawdzają się idealnie, choć my najbardziej lubimy je na zwyczajnych kanapkach. Delikatnie pokropione olejem kawałki chleba, z sałatą, serem i pomidorami – smakują inaczej! Oooojejku, dziś jeszcze mniej rozumiem ludzi, którzy używają margaryny…








                Poniżej króciutki wywiad z Panem Jackiem Polachowskim, który wraz z żoną wytwarza te  przepyszne cudowności :)



Jak długo zajmujecie tłoczeniem olejów i skąd w ogóle pomysł na własną tłoczarnię i rozpoczęcie produkcji?

Tłoczeniem oleju zajmujemy się od stycznia. Pomysł zrodził się z życia. Wielu naszych znajomych pragnęło zdrowo się odżywiać i szukali takich właśnie świeżych produktów. Chcieliśmy zaspokoić oczekiwania ich i wielu innych ludzi. Mała firma wzbudza duże zainteresowanie i produkuje małe ilości zawsze świeżego oleju.

Z czego tłoczycie swoje oleje i czy w tłoczeniu istotna jest sezonowość, a co za tym idzie, dostępność poszczególnych olejów w ciągu roku?

Oleje tłoczymy z głównie z polskich nasion m.in. len, rzepak, słonecznik, ostropest, konopie, czarnuszka, lnianka, dynia. Lecz z importowanych nasion tłoczymy olej kokosowy, sezamowy. Wszystkie nasiona są dostępne cały rok, wyjątek stanowi wiesiołek i dynia, która w końcowym etapie jest zbyt sucha, żeby można było wytłoczyć z  niej olej.

Czym różnią się Wasze oleje od  tych, które można kupić w każdym sklepie?

Nasze oleje wyróżniają się świeżością, krótkim terminem przydatności. Najczęściej sprzedawanym olejem jest trzydniowy. Zachowuje on 100% swoich wartości. Oleje przechowywane w sklepach mają mniejszą wartość, ponieważ utleniają się na sklepowych półkach.

Jakie właściwości mają poszczególne z nich?

Olej lniany (budwigowy) to główne bogactwo omega 3, które chronią przed rakiem, zbijają cholesterol, działają osłonowo na przewód pokarmowy, wrzody żołądka, mają pozytywny wpływ na wzrok i pamięć. Olej konopny podobnie jak lniany to bogactwo kwasów omega 3, aż 74%. Ma właściwości podobne jak lniany, charakteryzuje się korzenno-orzechowym smakiem. Olej z pestek dyni polecany jest dla mężczyzn. Chroni przed rakiem prostaty. Działa przeciw pasożytom układu pokarmowego i zbija cholesterol. Olej z ostropestu zawiera dużo sylimaryny, która regeneruje wątrobę. Zawiera kwasy omega 3, hamuje podział komórek nowotworowych, oczyszcza organizm z toksyn i rozpuszcza kamienie żółciowe. Olej rzepakowy zwany „oliwką północy”, jest bogatym żródłem omega 3, reguluje przemianę materii, wspomaga układ krążenia, zapobiega zawałom i miażdżycy. Reguluje poziom cholesterolu. Olej z nasion wiesiołka stosowany w leczeniu miażdżycy, zapobiega powstawaniu skrzepów, w leczeniu SN, zmiesza drętwienie i osłabienie kończyn. Zwiększa odporność organizmu. Olej słonecznikowy to bogactwo witaminy młodości - E. Stosuje się w podnoszeniu odporności, likwiduje skurcze łydek, neutarlizuje wolne rodniki. Obniża poziom cholesterolu. Olej z czarnuszki w medycynie stosowany w leczeniu stanów zapalnych skóry, leczy grzybicę, łuszczycę, obniża poziom cukru we krwi, działa przeciwbólowo, przeciwzapalnie, silnie antybakteryjnie, antywirusowo, rozkurczowo, reguluje pracę wielu układów, działa odtruwająco i uspokajająco. Rozpuszcza kamienie, wspomaga leczenie impotencji, dodaje wigoru, odmładza. Olej sezamowy przyczynia się do obniżenia ciśnienia krwi. Obniża cholesterol, chroni przed nowotworami, chroni przed miażdżycą, zawałem serca i udarem mózgu, likwiduje zaparcia. Zapobiega skrzepom. Ma bardzo duże wartości odżywcze. Olej kokosowy. Palma kokosowa to „drzewo życia”. Olej kokosowy zawiera wiele składników odżywczych i leczniczych. Olej kokosowy poprawia odporność organizmu, niweluje stany zapalne skóry, posiada działanie antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybicze. Leczy trądzik, zapobiega chorobom układu pokarmowego, zaburzeniom odporności, nadwadze, profilaktycznie w nowotworach. Zastosowanie w kosmetyce jako krem, balsam, maseczka. Można stosować na skórę i włosy. Spowalnia proces starzenia się skóry.

Co możecie powiedzieć na temat spożywania tego typu olejów przez osoby będące na diecie odchudzającej?

Od olei tłoczonych na zimno się nie tyje, ponieważ zawierają one krótkie łańcuchy, które w komórce zostają zamienione na energię a nie odkładają się w organizmie jako tłuszcz.  
 
Gdzie można nabyć oleje Waszej produkcji i jak kształtuje się ich cena?  

Oleje nasze można złożyć zamówienie na maila ewacameleon@gmail.com lub poprzez Allegro www.cameleon.na.allegro.pl Ceny można sprawdzić na Allegro.

Dziękuję za rozmowę
Jacek Polachowski

sobota, 25 sierpnia 2012

Aktywna sobota (III) - Łan... tu...

             Tęskni mi się za blogiem, gdy zbyt długo nie piszę. I za tematami, które już poruszałam i których chyba nie wypada powtarzać. Za miesiąc zacznie się rok akademicki i do reszty zatonę w pracy magisterskiej, co pozwala mi przypuszczać, że ilość postów na blogu znów ulegnie zmniejszeniu. Przeglądałam wczoraj blog na Onecie i nasze pierwsze wpisy. Momentami chce mi się śmiać z mojego nastawienia. Dziś nie podpisałabym się pod wieloma rzeczami, które napisałam wówczas. Dziś nie przeżywam już nadprogramowej przekąski, bo nauczyłam się (mniej lub bardziej) panować nad tym, co jem (pewnych rzeczy wciąż nie kupuję i nie jem!). Ale może wynika to z faktu, że minęły już dwa lata od oficjalnego zakończenia odchudzania?

                W ciągu ostatnich kilku tygodni trochę „pospacerowałam” po blogach, które z założenia mają traktować o odchudzaniu i zdrowym odżywianiu. Powyrastały jak grzyby po deszczu i nawet nie  wiedziałam, że jest ich tyle (gdy w ubiegłym roku pisałam artykuł dla Shape, miałam problem ze znalezieniem TRZECH!). Ale czuję się zaniepokojona i zniesmaczona, bo więcej jest tam odchudzania na siłę, niż zdrowego odżywiania, a sporo dziewczyn prezentuje podejście pod tytułem: „Dziś-byłam-u-babci-i-nażarłam-się-słodyczy-ale-od-jutra-znów-dieta”. I tak dwa razy w tygodniu. Co gorsze, wiele dziewczyn wzajemnie się nakręca i utwierdza we własnych, błędnych przekonaniach. To właśnie ta rzecz, o której pisałam wiele razy – komuś się wydaje, że dieta  to katorga i samobiczowanie, a ciastko jest narzędziem zbrodni i najlepiej od razu się rozpłakać i wyżalić na blogu, że się nie ma siły i motywacji. Nie zrozumcie mnie źle – wsparcie od innych osób będących na diecie jest fantastyczne, ale jeśli po raz dwudziesty siódmy popełnia się ten sam błąd i oczekuje słów pocieszenia, jest  to dla mnie już bezczelność. Gdyby przestać traktować odchudzanie jako zło konieczne, problemu by nie było.

                Dziś, ponieważ jest sobota, mam dla Was ćwiczenia, które doprowadzają mnie do szału. Dosłownie. Są fantastyczne i robię je codziennie na zmianę (kolana ostatnio bolą mnie piekielnie :/// Czy ktoś ma ten sam problem, że po prostu chrupie mu w kolanach?), ale dostaję białej gorączki, gdy słyszę… ach, zresztą sami zobaczcie. Może lepiej będzie wyłączyć dźwięk? ;)))









PS. Nie bardzo wiem, jak podejść do wytłumaczenia się z wczorajszego wywiadu. Uważam go za fantastyczny, a rady w nim zawarte za bardzo przydatne, ale wydaje się, że faktycznie można było odnieść mylne wrażenie, że kobieta w rozmiarze większym, niż 38 jest gruba. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi – jeśli więc któraś z Was poczuła się tym urażona, najmocniej przepraszam.

PS.2. W playliście tym razem jeden utwór – czołówka z serialu, który ostatnio nie daje nam spać. OBŁĘDNY!

PS.3. Przeczytałam przedwczoraj rewelacyjną książkę - Wyznania upiornej mamuśki. Uwierzcie, prawie wyłam ze śmiechu. Zapraszam jutro na Zieloną Cytrynę, będzie o książce parę zdań.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Modna XL-ka - wywiad z Jessiką Klaudią Kubasiak, personal shopper i stylistką

          Jessikę uwielbiam i znam już od dawna. "Znam" to za dużo powiedziane, bo nigdy nie rozmawiałam z nią osobiście, na żywo. Miałam przyjemność zachwycać się jej stylem już kilka lat temu, gdy studiowałam w Katowicach - Jessika była na tym samym kierunku co ja, i... no cóż, zawsze wyglądała doskonale. Do dziś pamiętam jej dwukolorowe stylizacje i fantastyczne, biało-czarne rajstopy. Myślałam sobie później, że ta  wspaniale ubrana dziewczyna powinna prowadzić modowy blog. Kilka miesięcy temu przypadkowo trafiłam na nią w sieci. Jessika założyła blog, a ja podskoczyłam do góry z radości, dziwiąc się trochę, że nie zrobiła tego wcześniej. I gdy ostatnio wpadł mi do głowy pomysł na ten post, wiedziałam, że jeśli ma on powstać, chcę rozmawiać TYLKO z Jessiką. A ponieważ często udaje mi się osiągnąć swój cel, oto efekty... :)))))

Droga Jessiko, na początku naszej rozmowy chciałabym zadać Ci pierwsze, podstawowe pytanie – co Twoim zdaniem jest największym błędem popełnianym w ubiorze przez kobiety z nadwagą i otyłe? 


Podstawowym błędem kobiet, nie tylko tych o większych kształtach, ale również tych bardzo szczupych, jest bezrefleksyjne naśladowanie trendów, przyjmowanie fasonów, krojów, materiałów – które zamiast upiększać, deformują kształty. Często ukrywają atuty, eksponując  mankamenty. Doskonałym przykładem jest moda na połyskujące materiały:  aksamit, satyna, skóra – wszystkie te materiały dodają objętości. Błędem wielu kobiet jest traktowanie najnowszych trendów jak wyroczni, a nie wskazówki. Najważniejsze jest, by być świadomym własnej sylwetki i ubierać się zgodnie własnymi kształtami, trendy natomiast traktować z przymrużeniem oka, inspirując się nimi, jednak zachowując umiar.

Ofiary mody...






Na przykładzie Kelly Osborne możemy możemy zobaczyć właściwy i niewłaściwy dobór sylwetki do stroju


Co sądzisz o kobietach, które za wszelką cenę próbują wbić się w spodnie o dwa numery za ciasne i wychodzą na ulicę w opiętej do granic możliwości bluzce? Nie mają pojęcia o dobrym smaku, czy po prostu podobają się sobie właśnie tak ubrane? 

Poruszasz bardzo ważną kwestię,  którą wiąże się nierozerwalnie z przemyślanym, dopracowanym wizerunkiem – a mianowicie z samokrytyką i samoakceptacją. Opisana przez ciebie sytuacja wynika zarówno z braku pierwszego jak i  drugiego, czego efektem jest strój nieadekwatny do własnej sylwetki. Myślę, że właścicielka tego typu zestawu, pragnie wygladać modnie, nowocześnie oraz seksownie, ale gdzieś po drodze zgubiła się we własnych modowych poszukiwaniach, czego efektem jest strój inspirowany stylem szczupłych nastolatek, którym z racji wieku i „świeżości”  wszystko ujdzie płazem.


Jak temu zaradzić?


Przede wszystkim należy zaakceptować siebie. Stanąć przed lustrem, powiedzieć sobie: Mam 43 lata, urodziłam trójkę dzieci, mam prawo mieć naciagnętą skórę na brzuchu i lekko obwiśnięte piersi oraz 2 rozmiary więcej w biodrach, niż 25 lat temu, gdy kończyłam 18 lat.  Piękno nie ma jednego rozmiaru i można wyglądać  seksownie również w rozmiarze 46, ale żeby to osiągnąć, należy się zaakceptować , ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami. To pierwszy krok w drodze do doskonałego wygladu.


Jaki jest drugi krok?


Gdy już zaakceptujemy siebie – należy spojrzeć na swoje ciało krytycznie.  To znaczy, że jesteśmy świadome swojej sylwetki, akceptujemy ją, ale by ruszyć dalej musimy również widzieć, co jest naszym atutem, a co mankamentem, a tym samym, co eksponować, a co ukrywać. Często określenie własnej sylwetki stanowi problem dla wielu kobiet, a sama wiedza „co jest nie tak”, nie zawsze pozwala umiejętnie to ukryć. Wówczas przydatna może być porada stylisty czy personal shoppera,  który pomoże okreslić  typ naszej sylwetki oraz podpowie jak tuszować mankamenty.


Przykład dobrze zastosowanego dekoltu oraz podkreślonej (pozornej)  talii tuż pod biustem – całość wysmukla sylwetkę i prezentuje to, co najlepsze
Czego koniecznie powinny się wystrzegać w ubiorze pulchne kobiety?


Nie można wrzucić do jednego wora kobiet w rozmiarze 38+. Każda kobieta ma inną sylwetkę, istnieje kilka typów  kobiecych sylwetek i większość z nich daje się zaklasyfikować  i nazwać (choć istnieją również typy mieszane). Kobiece sylwetki możemy podzielić według jednej z kilku klasyfikacji na: kolumny, lizaki, rożki, kielichy, cegły, jabłka, wazony, klepsydry, wiolonczele, kręgle, gruszki oraz dzwony. Trudno więc jak widzisz udzielić jednoznacznej odpowiedzi na twoje pytanie. Każdy z typów sylwetek rządzi się swoimi prawami.


Mimo to, jest kilka zasad uniwersalnych. Przede wszystkim, bez względu na rozmiar, nie należy ukrywać swego ciała od szyi aż po pięty luźnymi ubraniami. Tym sposobem maskujemy swoją sylwetkę, jednak wcale nie odejmujemy jej kilogramów, wręcz przeciwnie, często tym sposobem ukrywamy również nasze atuty, deformując własne kształty.  Warto pamiętać , że każda kobieta bez względu na rozmiar posiada wcięcie pod biustem i warto je akcentować. Posiadaczki obfitych biustów nie powinny tuszować ich golfami ani łódkowatymi dekoltami, które deformują piękne piersi, czyniąc z nich jedną wielką nieokreśloną  wypukłość.  Panie o dużym biuście powinny pokochać kopertowe dekolty oraz te o kształcie litery V, skupi to uwagę na atutach, a także wysmukli szyję oraz dekolt.  Jedną z zasad dotyczących wszystkich kobiet o grubszych nogach, jest kategoryczny zakaz noszenia wzorzystych rajstop. W zimie warto dobierać je pod kolor butów, w cieplejsze dni lepiej decydowac się na te w naturalnym odcieniu skóry. Wszystkie wzorzyste desenie na nogach pogrubiają je, skracają, i co najgorsze, przykuwają większą część uwagi do tej części stroju i ciała.


Nawet na modelce z wybiegu, która nosi rozmiar 34 zabieg ten zrobił swoje – zobaczcie same


Jakie tkaniny są najlepsze dla kobiet o większym rozmiarze? I na odwrót - jakich należy unikać, jeśli nosimy plus size? 


Wszelkiego rodzaju błyszczące tkaniny jak aksamit, satyna czy lateks, podkreślają każdy mankament figury, optycznie dodając kilogramów. Zalecam swoim klientkom przede wszystkim bawełnę, materiały z lycrą oraz lniane tkaniny na lato.


W satynie nawet Eva Longoria wygląda na posiadaczkę przysadzistych ud


Na jakie buty powinnyśmy zwrócić uwagę? Czy jest jakieś obuwie, którego musimy się wystrzegać, o ile nie chcemy wyglądać śmiesznie? 


Tak oczywiście, obuwie jest niemalże równie istotne, jak dobrze dobrany krój sukienki. Kategorycznym błędem jest zakładanie botków do spódnicy bądź spodni do kolan, zabieg ten niesamowicie optycznie skraca nogi oraz dodaje im kilogramów. Nie odradzam jednak zupełnie botków – nadają się one świetnie do spodni, dobrane pod kolor – optycznie wydłużą całą sylwetkę.  Często popełnianym błędem przez panie o większych nogach, jest zakładanie cieniutkich szpilek, które potęgują tylko wrażenie ciężkości. Do okrągłych nóg proponuję noszenie obcasów o stożkowym kształcie zwężających się ku dołowi,  bądź na słupku. Idealnym rozwiązaniem są również koturny. Błędem jest także noszenie zupełnie płaskich butów, warto kupować oficerki, baletki i inne z natury płaskie obuwie na choćby 2-3 centymetrowym klocku - obcasie.  Nawet niewielki obcas sprawia, że mięśnie w naszych nogach naprężają się i wysmuklają łydki, a krok staje sie bardziej sprężysty.


Przykład na to, co płaskie buty robią z sylwetką. U góry w płaskich butach, poniżej w szpilkach


A co ze spodniami?


Spodnie są wielkim problemem dla kobiet o rozmiarze +38. Problemem jest już znalezienie właściwych, takich, które zmieszczą nasze uda i nie będa odstawały w pasie.  Jednak gdy już uda się znaleźć te ukochane jeansy – szybko przecierają się w kroku. Osobiście odradzam jeansy moim klientkom o przysadzistych biodrach i potężnych udach. Gruby materiał, z którego są wykonane sprawią, że każdy (bez względu na rozmiar) wygląda w nich na tęższego. Nawet kobietom o rozmiarze 36 dodają optycznie kilogramów, szczególnie te w jasnym kolorze, nie mówiąc już w ogóle o tych wycieranych i cieniowanych. Odradzam szczególnie rurki – uwidaczniają zbyt duży kontrast między potężnym udem, a często o wiele chudszą łydką, zaburzając proporcje naszego ciała. Szczerze polecam spodnie materiałowe o poszerzanych nogawkach,  z wyższym stanem, najlepej bez kieszeni bocznych. Gwarantuję, ze taki krój nie poszerzy Wam bioder, a dobrany do butów w odpowiednim kolorze wydłuży i wysmukli sylwetkę.  Jesli jednak rozstanie z jeansami jest dla Was zbyt trudne, polecam te w jednolitym (najlepiej ciemnym) kolorze, o poszerzanych u dołu nogawkach.



Czy chciałabyś coś dodać na koniec?


Tak, chciałabym powiedzieć wszystkim Twoim czytelniczkom, że nieważne jest, jaki rozmiar noszą, ważne jedynie, by przestrzegały zasad stylistycznych. Najlepszym dowodem na to, że można wyglądać perfekcyjnie w rozmiarze 38+ umiejętnie strosując stylistyczne triki, jest Beyonce, Nigella Lawson czy Salma Hayek oraz setki innych sławnych kobiet. Szukajcie inspiracji w sieci, podpatrujcie triki gwiazd i eksponujcie swoje walory. Dziękuję za możliwość wypowiedzenia się w tej kwestii, a na koniec pragnę życzyć wszystkim Paniom samych udanych stylizacji i mnóstwa inspirujących pomysłów. Pamiętajcie, piękno nie zna rozmiaru!






Jessika Klaudia Kubasiak

Personal shopper, stylista




Wyniki konkursu

                Drodzy moi! Najmocniej dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w zorganizowanym wspólnie z Eweliną ze sklepu bliskonatury.pl konkursie. Nadesłaliście wiele fantastycznych zgłoszeń i przyznaję szczerze, z obiema rękami na moim (z lekka arytmicznym :P) sercu, że naprawdę cieszę się, że to nie ja musiałam wybierać zwycięzcę, bo nie potrafiłabym się zdecydować. Ewelina stanęła przed nie lada wyzwaniem. Gdyby zależało to ode mnie, chętnie nagrodziłabym każdego z Was, jednak zasady są zasadami, a ilość nagród ograniczona. ALE… jest jedna niespodzianka! Otóż Ewelina wybrała TRZECH zwycięzców, co oznacza, że olej kokosowy powędruje do trzech osób, a nie do dwóch, jak myślałam i ogłosiłam na początku :)   

                Pozwolę sobie po prostu zacytować odpowiedź Eweliny, którą wysłała do mnie:


"Miałaś rację co do trudów wyboru komentarzy - nie było prosto. Ale decyzję podjąć musiałam i oto ona:

 I miejsce zajmuje Daria Gosek: za historię o dryfowaniu orzecha kokosowego, przy której się rozmarzyłam.


Dowiedziałam się, że Kalpa Vriksha w sanskrycie oznacza "drzewo, które zaspokaja wszystkie potrzeby życia" i tak własnie jest postrzegana palma kokosowa. Pochodzi ona z Polinezji. Nie wiem, czy wiecie, ale jej orzechy mogą dryfować w oceanie wiele tysięcy kilometrów.I nawet w czasie trwania tej podróży kokos jest w stanie kiełkować. To właśnie dlatego kokos rośnie na każdym niemalże kontynencie w ciepłym klimacie. I zrobiłabym dla tego drogocennego oleju prawie wszystko. No, może z wyjątkiem dryfowania po oceanie... Ale uwielbiam eksperymentować z kuchnią i kosmetykami - szukać nowych, egzotycznych, smaków i kosmetyków, próbować innych kultur.


 II miejsce dla Natalii Kazanowskiej, która jest maniaczką zdrowych olejów w diecie a jej dzieci na pewno będą wdzięczne mamie za kokosowe naleśniki.

Witam! Jestem maniaczką zdrowego odżywiania, w prawie każdej potrawie staram się przemycić rodzince wartościowe pokarmy, a zagadnienie tłuszczy w diecie to mój konik! Unikam jak ognia utwardzonych tłuszczy roślinnych, do smarowania pieczywa używam tylko masła, a do smażenia oliwy z oliwek, względnie oleju z pestek winogron, używam ich także do pieczenia zamiast margaryn i olejów rafinowanych. Słyszałam, że tłuszcz kokosowy jest idealny do smażenia, bo świetnie znosi wysoką temperaturę (czego o oliwie powiedzieć nie można:), w sklepach napotykałam tylko utwardzony tłuszcz kokosowy, bojąc się tłuszczy trans rezygnowałam z ich zakupu... Teraz przypadkiem trafiając na ten inspirujący blog, dowiedziałam się o istnieniu oleju kokosowego, który bardzo chciałabym wypróbować. Jeśli jeszcze on rzeczywiście tak oszałamiająco pachnie kokosem, to moje dzieciaczki będą mi wdzięczne za naleśniki pachnące rafaello, a nie sałatką z mozarellą:)! No i jako zwolenniczka medycyny naturalnej na pewno miałabym ochotę wypróbować jego cudowne właściwości lecznicze oraz kosmetyczne...


 III miejsce, z którym miałam najwięcej problemów BO WIEDZIAŁAM, ŻE TO JUŻ OSTATNIA OSOBA, przyznaję elizce na poprawę humoru. Po prostu!

Nagrodę powinnam wygrać ja,bo od jakiegoś czasu ciągle mam pecha
bo dentysta mnie strasznie skasował za zęby,które zreperował
bo miałam dziury jak koło od wrotki bo za dużo jadłam szarlotki
bo słodycze mi szkodzą ogromnie a kocham je wszechstronnie
bo wylało się całe mleko a do sklepu mam daleko
bo miałam dziś zły dzień,gonił mnie psa cień
bo kokos kocham ogromnie,może szczęście uśmiechnie się do mnie?


 Zwycięzców proszę o maila z adresem na bliskonatury@bliskonatury.pl

 Bardzo proszę o dopisek czy osoby te zgadzają się na wysyłkę oleju jak nieco odpuści upał. Boję się, że olej może wypłynąć z opakowania."

Raz jeszcze dziękuję wszystkim za udział w konkursie. Mam nadzieję, że równie chętnie weźmiecie udział w następnych konkursach, które odbędą się na blogu. 


A już teraz najserdeczniej zapraszam na wieczorny wywiad z moją ulubioną blogerką modową. Porozmawiamy sobie o tym, co powinny, a czego nie powinny nosić osoby o rozmiarze +XL :)))) 


niedziela, 19 sierpnia 2012

Obiad w 35 minut - pierś z kurczaka z przyprawą 5 smaków, brązowy ryż z imbirem, kurkumą i cytryną

          Obiad już w brzuchach, szybko więc dzielę się z Wami przepisem (bardzo prostym i chyba dość popularnym) na przepysznego, soczystego kurczaka i fantastyczny, sypki i aromatyczny ryż. 

          Ryż z imbirem, kurkumą i cytryną wg Jamiego Olivera, z lekką modyfikacją (2 duże porcje):

200 g brązowego ryżu ryżu;

- łyżeczka sproszkowanego imbiru lub dwucentymetrowy kawałek świeżego;
- łyżeczka kurkumy;
- łyżka soku z cytryny;
- sól, pieprz;
- łyżeczka oleju (u mnie kokosowy, do wypróbowania);

          Na głęboką patelnię wlać łyżeczkę oleju i wsypać ryż. Podsmażyć przez kilka sekund, dodać przyprawy i sok z cytryny, po czym zalać niewielką ilością wody, którą należy stopniowo uzupełniać, aż ryż całkowicie ją wchłonie, ale nie będzie bardzo miękki (preferujemy lekko twardy ryż).

          Kurczak z chińską przyprawą 5 smaków (2 porcje):

- 400 g piersi z kurczaka;
- łyżka chińskiej przyprawy 5 smaków;
- odrobina soli i pieprzu;
- łyżka oleju (u mnie znów kokosowy, byłam ciekawa, jak będzie komponować się z kurczakiem);

        Na patelni rozgrzać olej. Piersi pokroić w podłużne kawałki, obsypać przyprawą 5 smaków i smażyć na mocno rozgrzanym tłuszczu do zarumienienia.



Czas przygotowania potrawy: 35 minut. 

wtorek, 14 sierpnia 2012

Olej kokosowy (KONKURS!)


źródło: pinkberry.com
                Na wzmiankę o oleju kokosowym po raz pierwszy natrafiłam na blogu u Anwen, mojej ulubionej włosomaniaczki. Czytałam wówczas o olejowaniu włosów i szukałam informacji o tym, które oleje dają najlepszy efekt i najmocniej „uzdrawiają” przesuszone włosy. Jakiś czas później, dzięki całkowitemu zbiegowi okoliczności i rozmowie na Facebooku, jedna z naszych Czytelniczek, Ewelina Wysokińska, właścicielka sklepu internetowego Blisko Natury, zaproponowała mi przetestowanie ekologicznego, tłoczonego na zimno oleju kokosowego, wspominając przy okazji, że olej kokosowy doskonale sprawdza się przy odchudzaniu (stosując go, schudła 5 kg!). Głodna wszelkich nowinek nie mogłam odmówić i tak oto kilka dni temu w moje ręce trafiło dwustugramowe opakowanie oleju kokosowego.   

                Pierwszym, co uwiodło mnie w tym oleju, był jego obłędny zapach. Naprawdę pachnie kokosem, intensywnie i zniewalająco (kokos, cynamon i wanilia to moja święta trójca „słodkich zapachów”). Smakuje kokosem i jest wręcz SŁODKI! Ma fantastyczną konsystencję, trudno porównać ją do czegokolwiek innego. Trzymany w temperaturze pokojowej przypomina mi mocno ubite mikserem masło, a w lodówce twardnieje, jednak  nie na tyle mocno, by nie dało się go nabrać na łyżeczkę. Wypróbowałam go póki co na trzy sposoby:

- do jedzenia: stosując się do rady Eweliny, wypróbowałam go na kanapce z dżemem. Dżem wiśniowy nabrał delikatnego, kokosowego posmaku i było to całkiem interesujące doświadczenie (ja jednak nigdy nie smaruję kanapek i przy tym zamierzam pozostać, ale nie wypadało mi nie spróbować, jeśli mi ten sposób polecono  :P). W najbliższych dniach użyję go do smażenia kurczaka, podobno doskonale pasuje do kuchni azjatyckiej;
-  do olejowania włosów: oleje nakładam na włosy co dwa dni i trzymam 1-2 godziny. Po olejowaniu olejem kokosowym zauważyłam lepsze efekty, niż po oleju słonecznikowym, rzepakowym, czy oliwą z oliwek. Włosy były zdecydowanie bardziej miękkie, lepiej się rozczesywały i naprawdę niesamowicie mocno błyszczały w słońcu, co jest efektem trudnym do uzyskania na farbowanych blond włosach; O oleju kokosowym i jego zastosowaniu do pielęgnacji włosow znalazłam następującą informację: Jako jedyny olej chroni włosy przed utratą protein, dzięki swej specyficznej budowie olej kokosowy jest w stanie wniknąć w strukturę włosa i dokładnie go nawilżyć, dzięki czemu włosy stają się miękkie, lśniące i mocne. Stosowanie na skórę głowy wzmacnia cebulki, zapobiegając wypadaniu włosów. Zwiększa ukrwienie skóry i pomaga w walce z łupieżem. Można stosować jako maseczkę na całą długość włosów (a także skórę) przed myciem, lub nałożyć na same końcówki, aby zapobiec ich rozdwajaniu*.
- do nawilżenia stóp: w moim przypadku stopy to część ciała, z którą bardzo się męczę, by była odpowiednio wypielęgnowana (noszenie butów na bardzo płaskiej podeszwie zdecydowanie mi w tym nie pomaga…). Olej kokosowy nałożony na noc (plus bawełniane skarpetki) bardzo zmiękczył skórę, zwłaszcza na piętach i dał lepszy efekt, niż jakikolwiek krem do stóp (do tej pory moim faworytem był krem Nivea w klasycznym pudełku).

                Czym charakteryzuje się olej kokosowy?

                Przede wszystkim jest doskonałym olejem do smażenia. Nie pali się w wysokich temperaturach, bo praktycznie nie zawiera utleniających się kwasów tłuszczowych. A co najważniejsze: nie przyczynia się do budowy tkanki tłuszczowej! Co więcej, pobudza przemianę materii i spalanie kalorii, a zastąpienie wszelkich innych tłuszczów w diecie olejem kokosowym, może spowodować spadek wagi, nawet o 0,5 kg tygodniowo!  

                Olej kokosowy jest także naturalnym lekiem. Zawiera do 50% kwasu laurynowego, który ma silne  bakteriobójcze i wirusobójcze właściwości. Kwas laurynowy w organizmie przekształca się w monolauryn, pomagający niszczyć drobnoustroje pokryte lipidową otoczką (np. bakterię Helicobacter pylori, wywołująca wrzody żołądka i nowotwory układu pokarmowego, wirus opryszczki i  przeziębienia). Olej kokosowy, dzięki zawartości kwasu kaprylowego, pomaga wzmocnić naszą odporność (także posiada właściwości antybakteryjne, antygrzybicze i antywirusowe). Na powierzchni skóry pomaga w zwalczaniu wysypek i egzem, skaleczeń i mikrourazów, ponadto łagodzi świąd i ból w przypadku ukąszeń owadów. Olej kokosowy dobrze sprawdza się także w leczeniu trądziku. Cytując: w medycynie naturalnej używany jest więc do leczenia bardzo wielu schorzeń i dolegliwości, takich jak: bóle zębów, trądzik, opryszczka, wypryski, egzema, zapalenia i owrzodzenia skóry, syfilis, łysienie, siniaki, oparzenia, kaszel, przeziębienia, gorączka, osłabienie odporności, choroby układu trawienia, wrzody, kamienie nerkowe, bolesne i nieregularne miesiączki, niedobory witamin, astma, osteoporoza i wiele innych*.  


                Jeśli macie ochotę sami przekonać się o fantastycznych właściwościach tego oleju, mam dla Was niespodziankę! Ewelina, o której wspomniałam na początku mojego postu, ufundowała dla Was dwa duże opakowania tłoczonego na zimno oleju kokosowego! Aby go wygrać, należy wziąć udział w naszym konkursie.


                Regulamin konkursu:

1. Konkurs trwa od dziś do 21 sierpnia br., do godziny 23.59;
2. W konkursie może wziąć udział każdy Czytelnik bloga zamieszkujący na terenie Polski lub za granicą, o ile w przypadku wygranej jako adres do wysyłki poda adres na terenie Polski;
3. Każdy uczestnik konkursu może wysłać tylko jedną odpowiedź;
4. Jeden Uczestnik może otrzymać nie więcej niż jedną nagrodę w konkursie 
5. Pod swoją odpowiedzią należy obowiązkowo zapisać swoje imię i nazwisko (dla zalogowanych na bloggerze) lub imię, nazwisko i adres e-mail (dla osób niezalogowanych, komentujących jako Anonim). Osoby, które nie spełnią tego warunku, nie będą brane pod uwagę przy wyborze zwycięzcy;
6. Forma odpowiedzi jest dowolna;
7. Pod uwagę nie będą brane odpowiedzi niezwiązane z tematyką konkursu, odpowiedzi naruszające powszechnie obowiązujące przepisy prawa lub normy społeczne i obyczajowe, jak również odpowiedzi, które mogą naruszać prawa lub dobra osób trzecich;
8. Oceny odpowiedzi na zadanie konkursowe dokona Fundator nagrody, Pani Ewelina Wysokińska ze sklepu internetowego bliskonatury.pl, kierując się swoim swobodnym uznaniem; 
9. Udział w konkursie polega na udzieleniu przez Uczestnika najciekawszej i/lub najbardziej kreatywnej odpowiedzi na pytanie konkursowe: „Dlaczego olej kokosowy powinien trafić właśnie do mnie?”. Odpowiedź należy zamieścić w komentarzu pod tym tematem


                Po wybraniu przez Fundatora dwóch zwycięzców, opublikujemy na blogu ich odpowiedzi. Wówczas poproszę o przesłanie na mój adres e-mail danych do wysyłki nagrody, po czym przekażę je Pani Ewelinie, aby mogła dokonać wysyłki. Przy okazji chciałabym serdecznie zaprosić do zajrzenia na stronę internetową sklepu Blisko Natury – znajduje się tam całe mnóstwo fantastycznych produktów do pielęgnacji, które mogą Was zainteresować  (po lewej stronie bloga znajduje się baner sklepu, przez który bezpośrednio można dostać się na jego stronę internetową) :)





sobota, 11 sierpnia 2012

Aktywna Sobota (3) Ommmmm...



        Ała. Przez ostatnie kilka dni cierpiałam wybitnie z powodu, jak nazwałam to roboczo, bólu tyłka. Pośladek mnie bolał, mówiąc ściślej, a chcąc być jeszcze bardziej dokładną, musiałabym powiedzieć że jakiś mięsień, albo coś. Głęboko bolało w każdym razie, a mój prywatny lekarz Internet zasugerował, że być może bolało mnie to, co na zdjęciu. Ale wiecie, Internet to nie pan doktor, a tych zwykle unikam (ale raz na pół roku robię jednak profilaktyczne badania, do czego i Was zachęcam! Zastanówcie się, kiedy ostatnio robiłyście sobie badania krwi albo kiedy byłyście u ginekologa tylko po to, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku?), więc uznałam, że przejdzie mi samo. Bolało jak jasny gwint, zwłaszcza gdy siedziałam lub leżałam. Ćwiczenia przy takim bólu nie były zbyt rozsądne, ale nie po to w październiku postanowiłam ćwiczyć CODZIENNIE, by odpuścić choćby jeden dzień z byle powodu. I owszem, od października nie opuściłam ANI JEDNEGO DNIA ćwiczeń. Nawet, jeśli jestem zabiegana na tyle, że nie mam siły zjeść, po powrocie do domu choćby przez pięć minut biegam w miejscu i robię kilkadziesiąt głębokich przysiadów. I nie ma, że się nie chce. Grunt to systematyczność.  
          Dziś... Ommmmm... Coś odrobinę lżejszego. Dziś JOGA. Kilka dni temu znalazłam naprawdę przyjemny, trzydziestominutowy zestaw i zachęcam Was do jego wypróbowania. Waldkowi już od rana stękam: "Wrócimy z Jarmarku Dominikańskiego i poćwiczymy jogę, dobrze? Proszę, proszę, prooooooszęęęęęę!". Zapraszam do ćwiczeń! :)





czwartek, 9 sierpnia 2012

Fasolka szparagowa inaczej

                Czy można mieć dosyć czegoś, co jest świeże, mało kaloryczne, obłędnie smaczne i na dodatek ma niezwykle przystępną cenę? No tak, to głupie pytanie. Jasne, że nie można.


źródło: megapedia.pl
                Fasolkę szparagową jemy na kilogramy. Waldek i ja, oczywiście. Żadne tam dwadzieścia deko na porcję, nie bądźmy śmieszni (:D). Kilogram kupuję na raz i wcinamy. Do bólu, przynajmniej ze dwa razy w tygodniu. Bez wyrzutów sumienia. Ba, nawet bez myślenia o możliwości ich wystąpienia. Bo niby dlaczego? Fasolka szparagowa to tylko 27 kcal w 100 gramach! Prosta matematyka - kilogram fasolki to ZALEDWIE 270 kcal (mniej niż jedna torebka kaszy gryczanej!), a powiedzcie mi, czy dacie radę zjeść kilogram fasolki? Och no wiem, część z Was (ja także, bez problemu! :D) dałaby radę, ale chyba wiecie, co mam na myśli :)


                Co dobrego jest w fasolce? WITAMINY! Dużo witamin i dużo zdrowia. Witaminy K, B, C i A, potas, magnez, żelazo i błonnik pokarmowy (tak, ten sam który pomaga w trawieniu i ma mnóstwo innych korzystnych dla organizmu funkcji). Znalazłam informację, że substancje zawarte w fasolce szparagowej chronią wzrok, zapewniają dobrą przemianę materii (ww. błonnik!), wzmacniają odporność i dają energię, a białko fasolki ma skład zbliżony do składu białka znajdującego się w mięsie, dlatego nigdy nie łączę fasolki z mięsem.

                Będąc już znudzoną jedzeniem fasolki „po polsku”, z bułką tartą, sięgnęłam do sieci w poszukiwaniu nowego przepisu. Tu podpatrzyłam, tam podpatrzyłam, dodałam coś od siebie i w efekcie powstała… fasolka po limońsku (jeśli dokładnie taki sam przepis gdzieś już istnieje, będzie mi bardzo przykro, że mój malusieńki wkład w sztukę kulinarną okazał się być nieświadomie wtórny, ech…). Koniec żartów, czas brać się do roboty! 

Składniki (2 naprawdę ogromne porcje!):

- 1 kg fasolki szparagowej (zarówno żółta jak i zielona pasują, wypróbowałam obie);
- 1 duża lub 2 małe cebule;
- 3-4 ząbki czosnku;
- 2-3 pomidory;
- 1 łyżka sosu sojowego jasnego;
- opcjonalnie łyżeczka octu balsamicznego;
- sól, pieprz;
- łyżka masła;

                Fasolkę gotujemy na półtwardo, po czym odcedzamy i kroimy na mniejsze kawałki (preferuję po prostu na pół, ale można przekroić także na 3 części, jeśli jest bardzo długa). Pomidory zalewamy wrzątkiem i obieramy ze skórki, po czym kroimy w dużą kostkę. Cebulę i czosnek kroimy w kostkę i szklimy na maśle. Dodajemy fasolkę i podlewamy odrobinę wodą, po chwili wrzucamy także pokrojone pomidory. Po kilku minutach, gdy fasolka będzie już wystarczająco miękka (wolimy lekko twardą, więc zawsze skracam czas duszenia), dodajemy sos sojowy, ocet balsamiczny, solimy i pieprzymy do smaku.

             Kaloryczność jednej porcji to tylko ok. 300 kcal, a jest to posiłek pełnowartościowy, bardzo sycący i zdrowy. Dla siebie smażę dodatkowo sadzone jajko (dla Waldka dwa plus 3 niewielkie ziemniaczki) i wychodzi z tego naprawdę porządna porcja. Można nie mieć już ochoty na kolację :)  



               PS. Widzieliście, że na dole strony dodałam playlistę? Możecie sobie włączyć ją w tle (nie huknie głośno, bo ustawiłam głośność na poziomie 30%), ale uprzedzam, Waldek dodał od siebie kilka cięższych brzmień, ja natomiast wybrałam coś lżejszego ;)))) Chciałabym ją zmieniać raz w tygodniu i przy okazji dzielić się z Wami moimi muzycznymi ulubieńcami :) 

środa, 8 sierpnia 2012

Zapytajki (cz. II)


ANALIZY DOKONALI:
LIMONKA i WDM

Pisownia oryginalna. Czy widział ktoś grubasa ktUry nie ma dużej dupy? Cycki rzecz dyskusyjna… 
Zdarzają się duże cycki bez dużej dupy, ale duża dupa nie oznacza dużych cycków.
To wszystko wyjaśnia. 


No proszę. Kolejna panna młoda, która w dwa miesiące chce pozbyć się nadmiaru tłuszczu, żeby na ślubie udawać, że od zawsze dbała o sylwetkę. A po ślubie hulaj dusza, torcik dla mnie i mężusia! (ale więcej dla mnie)
Pytanie powinno brzmieć: jak nie roztyć się po ślubie?
Nie wychodzić za mąż?

Nie rozumiem. Czy sukienki dzielą się na zajebiste i na nie zajebiste? Google w odpowiedzi na hasło: zajebista sukienka pokazała mi to:



Zajebista sukienka to jest na przykład wiesz, spódnica z majtkami, albo dekolt do pępka.
Aaaa… to ja już wszystko wiem.  



Nie tylko rozstępy.
Brzuch, uda, pupa, buzia, niektórym także maleje zdrowy rozsądek. Albo nawet zanika.  

Co byłych grubasów? Zdjęcia byłych grubasów?
A może wspomnienia? A może partnerzy nieszczęśliwi? 


Blondynka na plaży…
Ciekawe, dlaczego akurat blondynka. Może blondynki bardziej zlewają się z piaskiem, wiesz, ten kolor włosów.
A może liczą ziarenka piasku?  
Zaraz wracam, idę policzyć ziarenka na Stogach.


A chuda kobieta w pantalonach?
Podejrzewam, że chodziło o coś takiego:






Myślałam, że dwie pary to norma. Ups?
Znalazłem to: 



Że też ktoś trafia do nas przez tak głupie hasła… Masz jakiś pomysł?
Zwężając łazienkę? 


Leżąc w łóżku też można schudnąć.
Jeśli tylko nie chce się wstać do lodówki. 


Śledź po kaszubsku beczka.
Fasolka po bretońsku garnek

Ciekawe, po co te dziury na kolana.
Po to samo, co klapa na tyłek w kalesonach.
No ale jak to? Klapa na tyłek może się przydać w ubikacji. A dziury na kolana w spódnicy? Może to takie specjalne do kościoła?
 





Jak myślisz, jaką krzywdę wyrządzono temu biednemu internaucie?
Podłączono mu Internet.



Są też tacy, co wolą piwo.
Ja to zrozumiałam tak, że albo się ma piękny biust, albo zgrabne nogi. Nie można mieć jednego i drugiego jednocześnie. 


Oooo, na przykład stanie na rękach w szpagacie?
Nie wiem, ja pomyślałam raczej o nagich kobietach ułożonych w trójkąt albo romb. Albo o czymś takim:

Chodzi o odstający brzuch ubrany w bikini? Nie bardzo wiem, o co chodzi. Proponuję takie: 



Jak arbuzy. Jak grejpfruty. Jak pomarańcze. Jak cytryny. Jak jajka. Tak… jak sadzone jajka. Jak w tym dowcipie.
O, to moje. Tak właśnie myślałam. Sadzone jajka. A tak na poważnie, znalazłam coś takiego:






 


Kanapka z szynką, aaaahahaha boki zrywać, o Boże, jaka śmieszna kanapka, patrz, jaką minę robi!
Odkąd zjadłem „schabowego” z kryla, to już mnie nic nie zdziwi.
Popatrz, a ja znalazłam coś takiego:












ZŁOŚLIWOŚĆ ZAMIERZONA!!!!!!!! :)))) 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...