sobota, 28 lipca 2012

Aktywna sobota (2)

          Witajcie! Przed nami kolejny piękny, słoneczny, upalny dzień. Sama nie wiem, jaki sposób spędzenia popołudnia wybrać. Jedno jest pewne - zbyt intensywne ćwiczenia odpadają. Prawdopodobnie zrobię sobie dziś standardowy zestaw ćwiczeń na uda i pupę, plus umieszczony niedawno na blogu dziesięciominutowy zestaw na talię (ćwiczenia z Tiffany Rothe). 

          Dziś dzielę się z Wami zestawem, który wypróbowałam wczoraj. Zamierzam ćwiczyć go codziennie przez najbliższe pięć dni (od niedzieli do czwartku). Jest dość przyjazny, choć ćwiczenie w domu, w którym panuje upał, czyni go odrobinę nieznośnym :))) No i nie polecam ćwiczyć boso na  dywanie, ja przez to cierpiałam wczoraj niesamowicie :D

           Koniec gadania! Zapraszam do podróży w przeszłość! :D







Aktualizacja, godz. 12.23
A jednak skusiłam się na powyższy zestaw ćwiczeń. Spociłam się jak fretka, ale za to czuję się wyśmienicie :) 

czwartek, 26 lipca 2012

Oszukana bita śmietana, udoskonalona mleczno-kawowa piana

                Uwielbiam. Kocham. Nie mogę się oprzeć. Udoskonaliłam w końcu mleczno-kawową piankę (oszukaną bitą śmietanę :D), którą dwa lata temu pokazał mi Wdm (wtedy wychodziła dość rzadka, bo wlewaliśmy zbyt dużo mleka - podwójna porcja nie ubije się dobrze). To zimny i doskonale chłodzący deser. Lżejszy niż lody i zdecydowanie mniej kaloryczny. I co najważniejsze – trzyma się łyżeczki, zupełnie jak bita śmietana (no, może nie aż tak, ale wiecie… czego można oczekiwać od mleka :P). I skutecznie "zabija głód" w oczekiwaniu na posiłek, zyskuje bowiem na objętości podczas miksowania. 

Wszystko, czego potrzebujecie, to…

- 3/5 szklanki mleka 3/2% (zimnego!!!);
-1-2 płaskie łyżeczki cukru;
- szczypta soli;
- pół łyżeczki kawy rozpuszczalnej;
- 5-6 kostek lodu

                Wszystkie składniki umieszczamy w malakserze i miksujemy przez ok. 30-60 sekund. Nigdy nie liczę, jak długo mi to zajmuje, widzę po prostu, kiedy wszystko w środku przestaje być rzadkie i nie przesuwa się zbyt szybko, gdy przechylam malakser :) Kostki lodu początkowo straszliwie grzechoczą, ale to mija, bez obaw :P 

                Nie próbowałam w ostatnim czasie robić tego deseru z rozkruszonym uprzednio lodem, więc nie wiem, czy wyszedłby równie gęsty. Wiem za to, że mleko nie ubije się dobrze, gdy dostanie się do niego odrobina wody (piana nigdy nie wychodzi mi gęsta, gdy po pierwszym ubijaniu myję malakser i robię raz jeszcze – wpływają na to chyba kropelki wody pozostałe po myciu). Wówczas wychodzi coś na kształt shake’a. Gęste i smaczne, ale nie jest to coś, czego bym chciała. Mleko można ubić także bez dodatku kawy (jeśli ktoś ma ochotę na zwyczajny, mleczny deser), dodając np. odrobinę kakao, lub cynanomu. 

                Piana zyskuje na objętości i wychodzi jej ponad pół litra. Ja „przelewam” ją do dużego pokala i jem łyżeczką. Na dnie malaksera mogą zostać kawałki lodu i raczej tego nie unikniecie, ale bez trudu można je „wyłapać”. NIE WIEM, czy mleko ubije się, jeśli zamiast cukru dodacie do niego słodzik. 




          Niuniek rzucił się wczoraj na odrobinę piany, która spadła mi z malaksera na podłogę. Gdy usiadłam na sofie, przyszedł do mnie i... jego oczekująca mina mówi sama za siebie... Sorry, Ares. Psy nie powinny pić mleka :]



wtorek, 24 lipca 2012

Fenomen pań G.

                Od dłuższego czasu z coraz większym przerażeniem w oczach obserwuję fenomen „popularności” (w cudzysłowie, bo to rzecz dyskusyjna) Marty Grycan i jej córek. Oto w momencie, gdy cały świat walczy z nadwagą i otyłością, zbierającymi swe żniwo z prędkością światła, pojawiają się ONE, a Marta Grycan twierdzi, że problem nie tkwi w rozmiarze, tylko w głowach ludzi. Ja nie promuję otyłości, ale kobiece kształty.  (…) Moi rodzice dali mi dużo miłości. Pokazali, że wystarczy zaakceptować siebie. A potem? Można sięgnąć chmur.[1] Akceptacja akceptacją, ale ludzie głupi i ślepi nie są (przynajmniej nie wszyscy) i jeśli widzą, że ktoś serwuje im teorie śmierdzące jak zgniłe jajo, ładne słowa i opakowanie nie wystarczą.

                Ja myślę, że problemy mają właśnie ludzie szczupli. Ja nie kojarzę ludzi, którzy kochają życie, którzy kochają jeść i którzy dokuczają tym, którzy są szczupli. Oni są na wiecznej diecie i są wiecznie nieszczęśliwi.  Najważniejsze według mnie, to siebie akceptować. Bo jak człowiek akceptuje samego siebie, jest szczęśliwy sam ze sobą, to wtedy całe otoczenie patrzy na niego inaczej i też go akceptuje[2].


źródło: se.pl
                Halo, tu Ziemia! Kto jest nieszczęśliwy? Zdrowy, sprawny fizycznie człowiek BEZ nadwagi? ? A może szczupli ludzie po prostu nie lubią jeść? No błagam… Ktoś tu żyje w diamentowej rzeczywistości i lubuje się w głoszeniu niewiele wartych sloganów. Otyłość, ani nawet nadwaga – NIE SĄ DOBRE. Rozpaczliwe próby utwierdzenia ludzi w przekonaniu, że to nic, że ledwo mieszczę się w ciuchy i dyszę po wejściu na drugie piętro, jestem szczęśliwy!, nie są smutne, tylko skrajnie żenujące. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek cieszyła się z tego, że ważę sto kilogramów. Nawet nie przyszłoby mi do głowy, by móc przekonywać ludzi, że właśnie tak jest, a moja otyłość to po prostu naturalny efekt umiłowania jedzenia. Każdy człowiek, który posiada choćby minimalną wiedzę, ma świadomość, że otyłość nie bierze się z powietrza. Jeśli tego nie wie… cóż, coś jest z nim nie tak.

                W żadnym razie nie twierdzę, że otyłych nie należy pokazywać w telewizji, że trzeba zamknąć ich w gettach i zmusić do przymusowej diety, absolutnie nie. Ale jako ktoś, kto był przeraźliwie gruby i wie, jakie schorzenia i niedogodności się z tym wiążą, czuję się w obowiązku namawiać do tego, by z nadwagą i otyłością walczyć. Nigdy, przenigdy z moich ust nie padło i nie padnie stwierdzenie, że człowiek gruby to człowiek szczęśliwy i że otyłość jest czymś, co powinniśmy traktować równie naturalnie jak odmienny kolor włosów. Obecność Grycanek w mediach i ich „złote myśli”, budzą prawdopodobnie więcej politowania, niż zrozumienia.  







                Jakie jest wasze zdanie na ten temat?  



[1] http://nocoty.pl/title,Marta-Grycan-Nie-promuje-otylosci,wid,14230969,wiadomosc.html?ticaid=6edc8
[2] http://www.zeberka.pl/art.php?id=16140

sobota, 21 lipca 2012

Aktywna Sobota (1) -

                Po  pierwsze, jak to mówią, primo. Jest sobota, więc oznacza to na blogu ĆWICZENIA. Pomimo najszczerszych chęci mogę je dziś tylko wkleić i wierzyć, że komuś się spodobają. Nie będę ćwiczyć. Znaczy – tych akurat nie będę.  Moja nabyta przypadkowo kontuzja (przedwczoraj, chcąc wydostać się zza stołu i wyruszyć do kuchni celem odlania wody z fasolki szparagowej, zaplątałam się lewą nogą w kable od netbooka i gdy próbowałam się z nich wyplątać, z całej siły przywaliłam gołą stopą, wierzchem mówiąc ściślej, w kant stołu. Oczywiście zaliczyłam gwiazdki przed oczami i inne tego typu sielankowe wrażenia. Przez całe osiemdziesiąt sekund byłam przekonana, że pękły mi kości :D) nie pozwala mi wykonywać intensywnych ćwiczeń polegających na odrywaniu nóg od  podłogi. Super. Obym tylko była w stanie dostać się do Gdańska na Book-Change…

                Po drugie, oczywiście primo, zapomniałam, o czym chciałam napisać. Zostawię Was więc z punktem pierwszym i wyrażam nadzieję, że ktoś z Was także jest poirytowany faktem zamiany Tary (True Blood) w wampira. Mnie wystarczająco mocno wkurzała  jako człowiek, a teraz po prostu na sam jej widok dostaję mentalnych spazmów.  

PS. Tak, to są ludzie z teledysku "Call on me". A ćwiczenia są tak wyczerpujące, że omal nie padłam :P  Pominęłam część czwartą albo piątą, nie pamiętam. W każdym razie tę, w której wszyscy zaczęli skakać jak surykatki, a ja miałam już płuca w gardle. Tak czy siak, kocham prowadzącą, jest przecudna!  :D 









czwartek, 19 lipca 2012

Słynna kołobrzeska smażalnia, czyli o tym, dlaczego fast food nigdy nikomu nie wyjdzie na dobre

            Dudnią i dudnią, a mnie coraz bardziej wierzyć się nie chce. W tę kołobrzeską smażalnię, o której w telewizji mówią, że „odświeżano” w niej surówki i używano spleśniałego sera. Może nawet nie tyle, że nie wierzę, bo to dla mnie żadna nowość. Wierzyć mi się nie chce w to, że turyści na wakacjach na te fast foody i „smażeniznę” wciąż rzucają się, jak szczerbaty na suchary. I to nie ci, którzy na pierwszy rzut oka wyglądają na dbających o sylwetkę, o nie. Mówię o tych, którzy wyglądają, jakby fast foodów nie powinni nawet wąchać, a co dopiero pakować je do swych ust. Jestem niesprawiedliwa? Dlaczego? Dlatego, że mówię na głos to, o czym i tak powszechnie wiadomo? Tak, mówię. I mówić będę. Co więcej, to nie jest mój pierwszy raz.

            Ostatnio dostałam maila. Od pani, która prosiła mnie o radę, w jaki sposób ma sobie poradzić z jedzeniem, gdy pojedzie z dziećmi nad morze. Coś w stylu: Wiesz, Limonko, wszędzie przecież lody, gofry, smażone ryby, frytki, zapiekanki, trudno się oprzeć! Trudno? TRUDNO? Na litość boską, trudno? Jak w takim razie miliony ludzi w Polsce radzą sobie na co dzień? Wakacje to kulinarna dyspensa? Klapki na oczach, jak u konia? Ktoś komuś ręce wykręca i mówi: „żryj!”? Bo przecież kusi… ktoś by powiedział. Bo przecież wakacje… Kusi? Wakacje? Naprawdę? Kogo nie kusi, ręka w górę!

            Przecież to wszystko mi się NIE ŚNI. Bywam na plaży, raz w tygodniu średnio. I WIDZĘ, kto i co je. Obserwuję biedne, małe dzieci, z buziami usmarowanymi sosem z hamburgera, które nie potrafią sobie poradzić z ogromną, zbyt dużą jak na ich możliwości, bułką. Widzę słusznych rozmiarów mamusie i tatusiów z brzuszkiem, którzy chętnie dojadają to, czego ich dzieci nie miały siły zjeść. Widzę lejące się litrami słodkie, gazowane napoje i olbrzymie porcje panierowanej ryby (prawie zawsze kupionej uprzednio w hipermarkecie, rzadko świeżej, kupionej od rybaka) z tłustymi frytkami. To naprawdę aż taka frajda? Diabelskie kuszenie na deptaku i plaży, któremu trudno się oprzeć? Czy jedzenie tłustego, wysoko przetworzonego pożywienia jest aż tak przyjemne (i smaczne?!), że zrezygnowanie z niego to największa tragedia urlopu? A później się okazuje, jak wczoraj, że panie w smażalni ładują do hamburgerów spleśniały ser (ciekawe, w jakich warunkach i jak długo leżał, że zdążył spleśnieć...). Że „odświeżają” surówki. Że na urlopie nadzwyczaj często trafiają się ludziom zatrucia pokarmowe. Już nawet nie chce mi się wspominać o tym, jak bardzo niezdrowe i kaloryczne jest to gówniane jadło serwowane w obskurnych, nadmorskich budach.    

            Brakuje mi w Polsce takiego naszego, rodzimego Jamiego Olivera. Oliver w Wielkiej Brytanii ( i USA) już kilka lat temu rozpoczął walkę przeciwko karmieniu dzieci fast foodami i niezdrową żywnością – propaguje ekologiczną, zdrową kuchnię i możliwie najmniej przetworzone potrawy. Może gdyby i u nas więcej ludzi mówiło o tym, że śmieciowe żarcie jest w istocie ŚMIECIOWE, byłoby inaczej?  

wtorek, 17 lipca 2012

Zapytajki (1)

                Kto pyta, nie błądzi… Podobno. Mówi się też, że ciekawość ludzka nie zna granic. Na pewno, o czym mogą świadczyć „zapytajki”, dzięki którym czytelnicy na Przyjemne Odchudzanie trafiają. Jakim sposobem podane niżej frazy kierują ludzi właśnie tu? Pojęcia nie mam. Wiem jedno – pomysłowość buszujących po sieci ludzi jest nieograniczona :D

co zrobić gdy spodnie w biodrach ciasne? – Cóż, najlepiej byłoby schudnąć. Albo kupić większe spodnie... Ewentualnie wymienić biodra na inne.  

czy warto pić maślankę  – Nie, na pewno nie. Maślanka jest trująca. 

czy figura gruszka pociaga mężczyzn – Panie, pociąga pana figura gruszka?
- Jaka figura? Gruszka? Taa, lubię gruszki. Ale wolę jabłka. A najbardziej golonkę.

angela zioła - …? To jakieś imię i nazwisko?

biust na plazyNie da się ukryć, na plaży często można spotkać biust. Powiem więcej, częściej widuje się nawet ręce, nogi i głowy.

chudośćAch ta chudość, ach ta chudość. Czasami jest też grubość.

normalne kobiety na plazy – Wszystkie nienormalne kobiety na plaży, wypad!  

brzuszek na plaży – Brzuszki też są…

jak ukryc brzuch na plaży – Niektórzy wolą brzuch ukryć. Najlepiej zakopać się w piasku po samą szyję. Wtedy nie będzie widać ani brzuszka, ani braku chudości. Jeśli się uda, można wyglądać nawet na normalną kobietę.

fajna sałatka na imprezę – Grunt to fajna sałatka. Niefajna grozi rychłą ucieczką imprezowych gości.

pudełka na jedzenie na miare z logo – Krawiec potrzebny od zaraz!

wielkie ryba po grecku – Wielkie ryba? Wielka ryba? A może wielkie ryby? Ryba? Po grecku? Ψάρια.

lodówka niska ale szeroka – Eee… chłodnia sklepowa?  

co nosić wystajacy brzuszek – Noszenie wystającego brzuszka w pewnym etapie życia jest wręcz przeurocze.

grubaski w tunikach – No tak, grubaski czasami chodzą w tunikach. Powiem więcej – szczupłe dziewczyny także!

kobiecy biust babeczki – Piecze ktoś babeczki w kształcie kobiecego biustu? Mamy tu potrzebującego!



sobota, 14 lipca 2012

Ideały kobiecości

                Aby poprawić humor zarówno sobie, jak i innym Czytelniczkom, narzekającym czasami na współcześnie lansowany ideał kobiety, postanowiłam pochylić się dziś nad tym, jak (mniej więcej!) ideał kobiecości zmieniał się w historii. Jeśli w którymś miejscu popełniłam pomyłkę, proszę o skorygowanie błędu :) 

                Wenus z Willendorfu to figurka z epoki paleolitu, którą znaleziono w pobliżu Wiednia w początkach ubiegłego stulecia. Szacuje się, że wyrzeźbiona została 22 000 – 24 000 lat temu. Naukowcy twierdzą, że jest to nie realistyczny portret, a wyidealizowane przedstawienie kobiety – płodnej, o czym świadczyć mają pełne piersi, duży brzuch i uda. Nie oznacza to jednak, że takich kobiet było w tamtym czasie dużo. Musimy pamiętać, że były to czasy, w których trudno było o zdobycie pożywienia – obfita w kształtach kobieta oznaczała dostatek i brak głodu.

Wenus z Willendorfu

                Starożytna Grecja to epoka idealnych proporcji i symetrycznego ciała. Niezależnie od tego, czy kobieta była mniej lub bardziej szczupła, jedno było istotne – proporcje. Greccy rzeźbiarze uwiecznili to na swych licznych dziełach. Poniżej – Ranna Amazonka autorstwa Polikleta, a także Afrodyta z Knidos.


Ranna Amazonka

Afrodyta z Knidos

                W średniowieczu przyszedł czas na szczupłą sylwetkę. W pewnym sensie wiązało się to z podziwem dla świętych anorektyczek, o których pisałam kilka tygodni temu. Idealna kobieta była bardzo szczupła i  miała niewielkie piersi, posiadała jednak wydęty brzuch. Wysokie czoło, wąskie usta, długi nos, duże oczy i bladość – te cechy były najbardziej pożądane.


Portret Damy - Rogier van der Weyden



fragment Ołtarza Siedmiu Sakramentów - Rogier van der Weyden
               
                Renesans wyrzekł się średniowiecznego ideału piękna. Kobiety przedstawiane na obrazach Tycjana, jednego z najważniejszych renesansowych malarzy, miały bujne ciała i piękne włosy. 


Wenus z Urbino - Tycjan

Młoda kobieta czesząca włosy - Tycjan

Trzy Gracje - Sandro Botticelli

                Kobiety baroku były – patrząc na nie dzisiejszym okiem – grube. Czy piękne? Rzecz gustu. Wówczas cellulit na obrazach nikogo nie gorszył… ;) Nie bez powodu używamy dziś wyrażenia „rubensowskie kształty”. Taka sylwetka w tamtych czasach oznaczała bogactwo i dostatek.

Wenus z lustrem - Peter Paul Rubens

Trzy Gracje - Peter Paul Rubens (zwróćcie uwagę, jak rubensowskie gracje różnią się od tych Botticelliego)

                XVIII wiek był epoką haseł głoszących chęć powrotu do natury. W modzie była lekkość i prostota. W ciele – delikatność. Ideał kobiecości w tamtym czasie doskonale odzwierciedla piękna Madame Recamier uwieczniona na obrazie François Gérarda.

Madame Recamier -  François Gérard

                XIX przyniósł za sobą ideał kobiety z mocno zaznaczoną talią, dużymi piersiami i obfitymi biodrami. W osiągnięciu tego efektu pomagały gorsety, często bardzo niewygodne i utrudniające oddychanie.


                W ostatnim stuleciu ideał kobiety zmieniał się tak często, że w zasadzie trudno za nim nadążyć. Raz idealne uznawane były kobiety – chłopczyce o androgenicznych kształtach, później zaś za wzór kobiety stawiano Marilyn Monroe… Trudno nadążyć. A teraz? Monika Bellucci czy Kate Moss?

piątek, 13 lipca 2012

Wielki Tydzień Ćwiczeń - Dzień 7

         Wielki Tydzień Ćwiczeń dobiega powoli końca. Od dziś, każda sobota (oczywiście w miarę możliwości czasowych) na blogu będzie związana z wysiłkiem fizycznym. Będę dzielić się z Wami wypróbowanymi przeze mnie ćwiczeniami, lub po prostu coś na ten temat napiszę. Szkoda, że tak późno przejrzałam na oczy i zaczęłam regularnie ćwiczyć. Może gdybym zaczęła na samym początku, już w 2009 roku, teraz byłoby inaczej? Człowiek uczy się na błędach, uczcie się więc na moich, nie na swoich. Na cudzych zawsze lepiej, zaufajcie mi! :))))

           Na przełomie sierpnia i września okaże się, czy blog na jakiś czas delikatnie się zmieni. Do tego czasu jednak postaram się jak najbardziej regularnie zamieszczać wpisy, w których (mam nadzieję!) poruszę te kwestie, o których chciałybyście przeczytać - propozycje, jak zwyke, mile widziane! Tak, Wonka, będą dietetyczne sosy do makaronu. Specjalnie dla Ciebie, bo makaron jadam raz w miesiącu ;)))))

             Póki co, jest piątek. Siedzę przed netbookiem z tłustymi włosami (dosłownie, robiłam dziś olejowanie :)), oglądam Rymanowskiego w rozmowie z Gowinem i dzielę się z Wami ostatnimi w tym tygodniu propozycjami ćwiczeń. Jeśli zdecydujecie się na ich wykonanie, czeka Was dwudziestominutowe kardio. Jest niezłe, wypróbowane przeze mnie już wczoraj. Zapraszam :)





          Od siebie dodam, że dziś zamierzam poćwiczyć to, co poniżej. Dam znać, do której minuty wytrzymałam, bo to, że nie dam rady zrobić całości, jest oczywiste... Daję sobie maksymalnie osiem minut, tempo jest po prostu PORAŻAJĄCE. :D (Aktualizacja g. 14:31 - zrobiłam CAŁE! O_o)





PS. Binola zapytała o olejowanie włosów. Poniżej wklejam zdjęcie moich włosów tuż po olejowaniu. Nie są jeszcze nawilżone tak dobrze, jak bym tego chciała, ale biorąc pod uwagę to, że i tak mam piekielnie suche włosy, zaczynają powoli wyglądać przyzwoicie. Olejuję dwa razy w tygodniu :)




czwartek, 12 lipca 2012

Wielki Tydzień Ćwiczeń - Dzień 6

          O MÓJ BOŻE! Co znalazłam dziś rano! Rozpływam się ze szczęścia i już nie mogę doczekać się momentu, w którym przystąpię do ćwiczeń! (czy aby nie nadużywam wykrzykników?...)   

          TROCHĘ TAŃCA! Zróbmy sobie dziś przyjemność! Prowadząca ćwiczenia jest tak urocza i tak zabawna, że dzisiejsze ćwiczenia na pewno będą dla Was przyjemnością, nawet jeśli nie znacie angielskiego :)))))) Z kolei ten pilatesowy zestaw, którym podzieliłam się z Wami wczoraj, był fantastyczny! Zdziwiłam się niesamowicie, gdy po zakończeniu ćwiczeń okazało się, że jestem totalnie spocona, a mimo to wcale nie mam zadyszki. Jak będzie dziś? To się okaże. Zapraszam! 








środa, 11 lipca 2012

wtorek, 10 lipca 2012

Wielki Tydzień Ćwiczeń - Dzień 4

          Dziś wtorek, ostatni dzień "siostrzanych ćwiczeń". Jeśli któraś z Was w ogóle skusiła się na ćwiczenie ze mną, niech da znać, jak się czuje! :)

          Sama łapię wiatr w żagle. Zacznam obmyślać wiele spraw związanych z blogiem. Od kilku dni chodzi mi po głowie poruszenie kwestii dotyczącej pewnej znanej, celebryckiej rodziny, która stara się wmówić ludziom, że białe jest czarne i na odwrót. Obmyślam stworzenie dużej, blogowej akcji dla kobiet. Staram się znaleźć czas na dokończenie pisania mojej powieści. Szukam pracy (czy naprawdę jest sens starać się o pracę płatną 8 zł za godzinę? Ogłoszenia przyprawiają o palpitacje...). Przygotowuję się mentalnie do praktyk (bo postanowiłam, że zrobię je sama dla siebie, zgłosiłam się i po rozmowie kwalifikacyjnej okazało się, że zostałam przyjęta :))) w książkowym dziale Wirtualnej Polski. I planuję, planuję, planuję... coś najcudowniejszego w świecie :)))))

          Ale najpierw ćwiczenia!





          Napiszcie, proszę, co u Was :) Ciekawa jestem, jak Wam idzie - z ćwiczeniami, z utrzymaniem wagi, z utratą kilogramów... Macie  powody do radości? :)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Wielki Tydzień Ćwiczeń - Dzień 3

          Aloha, miłe moje! :))) Nie wiem jak Wy, ale ja od rana czuję się jak żelka. Wypiłam kawę, dość mocną zresztą, mam więc nadzieję, że szybko dojdę do siebie i nabiorę energii, bo inaczej padnę i przez cały dzień będę nie do życia, a mam do zrobienia parę rzeczy.

          Dziś trzecia część ćwiczeń z siostrami Veeną i Neeną (one jednak są dobre, a ćwiczenia nieźle dają w kość!). Niestety udało mi się znaleźć tylko rosyjskojęzyczną wersję, co chyba trochę boli mnie w uszy (choć po lekturze Saszeńki mam do języka rosyjskiego trochę mniejszą awersję), ale warto przecierpieć - w końcu pracuję nad swoim ciałem. Zapraszam także (przed południem) do przeczytania recenzji książki zatytułowanej Łóżko, opowiadającej o mężczyźnie, który zapragnął zostać najgrubszym człowiekiem świata. Recenzja oczywiście na Zielonej Cytrynie :)))





niedziela, 8 lipca 2012

Wielki Tydzień Ćwiczeń - Dzień 2

          Boli! Oooo jejku. Jeśli do tej pory wydawało mi się, że kilka ćwiczeń na pośladki i uda pomaga mi się rozruszać, byłam w błędzie. Od wczoraj zmagam się z olbrzymimi zakwasami - WSZĘDZIE. Najbardziej dokuczają mi mięśnie skośne brzucha. Chyba nigdy nie miałam zakwasów w tym miejscu, co uświadamia mi, że ćwiczenia na talię, do których wkleiłam wczoraj link, są skuteczne :))))

          Dziś fat burning. I znów siostry Veena i Neena, tym razem w skocznej wersji, trochę bardziej męczącej. Ja ćwiczę dziś to + zestaw na nogi i pośladki oraz na talię. Zapraszam i życzę miłej zabawy! :)))) 






Ćwiczenia na nogi i pośladki: 





sobota, 7 lipca 2012

Wielki Tydzień Ćwiczeń!


                Ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia! Na brzuch, na uda, na boczki, na ręce, na pośladki. Ubiegła niedziela była okazją do świętowania drugiej rocznicy wspólnego mieszkania z Vivaldim. Podjęcie przez nas pewnej niezwykle ważnej decyzji, skłoniło mnie do zintensyfikowania ćwiczeń, choć i tak od kilku tygodni odczuwałam niedosyt (trochę znudziły mi się dotychczas wykonywane ćwiczenia), sięgnęłam więc do kopalni WSZYSTKIEGO, czyli na YouTube :) 

                Po kilku minutach wiedziałam już, co, począwszy od dziś, będzie towarzyszyć nam przez cały następny tydzień (a później w każdą sobotę) na blogu. Ćwi-cze-nia! Tak, dokładnie tak. Postanowiłam bowiem, że na każdą sobotę przygotuję jeden, lub dwa filmiki z ćwiczeniami, które (jeśli oczywiście będziecie miały na to ochotę) możecie wykonywać w domu, a które nie zajmą Wam dużo czasu i z pewnością szybko przyniosą efekty.  

                Pierwszy tydzień ćwiczeń (nie wiem nawet, czy będzie się Wam chciało ćwiczyć razem ze mną :P) nie będzie dość intensywny. Pamiętajcie, że zawsze możecie zmniejszyć tempo, lub chwilę odpocząć, ale gwarantuję Wam, że Wasze mięśnie i tak ten ruch odczują :)

                Dziś rozpoczynamy czymś, co pomoże Wam choć trochę rozciągnąć się i przygotować do dalszych ćwiczeń oraz rozruszać zastane mięśnie. Uwierzcie, że po poniższych ćwiczeniach wykonywanych przeze mnie w poniedziałek, we wtorek obudziłam się z ZAKWASAMI na plecach (które nota bene trudno jest wyćwiczyć, a tam też odkłada się trochę tłuszczyku :P)!!! Nie było to jednak dość uciążliwe i we wtorek zafundowałam sobie kardio :D

                Tak więęęęęęęc… nie przedłużam i do dzieła! Jeśli faktycznie któraś z Was skusi się na ćwiczenia, niech napisze później w komentarzu, jak jej się ćwiczyło, czy było to bardzo męczące, jak się czuje itd. itp. :)








I na koniec, jeśli będziecie jeszcze mieć siłę na ćwiczenie talii...  





PS. A w zakładce Zdjęcia coś świeżego. Dwa ostatnie zdjęcia na dole zostały zrobione "metodą domową" (zepsuł mi się aparat fotograficzny, musiałam więc użyć telefonu :D), aby utwierdzić w przekonaniu jedną z naszych Czytelniczek, która stwierdziła, że nie wklejam nowych zdjęć dlatego, że z pewnością roztyłam się jak świnia i jadę sobie na opinii uzyskanej dwa lata temu :))))) 

czwartek, 5 lipca 2012

Konkurs wygrywa...

                Uwaga, uwaga! Wklejam to, co na pół śpiąco w środku nocy wklepał sobie w swojego laptopa  Vivaldi :)))) - limonka

                Nie sądziłem, że wybór zwycięzcy w tak malutkim konkursie będzie taki trudny. Każda wypowiedź była interesująca i przy bardzo wielu śmialiśmy się, a limonka była rozmarzona i raz po raz sama się zastanawiała, czy też by kaloryczność wyzerowała, czy nie. Ona pewnie chciałaby wyzerować wszystko, ale jakoś nie przeszkadza jej to w pieczeniu trzech ciast w tygodniu :))) (zdrajca! – przyp. limonka :D)

                Po długim zastanawianiu się (po czternastu godzinach w pracy trudno jest się skupić :P) między trzema moim zdaniem najlepszymi wypowiedziami, wybrałem wypowiedź Zosi:


„Gdybym tylko miała taką cudowną moc... z pewnością nie odkaloryjniłabym żadnej rzeczy, którą jadam sporadycznie i dla przyjemności. Drobne grzeszki dodają życiu uroku i tak naprawdę nie mają większego wpływu na efekty diety, o ile faktycznie są drobnymi grzeszkami. Czekolada dużo by straciła, gdyby się nagle okazało, że można ją jeść bezkarnie, bez przerwy i w dużych ilościach - pewnie już po tygodniu przejadłaby się każdemu! Podeszłabym do sprawy jak rasowy matematyk. Zabrałabym kalorie tam, gdzie mogę zyskać najwięcej. Myślałam o tym długo i zdecydowanie wygrywa mąka (gdyby jeszcze się dało tak z każdego gatunku... ale jeżeli nie, to ta zwykła, biała pszenna). Mogłabym wtedy wreszcie cieszyć się ciepłymi, pachnącymi, cieplutkimi bułeczkami, bez żadnych wyrzutów sumienia, jeżeli zjem o jedną za dużo. Wszystkie ciasta, ciasteczka i (te tak często wspominane w postach z jękiem żalu) drożdżówki zyskałyby na lekkości. Nie musiałabym się zastanawiać, czy na pewno mogę sobie pozwolić na niedzielne pieczenie z moim synkiem. No i pierogi! O makaronach nawet nie wspomnę. Ale mnie rozmarzyłaś:).”

Strasznie fajne podejście do tematu, takie zdroworozsądkowe, a zawsze mówię, że zdrowy rozsądek i umiar przede wszystkim. Zosiu, skontaktuj się proszę z limonką na adres: przyjemneodchudzanie@gmail.com i podaj jej swoje dane adresowe do wysyłki :)

                Pozostałym bardzo dziękuję za wzięcie udziału w konkursie. Ze swojej strony przepraszam, że już od wieków nie było żadnego mojego postu napisanego przeze mnie (choć obiecałem napisać o alkoholu!!!), ale głowę mam tak zawaloną, że brak mi czasu nawet na zjedzenie czegoś więcej, niż jednego posiłku dziennie (tak, ale wówczas jesz od dwudziestej przez dwie godziny... śniadanie, obiad, kolację i deser w jednym :D - limonka) :P  

wtorek, 3 lipca 2012

Taniec brzucha



I co o tym myślicie? Ja jestem pod olbrzymim wrażeniem! Kobieta ma niezwykłą świadomość własnego ciała :)

Info :)

Aloha!
Na wyniki konkursu musicie poczekać jeszcze co najmniej do dzisiejszego wieczora. Tak, jak mówiłam, to nie ja wybieram zwycięską odpowiedź :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...