W niedzielę wieczorem, 15 kwietnia, dostaliśmy je pod same drzwi. Boxy z dietetycznym cateringiem firmy
LightBox, działającej już w Trójmieście, Warszawie, Mławie, Ciechanowie i Płońsku.
Ponieważ nigdy przedtem nie próbowałam na własnej skórze czym ów catering dietetyczny w istocie jest, z radością przyjęłam propozycję spróbowania go. Poprosiłam o box o wartości 1200 kcal dla siebie, dla Waldka wzięłam kalorii 2500.
Rzeczą, która urzekła mnie od pierwszej chwili, było atrakcyjne opakowanie. Spodziewałam się czegoś w styropianopodobnym opakowaniu bliżej nieokreślonego kształtu, a dostałam pudełka z błyszczącego kartonu, estetyczne i po prostu ładne.
Wszystkie dania podzielone były na pudełka: na wierzchu śniadanie, pod nim drugie śniadanie i podwieczorek, obiad i kolacja. Do głównych posiłków dołączone były torebeczki z herbatą mającą najróżniejsze zastosowanie (np. celllulit). Wstawiłam boxy do lodówki (przechowuje się je w temperaturze 2-6 stopni) i z niecierpliwością wyczekiwałam poranka.
Poniedziałkowe menu wyglądało następująco:
Śniadanie: Śniadanie LightBox składa się codziennie ze specjalnie skomponowanego zestawu musli, zawierającego płatki kukurydziane, pszenne, owsiane, otręby pszenne oraz niezwykle cenne dla zdrowia zarodki pszenne, siemię lniane, pestki dyni, pestki słonecznika, orzech laskowy oraz suszoną morelę i śliwki. Dodatkiem do musli jest codziennie inny owoc oraz bezcukrowy jogurt naturalny o niskiej zawartości tłuszczu (1,5%) wzbogacony o wapń oraz kultury probiotyczne Lactobacillus acidophilus LA-5® i Bifidobacterium BB-12®.
II śniadanie : Sałatka z mozzarellą i pomidorami,
Obiad : Sola pieczona z cukinią i pomidorami, warzywa gotowane, kasza
Podwieczorek : Galaretka owocowa z malinami
Kolacja : Roladki omletowe z wędzona makrelą, mix sałat, sucharki
Wrażenia
Śniadanie:
Wdm1 – Na co dzień nie jem prawdziwych śniadań, ponieważ po obfitych posiłkach wieczornych, rano po prostu nie jestem głodny, ale kiedy Limka postawiła przede mną pachnące, pełnoziarniste bułki z serem i wędliną, przybrane świeżą rukolą i koktajlowym pomidorkiem, a do tego ekstra mieszankę müsli z suszonymi owocami, nie mogłem się oprzeć. Porcja pełnowartościowego, zdrowego śniadania była na tyle duża, że jedną z bułek wziąłem do pracy, wraz z II śniadaniem. Od pierwszego wrażenia uderzyła mnie świeżość produktów.
Limonka – Ponieważ uwielbiam müsli wszelkiego rodzaju, śniadanie raczej nie mogło mi nie smakować. Znajomy smak jogurtu naturalnego i – co ważne – niezwykle różnorodne müsli były naprawdę smaczne. Znalazłam tam i suszoną morelę, i suszoną śliwkę, a nawet płatki w czekoladowej polewie. Kompozycja na wielki plus, bo w żadnym dostępnym w sklepie müsli nie znajdziecie tak dużego bogactwa najróżniejszych składników (siemię lniane!). Do tego kawałek soczystej pomarańczy i – moja własna już – kawa z mlekiem były wystarczające, by rozpocząć pełen aktywności dzień. Z mojej strony śniadanie na tak.
II śniadanie:
Wdm1 – II śniadanie jadłem w samochodzie, stojąc w korku. Biorąc je rano, myślałem, że zawiera ono gotowaną brukselkę! Masakra... Kiiedy otworzyłem opakowanie i sięgnąłem po pierwszą „brukselkę”, okazało się, że są to kuleczki mozzarelli w ziołach. Do tego pyszne koktajlowe pomidorki, które o dziwo nie były przejrzałe, ani niedojrzałe, tylko jędrne, strzelające w ustach i rozpływające się świeżym smakiem. A do tego wszystkiego jeszcze bułeczka z pierwszego śniadania. Mmm... normalnie stanie w korku w ogóle mnie nie denerwowało.
Limonka – Tego dnia miałam istne urwanie głowy, więc II śniadanie zjadłam juz chwilę po pierwszym. Uwielbiam mozzarellę, a mozzarellę w ziołach do kwadratu, nie dziwne więc, że zjadłam ją ze smakiem. Co bardzo mnie zdziwiło – pomiędzy kuleczkami mozzarelli znalazłam również małe pierożki, jakby tortellini, z nadzieniem, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Były jednak pyszne, a koktajlowe pomidorki tylko dopełniły smaku. Jedyne, co mnie zasmuciło, to niewielka ilość przysmaków na II śniadanie, ale przecież był to zestaw 1200 kcal, więc nie mogłam zjeść tyle, co zwykle... ;)))
Obiad:
Wdm1 – Gdybym nie rozpakowywał pudełka z jedzeniem dzień wcześniej, a otrzymałbym je podane na talerzu, w życiu nie przypuszczałbym, że było robione poprzedniego dnia. Wszystkie warzywa odpowiednio chrupiące i świeże (al dente), ryba smaczna, kasza nie rozgotowana. Pamiętacie, jak zawsze powtarzam, że zdrowe jedzenie robi się szybko? Cały czas miałem właśnie takie wrażenie. Jakby posiłek był przygotowany przed chwilą. Zupełnie kłóciło się to z każdym cateringiem, jaki dotąd znałem. Z mojej strony brak jakichkolwiek zastrzeżeń co do kompozycji i jakości posiłku.
Limonka – Obiad również mile mnie zaskoczył. Uwielbiam rybę, uwielbiam kaszę jęczmienną, uwielbiam gotowane warzywa (nawet brukselkę). Jak na fakt, że wszystkie jedzone przez nas dania przygotowane były dzień wcześniej, nie mogę im NIC zarzucić, prócz tego, że użyłabym większej ilości przypraw dla urozmaicenia smaku. Nawet nie chciało mi się niczego przerzucać na talerz, tylko jadłam prosto z pudełka, a co! ;)
Kolacja... i podwieczorek:
Wdm1 – Kolację mogłem już zjeść w spokoju, a nie wpadając na dwadzieścia minut do domu. Dlatego też postanowiłem wyłożyć ją na talerz, by zobaczyć i pokazać przy okazji Wam, jak wygląda danie „dietetycznego cateringu” – (ogólnie protestuję przeciwko tej nazwie. Catering kojarzy mi się z dowożonym jedzeniem w jednorazowych opakowaniach często wątpliwej jakości i pochodzenia, a nawet przyjęcia robione z pomocą firm cateringowych zawsze pachniały mi tandetą. LightBox to zupełnie coś innego). Wygląd możecie ocenić sami. Ja jeszcze raz powiem, że jestem pełen podziwu dla nie zwiędniętych itd. warzyw. Czyściutkie, chrupiące sałaty, rukola, marchewka, pyszne pomidory koktajlowe i naprawdę smaczne roladki. A do tego wszystkiego – nie mam pojęcia, jak oni to robią – pełnoziarniste sucharki, ale tak delikatne, że mógłby je jeść nawet bezzębny staruszek. No i na deser galaretka z malinami. Full wypas. Biorąc pod uwagę porę roku i ilość, jaką dostałem do swojego dania, czułem się usatysfakcjonowany w stu procentach.
Limonka – Desery (podwieczorki), w przeciwieństwie do całej reszty świata, jemy po kolacji. Przyczyna jest prosta – po obiedzie zwykle nie mamy na to czasu. Na „lightboxową” kolację czekałam najbardziej. Zestaw poniedziałkowy zamówiłam głównie ze względu na zachęcającą nazwę: „roladki omletowe z wędzoną makrelą”. I to danie było naprawdę smaczne. Naleśnikowe roladki wypełnione były wędzoną makrelą (nawet mi przez myśl nie przeszło, że podobne danie mogłabym przygotować w domu!), do tego dodane były razowe sucharki, pomidorki koktajlowe (w moim przypadku jeden) i surówka, którą należało polać beztłuszczowym dressingiem (rewelacyjny i dobrze doprawiony). Na deser zjadłam galaretkę z malinami (maliny w kwietniu!!) i pomyślałam, że nareszcie wiem, czym jest dietetyczny catering.
Od początku byłam ciekawa, w jaki sposób catering da sobie radę z dość – nie ukrywajmy – wyszukanymi potrawami. Było nie było, do tej pory o cateringu myślałam w sposób co najmniej niechętny. Szczerze mówiąc, byłam nastawiona raczej krytycznie. Starałam się znaleźć możliwie najwięcej minusów w daniach dostarczanych wprost do domu, ale było ich naprawdę niewiele, a dotyczyły przede wszystkim ilości dań (objętościowo jem raczej dużo – zwłaszcza warzyw). W kwestii ceny, wszystko zależy od tego, ile ktoś posiada pieniędzy. Dzienna kwota, którą trzeba przeznaczyć na catering, to około 50 złotych (zależy od dnia i dań), co wynosić może miesięcznie ok. 1300-1500 zł. Dla jednych bardzo dużo, dla innych niewiele. Wielkim plusem LightBoxa jest to, że ich posiłki są NAPRAWDĘ bardzo, ale to bardzo zróżnicowane. Zerkając na jadłospis, widzę na przykład: sałatkę surimi z awokado, placuszki z cukinii z jajkiem, piersi kurczaka duszone z czerwoną papryką i tymiankiem, łososia w galarecie. Mnie osobiście nie chciałoby się codziennie gotować tak wyszukanych dań, bo czasami idę na łatwiznę – gotuję rosół, a przez kolejne dwa dni jemy zrobiony z niego krupnik... ;)))). Tutaj z kolei codziennie jest coś innego, a jedno danie nie pojawia się częściej, niż raz w miesiącu. Jak dla mnie – rewelka. Co więcej – zestawy LightBox są doskonale zbilansowane. Wiecie, te wszystkie białka, tłuszcze, węglowodany, z którymi często mamy problem... Tutaj wszystkiego jest dokładnie tyle, ile być powinno. Nie mniej, nie więcej. Ja jestem pod wrażeniem, bo spodziewałam się totalnej kichy. Według mnie największymi plusami LightBox są:
- doskonale zbilansowane dania;
- różnorodność posiłków;
Kropkę nad i stanowi schludne, atrakcyjne opakowanie, na które naprawdę przyjemnie się patrzy. Do minusów mogłabym zaliczyć tylko cenę (no i chyba to, że wzięłam za mało kaloryczny zestaw, bo chętnie zjadłabym więcej... ;p) i to, że LightBox póki co działa tylko w kilku miastach.
Cóż mogę więcej dodać? Z czystym sumieniem mogę polecić (i nikt nie płaci mi tu za reklamę! ;p) LightBox ludziom, których na to stać, a którzy z takich, czy innych powodów (brak czasu, umiejętności kulinarnych) nie mogą sami komponować swoich posiłków. Uderza mnie jedna rzecz – zdjęcia zestawów, które widzę na stronie, naprawdę nie odbiegają od tych, które dostaliśmy. Wszystko kolorowe, świeże i pachnące. Jednym z minusów (jeżeli można uznać to za minus), jest brak wyrazistych przypraw, czy ziół, którymi moglibyśmy dopasować smak do swoich upodobań. Ale czy to jest naprawdę minus? Kilka saszetek z przyprawami to nie majątek, a każdy powinien mieć je w swoim domu.
Na koniec, z nieukrywaną przyjemnością chciałbym powiadomić Was o KONKURSIE LightBox na jego stronie internetowej. Nagrodami jest 10 tygodniowych zestawów LightBox o wybranej przez Laureata kaloryczności, dostarczanych do domu lub biura (dotyczy Laureatów z Trójmiasta i Warszawy), natomiast dla Laureatów spoza wymienionych miast przeznaczono 10 egzemplarzy książki Aleksandry Cichockiej „Praktyczny poradnik żywieniowy w odchudzaniu oraz profilaktyce i leczeniu cukrzycy typu 2”. Tak więc wszyscy biorący udział w konkursie, mogą zdobyć naprawdę wartościowe nagrody. Życzę powodzenia (do oglądania strony LightBox śliniaczki wielce wskazane ;ppp).