wtorek, 13 września 2011

Dr Chantal Tse - Kuchnia antyrakowa


Tytuł oryginału: Cuisine Anti-Cancer
Tłumaczenie: Barbara Amarowicz
Ilość stron: 366
Wydawnictwo: Esprit

Ocena (1-5): 4



     Wiecie, że uwielbiam gotować. Jestem jedną z tych kulinarnych wariatek, które od piątej rano zastanawiają się, co ugotują na obiad i które w piątkowy wieczór rozmyślają się nad tym, jakie ciasto upieką w następną sobotę. Gdy spotkała mnie przyjemność przeczytania książki o produktach, które mają działanie antyrakowe, nie mogłam doczekać się jej lektury. Tym bardziej, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że większości ludzi nie chce się czytać książek (czego nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem) i powinnam ją polecić.
      Jak podaje dr Chantal Tse, aż 30-35% zachorowań na raka ma swoją przyczynę w niewłaściwych nawykach żywieniowych! To przerażająca liczba, tym bardziej, że nie trzeba długo szukać, by znaleźć osoby odżywiające się w co najmniej niewłaściwy sposób. Zwęglone mięso, produkty spożywcze wypakowane po brzegi szkodliwymi substancjami konserwującymi i polepszaczami... nie, to wcale nie sprawia, że jesteśmy zdrowi. Wprost przeciwnie. Kuchnia antyrakowa to książka, która naprawdę może otworzyć oczy. Nowotwory są – zaraz po chorobach układu krążenia – najczęstszą przyczyną zgonów w krajach uprzemysłowionych. I jak się okazuje, najrzadziej chorują na nie osoby z krajów basenu Morza Śródziemnego, Indii, Japonii, Chin i Azji Południowo-Wschodniej. Dlaczego? Cóż, tam właśnie je się najzdrowiej.
W Kuchni antyrakowej znajduje się wiele przydatnych informacji dotyczących składników odżywczych zawartych w poszczególnych produktach, wszelkiego rodzaju kartenoidów, związkow fitochemicznych i innych, które mają dla organizmu bardzo duże znaczenie.
Część, w której znajdują się przepisy, to bogactwo pysznych i łatwych do przygotowania dań zawierających składniki przeciwrakowe. Bakłażany w pomidorach, grzyby faszerowane czosnkiem, chłodnik szczawiowy, zupa-krem ze szpinaku (aaaa! <3), korzenne szaszłyki z indyka, zapiekanka z dorsza z jabłkami... oraz wiele przepisów na pyszne desery. Co ważne – patrzyłam na te przepisy również pod kątem ich kaloryczności. Z powodzeniem mogą być stosowane przez osoby znajdujące się na diecie, co jest niewątpliwie dobrą wiadomością dla dbających o linię.
Kuchnia antyrakowa to książka otwierająca oczy. Choć nie nastraja optymizmem fakt, że na nowotwory ma olbrzymi wpływ to, co jemy, to jednak świadomość tego faktu dzięki tej książce może skłonić nas do zmiany sposobu żywienia. Wypróbowałam już dwa przepisy zawarte w książce i z pewnością w najbliższym czasie wypróbuję kolejne. Polecam!


Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję wydawnictwu:  


    
    Korzystając z okazji, wszystkich miłośników książek ponownie bardzo serdecznie zapraszam na Zieloną Cytrynę.

8 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o dietę antyrakową jestem sceptycznie nastawiona ;) Nas uczą, że nie ma żywności, która może zapobiegać nowotworowi. No, ale może mu nie pomagać :) Dlatego wiadomo, że tak jak napisałaś nie należy jeść zwęglonych mięs, sproszkowanych 'Pomysłów na ...' pełnych chemii. Taka książka nie zagwarantuje nam na pewno tego, że nie będziemy mieli w przyszłości raka, ale nauczy zdrowo się odżywiać co na pewno zaplusuje w wielu innych kwestiach związanych ze zdrowiem. Chętnie sięgam do takich książek po inspiracje, już kilka gości na mojej półce, więc być może kiedyś zdecyduję się na zakup właśnie tej. Fajnie, że na blogu znów coś innego.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jakby nie patrzeć, kolejny dowód na to, że warto jeść zdrowo. Tylko że samo zdrowe odżywianie nie chroni dostatecznie przed niczym. Ludzie jedzą zdrowo, ale palą papierosy i piją duże ilości alkoholu, co też nie pozostaje w organizmie bez echa...

    A co do "czegoś innego", to powoli zaczynam wysiadać, jeśli o ten blog chodzi. :) Bardzo prawdopodobne, że zrobię sobie długą przerwę, bo brak mi do tego chęci (a proszę, znajoma która pracuje w "Rozmowach w Toku" zapytała, czy przyjechałabym jutro na nagranie - odmawiałam już im ze cztery razy, naprawdę nie uważam, by ten program był szczytem moich ambicji :P).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja sobie na swoim blogu zrobiłam przerwę, bo aparat mi całkowicie padł, poza tym nie zawsze miałam siłę i ochotę na robienie zdjęć i wrzucanie na bloga. To chyba nie dla mnie.. Chociaż może jeszcze wrócę. Póki co aparat zginął przez zalanie, więc nie ma czym zdjęć robić :) Rozumiem, że możesz być tym zmęczona, ale szkoda będzie jak nie będziesz tu nic pisać. No, ale sama musisz zdecydować :)
    Jaki temat 'Rozmów...' byłby poruszany jutro? :) Ja momentami oglądając ten program zastanawiam się, co ludziom daje takie obnażanie się w telewizji. No nie wiem, to też zależy od tematu, ale ja w życiu nie umiałabym się przełamać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mają być kręcone o dziewczynach, którym udało się schudnąć. Czyli wiesz, najpewniej pójdą jakieś panny Bog-wie-skąd i będą opowiadać pierdoły o tym, jak jadły samą sałatę i zrzuciły sadełko. Gdybym tam poszła, automatycznie ustawiłoby mnie to na tym samym poziomie, a moje podejście do odchudzania jest zgoła inne.

    Pisanie bloga jest ciężkie, zwłaszcza, jeśli jest ileś osób, które go czytają. Tylko że co mi z czytania, skoro większość woli przeczytać i zapomnieć, zamiast dyskutować? Mam kilka pomysłów na następne posty, już dawno wymyślonych lub znalezionych, ale nie ukrywam, że czuję się już zmęczona. Z kolei pisanie recenzji sprawia mi wiele frajdy, dziewczyny z książkowych blogów są naprawdę miłe i skore do dyskusji, a to jest dla mnie ważne - żeby czuć więź z osobami, z którymi rozmawiam. A nie mogę czuć więzi z kimś, kto tylko czyta... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To rzuć jakiś superprowokacyjny temat. Na przykład coś w stylu, że jak ktoś jest gruby, to znaczy, że wcale nie chce schudnąć (w ramach motywującego kopa w tyłek;). Albo o tyciu w związku. Albo coś. Do tej pory się sprawdzało;).

    A tak poważnie, to mam wrażenie, że ustawiłaś się trochę w roli mentora, przynajmniej dla czytelniczek tego bloga, które mają problemy z wagą. Biorąc pod uwagę fakt, że mówisz przeważnie rzeczy, z którymi dyskutować trudno, a do tego mówisz mocno i ostro, można założyć, że większość czytelniczek zwyczajnie ma problem ze znalezieniem w sobie wystarczającej śmiałości do podejmowania dyskusji. Oczywiście to tylko taka teoria wymyślona na poczekaniu. Jestem gotowa ją zweryfikować, zwłaszcza po usłyszeniu opinii tych cichych czytelniczek:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam też wrażenie, że konieczność czekania na akceptację komentarza znacznie obniża dynamikę dyskusji ;))))).

    OdpowiedzUsuń
  7. Też tak sądzę, jednak są ludzie, którzy wolą się rozwodzić na temat tego, jak okropna jestem i jak bardzo niewyparzony język mam, czego absolutnie nie neguję. :P

    Dlaczego sądzisz, że ustawiłam się w roli mentora? :> Ja sama, czy ktoś mnie? Bo obserwując maile, które dostaję, czuję się zażenowana, że pyta się mnie (przykładowo) o to, czy dwa pomidory zamiast jednego na kolację to wielka zbrodnia. W ogóle obserwując komentarze GDZIEKOLWIEK zastanawiam się, czy większość stałych czytelników pewnych blogów musi być prowadzona za rękę w KAŻDEJ dziedzinie życia.
    To, że piszę - jak sama stwierdziłaś - mocno i ostro (czasami nie warto, bo ludzie nie rozumieją przenośni...), jest wyłącznie wynikiem faktu, że mówię o pewnych rzeczach, które wiem (a przynajmniej takie mam wrażenie...). Gdybym całe życie była krusznką i głosiła teorie na temat tego, jak czuje się grubas w swojej własnej głowie, byłyby to prawdy do rozbicia o kant dupy. Faktem jest, że prawda w oczy kole, a sama doskonale wiem, jakie pierdoły opowiadałam będąc grubaskiem. Że liczy się dusza, nie wygląd, że szczupłe laski są wiecznie wredne, bo głodne i takie tam idiotyzmy, które nijak mają się do rzeczywistości. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, to świetnie, niech napisze, ale odpowiedź w stylu: "jesteś głupia, zakompleksiona i nie wiesz, o czym piszesz" świadczą wyłącznie o braku jakichkolwiek argumentów. Naprawdę nie staram się twierdzić, że wiem wszystko, bo tylko głupi człowiek jest przekonany o bogactwie swojej wiedzy i nieomylności (patrz: scio me nihil scire). Jeśli ktoś uważa, że jestem dla niego jakimś tam autorytetem, to fajnie, ale w żadnym razie nie lubię przesadnej egzaltacji w ocenie bloga, czy jakichkolwiek treści weń zawartych. Znam blogi, które mają po kilkadziesiąt tysięcy użytkowników dziennie, z czego udziela się kilkunastu, kilkudziesięciu. To chyba średnia krajowa, bo ja również dziennie odwiedzam swoje perełki, a komentuję, jeśli naprawdę mam coś do powiedzenia, albo jeśli mnie coś wkurzy w treści, albo rozbawi, albo poprostu skorzystam z jakiejś informacji (przepisy). I w sumie tyle chyba... nihil novi w tym, co napisałam :)))

    I skoro skomentowałaś, wnioskuję, że jest okej :))) (?)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, kto Cię ustawił w roli mentora, fakt faktem, że dostajesz maile w stylu tych z pytaniami o dwa pomidory. Mnie osobiście nie starczyłoby siły woli, żeby w takiej sytuacji ugryźć się w język:). Może to specyfika sieci. Nawet, jeżeli nie chcesz robić teatrzyku dla gawiedzi, to tematyka bloga jest na tyle chwytliwa, a medium na tyle otwarte, że poruszasz się trochę w bezmyślnym tłumie ;).

    Hmmm... nie wiem, czy jest ok, ale chyba faktycznie to, że piszę wróży dobrze:).

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...