sobota, 18 lutego 2012

Frytki śledziowe? A jakże!

                W Polsce jemy skandalicznie mało ryb. A to jest BŁĄD! Bardzo, bardzo, bardzo duży błąd! Bo ryby są ZDROWE i PYSZNE, a niektóre z nich wręcz ŚMIESZNIE TANIE.

                10 zł za kilogram? Dawać je tu! Już ja o nie zadbam.

                Mowa dziś o ŚLEDZIACH, a ściślej – tuszkach śledziowych, malutkich, nie dłuższych niż 10 centymetrów, i niebiańsko, niebiańsko pysznych (i kosztują 10 zł/kg!!!!!!!). A śledzie, o czym należy pamiętać, są niezwykle bogatym źródłem kwasów tłuszczowych jedno- i wielonienasyconych. Co więcej, zawarte w nich kwasy omega-3 przyspieszają przemianę materii i spalanie tłuszczu. 

Poza tym w śledziu znajduje się witamina E, która ma działanie przeciwmiażdżycowe. Mięso ryby dostarcza dużo żelaza, cynku, fosforu i jodu, dlatego wskazane są dla osób cierpiących na choroby układu krążenia i niedokrwistość. Śledzie mają również sporo potasu, który ułatwia usuwanie nadmiaru wody z organizmu. Zimą natomiast świetnie sprawdzą się dla tych, którzy mają kłopoty z przeziębieniami, zwiększając odporność ich organizmu. (źródło: KLIK)

Brzmi wystarczająco dobrze, by Was skusić? Zapoznajcie się więc z tym banalnie prostym przepisem na śledziowe "prawie frytki". Tak, dokładnie tak. Śledzie te można chrupać w całości, jak szprotki.
    

                Śledzie myjemy, dokładnie osuszamy papierowymi ręcznikami. Posypujemy solą, pieprzem i odrobiną mąki. Wrzucamy na silnie rozgrzany tłuszcz i smażymy przez kilka minut z obu stron. Podajemy z dużą ilością świeżo przyrządzonej surówki (NIGDY, PRZENIGDY nie idźcie na łatwiznę i nie kupujcie tego gotowego obrzydlistwa w pudełeczkach, kubeczkach itp.).





                Tak przyrządzone śledzie są doskonałe same w sobie. Moje kubki smakowe uznają je za lepsze od smażonej soli, łososia (pod każdą postacią – chyba, że mowa o kabanosach z łososia, które KOCHAM!), szprotek, karpia, tilapii, czy jakiejkolwiek innej ryby powszechnie dostępnej w Polsce.

                Smacznego!  


               
PS. Do tej pory sądziliście, że alkohol JEST TUCZĄCY? Tak, ja też. Nic bardziej bzdurnego... nie dość dobrze uważałam na chemii i fizyce... O tym już wkrótce ;)))   

PS.2. Jeśli jesteście zainteresowani szczegółami akcji Dieta jak lekarstwo, w kioskach możecie kupić już nowy numer Superlinii, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawych informacji na temat uczestników oraz ich zdjęcia z sesji "przed" :))

20 komentarzy:

  1. mój ojciec to zagorzały wędkarz, tak więc mój nr one to małe płoteczki frytkowe - niebo w gębie :D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. O! TEŻ!!!!!!!! Jejuńku, pierwszy raz jadłam płotki dopiero po przeprowadzce do Gdańska, są cudne. Najbardziej lubię im się wgryzać w grzbiet :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha!
    Ja też na płoteczkach i to własnoręcznie złowionych. Normalnie pycha! Całe lato spędzamy na wędkowaniu. Równie pyszny jest okoń, lin i co dziwne sumik karłowaty, uważany przez wędkarzy za chwast rybny (często rzucają złowione rybki w zarośla, bo nie wolno wyrzucić ich z powrotem do wody). Ja nawet świeżych rybek nie panieruję w mące. I tak wrzucone na gorący olej stają się chrupkie i złociste!
    PS. Ja dziś na obiad miałam Mirunę. Dobrze, że Twój post przeczytałam już po jej zjedzeniu. Inaczej zaraz leciałabym do Tesco, złowić coś w zamrażarce z rybami!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie w Gdańsku kupić dobrą rybę? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. NIGDY, PRZENIGDY nie idźcie na łatwiznę i nie kupujcie tego gotowego obrzydlistwa w pudełeczkach, kubeczkach itp.- a czemu? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie - a czemu? tylko dlaczego?
      Ano dlatego (dlatemu :D ), że nie warto płacić za panierki, których skład jest dłuższy niż lista produktów dania a poza tym skrywa ono często towar nie najlepszej jakości. No i oczywiście jest mrożona nie wiadomo ile razy :P

      Usuń
    2. Przepraszam, nie wiedziałam, że obowiązuje oficjalny styl. Zatem dlaczego używa pan dwukropka i litery D, co potocznie nazywane jest "emotką"?

      Nie mogłam się powstrzymać ;)
      A takie sałatki ze śledziami typu śledź, ogórek, cebula w jakimś sosie albo śledzie w zalewie to też samo zło? ;)

      Usuń
    3. Zaczytana, wybacz mu, bo on się zgrywa ZAWSZE :D

      Jeśli sałatki, to tylko te, które robią np. w sklepie rybnym, albo w hipermarkecie i można je kupić na wagę (choć i tak Bóg jeden wie, co jest w środku). Wszystkie pakowane w pudełeczka z datą ważności za sto lat, są bardzo niekorzystne. Wiesz, każdy je to, co chce, wiadomo. My tylko mówimy, czego nie warto kupować, bo ani się nie opłaca, ani nie jest przesadnie zdrowe :P

      Z innej beczki: dziś odkryłam, że Danone używa żelatyny wieprzowej... :/

      Usuń
    4. Nie ma sprawy, ale forma "czemu" jest poprawna w języku potocznym także dlatego tak napisałam :P Jakbym faktycznie popełniła byka to bym się kajała :D

      Ależ oczywiście i dlatego czytam tego bloga ;) Myślałam po prostu, że jest w nich coś szczególnego, że tak powiem, co trzeba omijać szerokim łukiem ;)
      Ja takie sałatki jem raz na ruski rok, a jak już to kupuję właśnie taką na wagę ;)
      Niestety u mnie w pobliżu nie można kupić dobrej ryby :( Musiałabym się chyba rozglądać bardziej, ale wątpię. Śledzi takich o jakich piszesz niestety nie ma, z normalnych ryb są takie typu panga (fuj!).

      Usuń
  6. Płotki też znam :) Głównie z wizyt u wujka na mazurach, który kocha wędkować :) przepyszne. W śledziach zakochałam się niedawno, w wersji w occie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Oho ja czekam na tę notkę o alkoholu ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. @Pigułka, staraj się raczej o świeże rybki, nie mrożone. Ja te ostatnie kupuję w ostateczności, naprawdę :P Z tych, które wymieniłaś, jadłam tylko płotki, innych nie, a szkoda ;/

    @wonka, na Zielonym Rynku, na Przymorzu. Największy wybór w środę i w sobotę. Ale JAKIE i w JAKIEJ cenie... :D Ach!

    @Zaczytana, bo to byle co, nie surówki ;) Leży Bóg wie ile w pudełku, Bóg wie co do środka dodane, a jak nawet sama sobie zetrzesz marchew i rzepę, dodasz pomidora i wymieszasz z jogurtem, wiesz, co masz w środku :))))

    @Magda, śledzie w occie są cudowne... :D

    @Nowa, planowałam dziś zacząć pisanie, a dopiero weszłam do domu i zjadłam obiad. Sobota sobotą, biznesy same się nie zrobią, a jako kobieta swojego mężczyzny czasami muszę się pojawić na mieście ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmmm...
    W mojej szerokości geograficznej, świeże ryby mam, jak sobie je złowię, ewentualnie jak mi podaruje kolega-wędkarz, który łowi, ale ich nie jada. Zatem w zimie skazana jestem na mrożonki, niestety! Z sezonem wędkarskim ruszamy z początkiem kwietnia, jak tylko tyłki nam nie będą przymarzać do krzesełek. Potem do połowy października mamy najświeższe rybki na świecie!
    A jak mieszkałam jeszcze w Gdańsku, to jeździłam na Górki Zachodnie i kupowałam prosto z kutra. Tylko trzeba było być tam bardzo wcześnie, tuż po 6ej rano! Całe wiaderko niesortowanej ryby kosztowało wtedy 15-20 zł.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy po smażeniu śledzi nie trzeba przypadkiem wietrzyć przez trzy dni domu i prać wszystkiego, co znalazło się w okolicach kuchni? Roztaczanie wokół siebie subtelnej rybiej aury przy każdym zalotnym machnięciu włosami jest absolutnie urocze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie. Trzeba tylko smażyć na dość dużej ilości tłuszczu (i tak nie chłoną), bo inaczej się zaczną przypalać, a wtedy to już w ogóle kaplica :D I przy otwartym oknie, ale to chyba nic dziwnego :P

      Usuń
  11. Obawiam się, że wszelka smażona ryba przyswajalnych kwasów omega 3 zawiera raczej niewiele. Tłuszcz nawet najlepszego gatunku zawiera kwasy omega 6 (też bardzo zdrowe, ale w odpowiednich ilościach), które "wypierają" kwasy omega 3 (działają one mniej więcej przeciwstawnie i przyjmowanie kwasów omega 3 przy dużej ilości kwasów omega 6 nie daje odpowiednich rezultatów). Więc śledź tak ale nie w oleju, nie w majonezie, jeśli smażony to najlepiej bez tłuszczu lub w malutkiej jego ilości.
    Ja za śledziem jakoś nigdy nie przepadałam, takich tuszek w mojej szerokości geograficznej nie widziałam (ale flądry, dorsze są - dziwne). Raz na pół roku (nie w Wigilię :P) zjem trochę i mam dość. Wolę inne rybki, chociaż o świeżą, morską rybę trudno (a ja nie cierpię się z nią babrać, wolę jeść :P)

    OdpowiedzUsuń
  12. Na tłuszczu! A fe! Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby to naprawdę było zdrowe! Już pomijając fakt, że bezworeczkowcy śledzia mogą sobie zjeść tylko od święta (a niektórzy w ogóle). Ja tam zjem tylko w śmietanie, bo nie przepadam za takimi rybami. Łosoś <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, w ogóle tłuszcz roślinny to SAMO ZŁO.

      Usuń
  13. Ja nie mówię, że tłuszcz jest zły. Smażony tłuszcz TAK, bo wytwarzają się związki rakotwórcze. Są tłuszcze dobre i złe, tak jak cholesterol.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...