sobota, 25 sierpnia 2012

Aktywna sobota (III) - Łan... tu...

             Tęskni mi się za blogiem, gdy zbyt długo nie piszę. I za tematami, które już poruszałam i których chyba nie wypada powtarzać. Za miesiąc zacznie się rok akademicki i do reszty zatonę w pracy magisterskiej, co pozwala mi przypuszczać, że ilość postów na blogu znów ulegnie zmniejszeniu. Przeglądałam wczoraj blog na Onecie i nasze pierwsze wpisy. Momentami chce mi się śmiać z mojego nastawienia. Dziś nie podpisałabym się pod wieloma rzeczami, które napisałam wówczas. Dziś nie przeżywam już nadprogramowej przekąski, bo nauczyłam się (mniej lub bardziej) panować nad tym, co jem (pewnych rzeczy wciąż nie kupuję i nie jem!). Ale może wynika to z faktu, że minęły już dwa lata od oficjalnego zakończenia odchudzania?

                W ciągu ostatnich kilku tygodni trochę „pospacerowałam” po blogach, które z założenia mają traktować o odchudzaniu i zdrowym odżywianiu. Powyrastały jak grzyby po deszczu i nawet nie  wiedziałam, że jest ich tyle (gdy w ubiegłym roku pisałam artykuł dla Shape, miałam problem ze znalezieniem TRZECH!). Ale czuję się zaniepokojona i zniesmaczona, bo więcej jest tam odchudzania na siłę, niż zdrowego odżywiania, a sporo dziewczyn prezentuje podejście pod tytułem: „Dziś-byłam-u-babci-i-nażarłam-się-słodyczy-ale-od-jutra-znów-dieta”. I tak dwa razy w tygodniu. Co gorsze, wiele dziewczyn wzajemnie się nakręca i utwierdza we własnych, błędnych przekonaniach. To właśnie ta rzecz, o której pisałam wiele razy – komuś się wydaje, że dieta  to katorga i samobiczowanie, a ciastko jest narzędziem zbrodni i najlepiej od razu się rozpłakać i wyżalić na blogu, że się nie ma siły i motywacji. Nie zrozumcie mnie źle – wsparcie od innych osób będących na diecie jest fantastyczne, ale jeśli po raz dwudziesty siódmy popełnia się ten sam błąd i oczekuje słów pocieszenia, jest  to dla mnie już bezczelność. Gdyby przestać traktować odchudzanie jako zło konieczne, problemu by nie było.

                Dziś, ponieważ jest sobota, mam dla Was ćwiczenia, które doprowadzają mnie do szału. Dosłownie. Są fantastyczne i robię je codziennie na zmianę (kolana ostatnio bolą mnie piekielnie :/// Czy ktoś ma ten sam problem, że po prostu chrupie mu w kolanach?), ale dostaję białej gorączki, gdy słyszę… ach, zresztą sami zobaczcie. Może lepiej będzie wyłączyć dźwięk? ;)))









PS. Nie bardzo wiem, jak podejść do wytłumaczenia się z wczorajszego wywiadu. Uważam go za fantastyczny, a rady w nim zawarte za bardzo przydatne, ale wydaje się, że faktycznie można było odnieść mylne wrażenie, że kobieta w rozmiarze większym, niż 38 jest gruba. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi – jeśli więc któraś z Was poczuła się tym urażona, najmocniej przepraszam.

PS.2. W playliście tym razem jeden utwór – czołówka z serialu, który ostatnio nie daje nam spać. OBŁĘDNY!

PS.3. Przeczytałam przedwczoraj rewelacyjną książkę - Wyznania upiornej mamuśki. Uwierzcie, prawie wyłam ze śmiechu. Zapraszam jutro na Zieloną Cytrynę, będzie o książce parę zdań.

12 komentarzy:

  1. Mnie tam się podoba dźwięk :D:D Ale ja ogólnie uwielbiam Azjatów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po jakiemu oni w ogóle mówią? Mam wrażenie, że po angielsku, choć momentami powątpiewam...
      "Jestę blondynką" :|

      Usuń
  2. Ojej, jak dawno mnie tu nie było!

    Ćwiczenia wyglądają ciekawie, a z racji tego, że wypadałoby się ruszyć, to chyba się na nie skuszę.

    Ja się ludziom w sumie trochę nie dziwię takiego negatywnego podejścia do diet. Nie dość, że media zalewają nas mnóstwem diet-cud, które są wyjęte z kosmosu, to jeszcze to samo robią lekarze. Jako dziecię byłam po opieką poradni chorób metabolicznych, lekarze niejednokrotnie wciskali mi w rękę program diety dla mnie odpowiedniej i stwierdzam, że choćbym chciała, to nie byłabym w stanie się tak żywić. Już nawet nie potrafię podać przykładów dań, ale wszystko było strasznie jałowe, maksymalnie odtłuszczone, rozgotowane i zupełnie nieatrakcyjne dla dwunastoletniej dziewczynki. Porcje, z tego co pamiętam, też były dość skromne. Ja sama dużo nie jem, ale chyba NIKT nie byłby w stanie najeść się na śniadanie jedną kanapką.
    Problemu by nie było, gdyby w szkołach mówiło się o zdrowym odżywianiu. Uważam, że wiedza o żywieniu powinna być OBOWIĄZKOWYM przedmiotem dla każdego dzieciaka. Tymczasem panuje niewiedza i spotkać się można z takimi kwiatkami:

    http://piekielni.pl/37768

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMASAKRA. To by było dobre, żeby kiedyś puścić na blogu i uświadomić głupie matki, że zapychanie dzieciaka gównianym żarciem jest ZŁE.
      Sama widzisz, jak to w dzieciństwie miałaś. Zresztą do dziś prawie nikt przy układaniu diety nawet NIE PYTA, czy lubisz dany produkt.
      Brak słów, idę z psem. Znów się wkurzyłam :D

      Usuń
  3. Limonko, podziwiam Cię, że chce Ci się robić ćwiczenia w domu... Naprawdę, próbowałam, miałam płytkę z Shape'a, dobra jakość, po polsku, bla bla.. I to nie pomogło :D Po prostu, muszę mieć nad sobą rzeczywisty bat, nie umiem sama na tyle się nakręcić, żeby robić ćwiczenia z monitorem :P I ciekawe jest tez to jak różne mamy podejście do ćwiczeń - Ty chyba wolisz krócej ale codziennie, a ja jednak wolę zmęczyć się porządnie 3 razy w tygodniu, ale mieć spokój w inne dni. Kwestia charakteru czy co? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy kwestia charakteru, czy może raczej wygody. Nie traktuję ćwiczeń jako czegoś, co muszę zrobić, żeby "mieć spokój". Po prostu lubię to, lepiej się czuję i wiem, że robię coś dla siebie. W domu mogę sobie poćwiczyć pół godziny, dwadzieścia minut, półtorej godziny, jak mi się chce, a wychodzenie do klubu pewnie szybko by mnie zniechęciło. Poza tym niespecjalnie przepadam za towarzystwem obcych ludzi i trudno jest mi się odnaleźć w dużej grupie :))) Mam jednak wrażenie, że będę zmuszona zmienić nastawienie :P

      Usuń
  4. A ja wróciłam do bloga o zdrowym stylu życia. A właściwie wskrzesiłam go na nowo: http://fit-kreatywa.blogspot.com/ i mam nadzieję, że nie zmiażdży mnie zalew tych, które przez 'zdrowe żywienie' rozumieją dietę 900kcal, która pozwala im błyskawicznie gubić kilogramy [ta, ciekawe jak długo metabolizm przy tym prawidłowo pociągnie ;)].

    Ej, te panie na filmikach brzmią całkiem zabawnie :D Wiem, że na dłuższą metę może męczyć, ale na pierwszy rzut oka jest nieźle... :)

    PS. A co do kolan - brałaś glukozaminę? Ja mam co prawda po niej mdłości, ale warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaudyna! Ale się cieszę, że będę mogła czytać coś więcej Twojego. Bardzo mnie ta wiadomość uradowała :) I w razie czego wiesz... nie patyczkuję się z natrętami, zresztą sama widziałaś. Pomogę jak będzie potrzeba :D

      Co do filmików, to gdyby nie te ich odliczania, byłabym w stu procentach zachwycona.

      I nie, glukozaminy nie brałam, ale zerknę na ulotkę, czy w ogóle mogę brać ;)

      Usuń
    2. Zerknij, myślę, że warto spróbować :)

      Dzięki za wsparcie!

      Usuń
    3. Ja muszę powiedzieć zdecydowanie lubię ćwiczyć w klubie niż w domu. Chodzę na fitness codziennie - przynajmniej w wakacje - mniej pracy z dziećmi. Ale filmiki oglądam i czasem ćwiczę w domu. Co to kolan to zdecydowanie polecam glukozaminę! Ja mam wprawdzie 42 lata, ale kiedy mi chrzęści w kościach, a chrzęści głównie w kolanach, to posilam sie glukozaminą. Nasmaruję stawy i jest ok.
      Pozdrawiam
      Agnieszka

      Usuń
  5. też ćwiczę w domu przy filmikach, a nie w klubie, bo tak jest mi po protu wygodniej i mogę zaoszczędzić sporo czasu. tym bardziej, że mam na tyle silną wolę, że wykonam trening, który sobie na dany dzień narzuciłam. a azjatki ftw. : )

    co do nowych blogów typu 'fit' (sama jestem świeżakiem) i dziewczyn, o których piszesz w poście, uważam że w pewnym stopniu masz rację. okej, nawet w dużym. jest tylko jedno 'ale'. wiele spośród tych dziewczyn jest albo bardzo młode albo bardzo niedoświadczone w odchudzaniu, albo na tyle niezadowolone ze swojego ciała, że desperacko rzucają się na głodówki i diety, które dają szybki efekt. jasne, nastawienie, o którym piszesz może być związane bezpośrednio z charakterem danej osoby, jej 'słabą silną wolą' i chęcią uzyskania rozgrzeszenia. może być to osoba nawet 30, 40, 50letnia, która powinna już zmądrzeć. jednak wydaje mi się, że najwięcej błędów popełnia się przez młody wiek, związany z OGROMNĄ chęcią wyzbycia się kompleksów. jestem bardziej wyrozumiała, bo sama taka byłam. tyle tylko, że nie miałam bloga, żeby o tym pisać oczekując wsparcia i rozgrzeszenia, a dodatkowo działałam raczej w drugą stronę, wyeliminowała ze swojego jadłospisu wszystko, przez co prawie wyeliminowałam siebie. gówno wiedziałam o zdrowym odżywianiu i prawdziwych treningach, nie obchodziło mnie nic poza traceniem, spalaniem, coraz więcej i więcej. ale wyrosłam z tego i większość tych osób też wyrośnie. w dwojaki sposób - albo w wyniku słabej woli zaakceptuje swoje nadprogramowe kilogramy i zacznie normalnie żyć, nie męcząc wszystkich wokół, albo weźmie się za siebie naprawdę i mądrze.

    pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze nigdy nie widziałam otyłej Azjatki :)

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...