poniedziałek, 6 lutego 2012

"Dieta jak lekarstwo" - START!

Witajcie moi Mili! Radosna jak skowronek (ale też przemarznięta…) przybywam do Was z NOWINAMI! Dla mnie to wręcz niewyobrażalna frajda i mam nadzieję, że również Wam się udzieli i że będziecie zainteresowani. Zatem czy mogę?


OTÓŻ…


Pamiętacie, jak kilka wpisów temu wspomniałam, że magazyn Superlinia razem z firmą Lightbox organizuje akcję Dieta jak lekarstwo? Na pewno Wam umknęło, dlatego o tym wspominam. Okazało się wówczas, iż jest KTOŚ, kto od czasu do czasu na bloga zagląda i zdumiało go, że zwróciłam uwagę na tę akcję i że w ogóle o niej wspomniałam. Kilka dni później Lightbox (bo to o nich mówię) zwrócił się do mnie z propozycją, od której z radości ugięły mi się kolana i serce zabiło mocniej na myśl, że zrobię dla ludzkości coś pożytecznego (w końcu! :P). Tym oto sposobem, kilka tygodni i wiele rozmów później mam OGROMNĄ przyjemność pochwalić się i poinformować, że już wkrótce na „onetowej” wersji bloga (czyli na tej „starej”) będziecie mogli z bliska poznać osoby biorące udział we wspomnianej akcji.   

Na czym w ogóle polega akcja? Pozwolę sobie przypomnieć.

Superlinia i Lightbox wybrały spośród zgłaszających się TRZY osoby, które przez najbliższe trzy miesiące:

- będą żywić się wyłącznie dietetycznymi posiłkami przygotowywanymi przez Lightbox;
- będą uczęszczać na darmowe zajęcia aerobiku lub na siłownię (to już zależy od indywidualnych preferencji :P);
- będą pod stałą opieką dietetyka, który na bieżąco będzie monitorował ich postępy.


Dzięki tej akcji osoby te będą mogły zrzucić nadprogramowe kilogramy, poprawić wyniki swoich badań i z pewnością będzie to dla nich niezła zabawa. Ja z kolei postaram się, byście mogli poznać ich bliżej. Co kilka dni każda z osób biorących udział w akcji odpowie na jedno moje pytanie (lub Wasze, jeśli przyjdzie Wam do głowy coś ciekawego, a będzie to miało związek z odchudzaniem, zdrowym żywieniem, czy ogólnie zdrowym stylem życia), dzięki czemu będziemy mieć szansę poznać trzy różne punkty widzenia danej kwestii. Nie wspominając już o tym, że na bieżąco będziemy mogli śledzić ich postępy w odchudzaniu. Dla mnie bomba! :D


Jednocześnie chcę również poinformować, że wersja „blogspotowa” bloga nie ulegnie zmianie. Wciąż będą pojawiać się na niej normalne wpisy, takie jak do tej pory, z tą różnicą, że będę na bieżąco informować Was o pojawieniu się nowego wpisu na „onetowym” blogu.


Mam ogromną nadzieję, że zarówno Wy, jak i uczestnicy (no i MY!) będziecie (będziemy :P) się dobrze bawić, że podyskutujemy o różnych, mniej lub bardziej poważnych sprawach (ostatnio jesteście NIESAMOWITE w tych naszych dyskusjach w komentarzach, strrrrraszliwie mnie to cieszy i uwielbiam Was za to!) i że wyjdzie z tego coś bardzo, ale to bardzo dobrego! :)


 Zapraszam również do odwiedzenia strony internetowej Lightbox na której możecie dowiedzieć się większej ilości szczegółów nt. ich działalności :))))


8 komentarzy:

  1. Jej, ale zazdroszczę tym osobom, które będą dostawać darmowe posiłki.. Nie trzeba gotować, nie trzeba zmywać, nie trzeba zastanawiać się co dziś się zje, a jedyne co trzeba to chudnąć :D Łał...
    Limonko, co myślisz o tej popularnej tezie, że należy jeść 5 posiłków dziennie? Ja np. kiedy rano zjem owsiankę jestem tak zapełniona, że przez następnych 5 godzin nie odczuwam w ogóle głodu... Potem jem obiad, moja kilka godzin, jest kolacja i tyle... Nie wiem czy dobrze robię, może powinnam jednak zwiększyć ilość posiłków? Szczególnie, że teraz byłam 3 dni w domu, trochę sobie pofolgowałam i od razu 0,5 kg więcej na wadze...Myślisz, że to przez to, że mam spowolnioną przemianę materii? Sama już nie wiem ;<

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też zazdroszczę ;))) Mnie też ktoś mógłby tak porozpieszczać, nie miałabym NIC przeciwko :P

    Co do Twojego pytania, to powiem szczerze, że od pewnego czasu trudno mi stanąć po którejkolwiek stronie - za lub przeciw. Teoretycznie 5 posiłków dziennie to świetny sposób na odchudzanie i każdy powinien się do niego przekonać, ale w praktyce nie zawsze jest to wykonalne.
    Jeśli o mnie chodzi, ze względu na moje studia i charakter pracy Waldka jestem często zmuszona do jedzenia dwóch porządnych dużych posiłków (śniadanie ok. 7 i obiad o 17-18), ale w ciągu dnia zawsze coś z lodówki wygrzebię, jakieś owoce, albo wafle ryżowe, cokolwiek. Tylko że na dobrą sprawę liczy się to wówczas jako jeden posiłek, więc w zasadzie bywa różnie. Wszystko zależy od organizmu. Jeśli Twój organizm jest przyzwyczajony do jedzenia 3 posiłków dzienie, to dobrze wie, jak ma wykorzystać paliwo, którego mu dostarczasz. Trudno jest się tak z dnia na dzień przestawić, bo organizmowi też zajmuje to trochę czasu. Nie przejmowałabym się na Twoim miejscu, bo jeśli nie przekłada się to na Twoją wagę, nie ma sensu niczego zmieniać. A skoro, jak sama mówisz, pofolgowałaś sobie, to przecież nie zrobiłaś tego nieświadome, bo nikt Ci rąk nie wykręcał, prawda? W takiej sytuacji po prostu warto przez kilka następnych dni zmniejszyć kaloryczność posiłków i tyle :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, dzięki ;) W sumie racja, jadłam z własnej woli :D Tylko boję się, że jak już uzyskam upragnioną wagę to już zawsze będę musiała uważać na to co i ile jem, bo schudnąć to jeszcze pół biedy, ale potem utrzymać to już większa sztuka :D chyba pozostają ćwiczenia... ;)) (o dziwo, ja także zaczynam przekonywać się do wysiłku fizycznego ^^)

      Usuń
  3. Gratuluję. :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh! właśnie pluję sobie w twarz, że wcześniej nie odwiedzałam Twojego bloga i nie mogłam zgłosić się do konkursu i wygrać takiej cudownej nagrody! Najbardziej te posiłki przygotowane i dostarczone do domu by mi się przydały.. Mam nadzieję, że akcja się powiedzie i będzie kolejna szansa, żeby wygrać taki bonus :)
    Póki co, będę regularnie odwiedzać i bloga na onecie, bo mnie niesamowicie mobilizuje oglądanie zdjęć przed i po, a więc i takie postępy będą dodawać mi sił.

    Co do jedzenia regularnie, pięciu posiłków dziennie, wiem z autopsji, że to działa korzystnie na przemianę materii i na tempo chudnięcia. Także polecam całym sercem!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpis Nowej zainspirował mnie do zadania Wam wszystkim pytania: jak radzicie sobie przy dłuższych pobytach w miejscach, gdzie jedzenie jest niezdrowe i kaloryczne, a coś jeść trzeba? Ja tak ostatnio miałam - byłam przez tydzień u rodziców Mojego Mężczyzny, gdzie strasznie niezdrowo, a poza tym moje niejedzenie byłoby sporym nietaktem. Wiem, że ten tydzień czy dwa w roku to niewiele, ale jest to strasznie frustrujące, kiedy wiesz, że pakujesz w siebie kupę świństwa, ale nie możesz z tym nic zrobić. Próbowałam wielu rzeczy - opychanie się jabłkami, niejedzenie najgorszych rzeczy, długie spacery, dokładki surówek, zup itp. Ale i tak teraz muszę nieźle zacisnąć pasa :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Zależy CO uważasz za niezdrowe i kaloryczne :)))) Jeśli faktycznie coś się moim zdaniem nie nadaje do jedzenia przeze mnie, po prostu nie jem,albo maksymalnie ograniczam ilości. Możesz trochę szczegółów podać? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Byłam tydzień. Bardzo mało warzyw, jasne pieczywo, prawie wszystko odsmażane. Coś jeść trzeba, poza tym narzekanie, że jem mało, że mi nie smakuje, lepiej żywić niż ubierać itp. Potrawy typu pierogi ruskie smażone, smażone ziemniaki, rosół składający się w za dużej ilości z tłuszczu, na śniadanie jasne bułki z wędlina lub żółtym serem. Problem polegał na tym, że musiałam się naprawdę nagimnastykować, żeby zjeść cokolwiek. Głodzić się przy -10 stopniach przez tydzień też nie bardzo mogłam.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...