poniedziałek, 12 marca 2012

Obiadówka

Szybka obiadówka. Idealna w te dni, kiedy nie mam czasu ani chęci przygotowywać obiadu dłużej, niż dziesięć minut. Tyle właśnie trwa przygotowanie kuskusu, usmażenie sznycli indyczych i przyrządzenie surówki. Bo po co marnować czas, skoro można pojechać za miasto? Obserwować radość wypisaną na psim pysku, pić kozie mleko i jeść świeżo upieczone drożdżowe ciasto? I nawet pisać się nie chce, bo to nic koniecznego...


Składniki:

- dowolna ilość rukoli, roszponki i kapusty pekińskiej;
- 1-2 pomidory (cóż, o tej porze roku przypominają bardziej mokre, czerwone COŚ, co smakuje tablicą Mendelejewa);
- kilka pieczarek;
- sos winegret;
               
Wszystkie składniki oprócz rukoli i roszponki kroimy i wrzucamy do miski. Polewamy winegretem i delikatnie mieszamy. Ot, cała filozofia. Głupio wręcz o tym pisać...




Jak Wam minął weekend? 

16 komentarzy:

  1. ooo coś dla mnie :) tylko ta rukola... jakoś nie mogę się do niej przekonać :/ no i muszę powiedzieć, że zimą i przedwiośniem do wszystkiego jadłabym kapustę kiszoną głównie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz co Ci powiem? Im dłużej jemm rukolę, tym bardziej mi smakuje. Właśnie zjedliśmy na obiad sałatkę makaronową z kokardek, wędzonego łososia, pomidora, pieczarek, cebuli, rukoli i roszponki. Było przepyszne i właśnie rukola nadawała potrawie charakteru.

      Kapusta kiszona jest CUDOWNA! Nie dziwię Ci się, że jadłabyś ją bez przerwy, bo i ja bardzo przepadam. Nawet się zastanawiam, czy nie ugotować kwaśnicy z kiszonej po raz ostatni w sezonie, bo wiosną i latem przecież się nie jada :P

      Usuń
  2. Surówka raczej nie moja (nie przepadam za pieczarkami i ostatnio mi kapusta pekińska nie smakuje), ale wszelkie obiady w 15 minut, to jak najbardziej moje klimaty. Tym bardziej, że ostatnio cierpię na niedobory czasowe, a weekend ma być tak piękny, że wyjmuję rower i wybywam :).
    Ostatnio odkryłam na swoim targu tak cudowne pomidorki koktajlowe (hiszpańskie ponoć), które pachną i smakują jak pomidory (i nie rujnują kieszeni), że co drugi dzień przyrządzam sobie kolorowe suróweczki z kiełkami :).
    Już wyzdrowiałaś Limonko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję za pytanie, wyzdrowiałam połowicznie :D Jak mówią, katar tak czy siak trwa siedem dni, a u mnie właśnie mija siódmy dzień i w końcu jakoś się trzymam, choć czuję się delikatnie osłabiona :P
      Też już czekam na ten weekend jak na zbawienie, choć mamy dopiero poniedziałek. Wiesz, że jakoś zapomniałam o pomidorach kontajlowych? W hipermarketach ceny są wysokie, a ja unikam kupowania warzyw w takich sklepach, wszystko na rynku biorę. Powinnam się chyba rozejrzeć, skoro mówisz, że takie dobre. Może znajdę też u siebie :)

      A jak Ty się masz? :) Pozdrawiam ciepło i życzę miłego wieczoru :)

      Usuń
  3. Siedzę i uczę się o żywieniu pozajelitowym, ciesząc się jednocześnie, że mnie to nie dotyczy i wszystkich tych potrzebnych składników dostarczam sobie w smaczniejsze sposoby ;) (ogłaszam marzec miesiącem ogarniania spraw studenckich).
    Mam takie stoisko, gdzie są pyszne i niedrogie rzeczy, jeszcze nigdy nie kupiłam tam nic, co by nie miała smaku, a we wszelkich marketach zdarza mi się to często (i pluję sobie potem w brodę, i obiecuję, że tego robić nie będę, ale cóż...).

    OdpowiedzUsuń
  4. Limonko przez ostatni miesiąc byłam baaardzo uważna w stosunku do jedzenia, zero słodyczy, owoce, woda, oprócz tego zumba i joga. I co? -2,4kg to chyba nie jest imponujący wynik... Nie wiem co robię nie tak, szczególnie kiedy czytam, że dla Ciebie 1-2 kg tygodniowo to łatwizna :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej, hej, to nie jest zły wynik! Każdy odchudza się w innym tempie, a zauważ, że ćwiczysz, a to też wpływa na zmianę stosunku masy ciała do masy mięśniowej :)

      Usuń
    2. Nowa wiem, ze to zadne pocieszenie, ale ja jestem uwazna od 2 miesiecy, do tego basen, zumba, cwiczenia kregoslupa (sport 4x w tygodniu) i powiedzialabym, ze jakies 1-2 kg naciagane.. i zamiast chudnac to moj mozg nie ogarnia i czesto mi sie w glowie kreci. Nie wiem co jest grane. To chyba to przesilenie wiosenne. Plus organizm sie broni przed utrata tluszczyku po kilku nieudanych dietach :(

      Usuń
  5. O, ja się podobnymi sałatkami ostatnio żywię, tylko u mnie nieodłączne są oliwki. Nawet na zajęcia zaczęłam sobie nosić wraz z termosem zielonej herbaty, dzięki czemu zyskałam miano chodzącej lodówki i nawet zainspirował koleżankę do noszenia na drugie śniadanie... pierogów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Termos zielonej herbaty? :D Jejuniu, chyba powiem Waldkowi coś na ten temat, to zacznie nosić ze sobą yerbę :D
      Zawsze tak oliwki do wszystkiego wrzucasz? Nie dominują Ci smakowo? Bo ja to tylko do niektórych używam, tak średnio 2x tyg. :)

      Usuń
    2. A no właśnie z umiarem trzeba. Wrzucam tak po 4-5 na jedną porcję i jest ok. Ostatnio zasmakowały mi czarne, one mają smak bardziej charakterystyczny, ale nie tak intensywny jak zielone, więc jest ok. No i ja mam takie fazy przejściowe, teraz wzięło mnie na oliwki i paprykę peperoni ze słoiczka, niedługo pewnie przejdzie na coś innego.

      Usuń
    3. TEŻ tak masz? W sensie fazy na żarcie? Częściej na słone, czy na słodkie?
      Przez ostatni tydzień dzień w dzień jadłam ciasto drożdżowe. Upiekłam, został ostatni kawałek i już piekłam następne. I tak trzy pod rząd, straszliwie kocham ciasto drożdżowe, bo akurat jest najmniej kaloryczne ze wszystkich. Teraz stop, nie piekę aż do Świąt. Mam na przykład też ciągle chęć wszystko, co waniliowe (Waldek kupił waniliowy liquid do epapierosa i za każdym razem gdy pali, pachnie ciastem i mam ochotę wrzeszczeć :D).
      I mam też ochotę na kanapki z pieczywa chrupkiego, z wołowym pastrami i kiszonym ogórkiem.
      Nie zjadłabym za to duszonych pieczarek (na to akurat Waldemar ma aktualnie fazę, tylko pieczarki i pieczarki) i gotowanego brokuła, no nie ma opcji, bo mam wręcz odruch wymiotny, a kiedyś bardzo lubiłam. Co jeszcze wcinasz? :D

      Usuń
    4. Ja po zimie mam fazę na warzywa i owoce. Maniakalnie chrupię marchewkę, strasznie mi też smakuje kalarepa przegryzana gruszką, genialnie się komponują. Mam też fazę na pseudochińskie, pikantno-słodkie żarcie, więc na obiady gości u mnie przeważnie pierś kurczaka z ryżem/makaronem ryżowym w towarzystwie warzyw, szczodrze doprawione chilli, kurkumą, wszelkimi odmianami pieprzu, papryki i z dodatkiem słodko-ostrych sosów typu tao-tao czy tańsze lidlowe wersje. Zawsze zimą bierze mnie na mrożone owoce. Potrafię iść ulicą z paczką mrożonych wiśni i wcinać :)
      I owsianka, od dwóch tygodni na śniadanie nie jestem w stanie zjeść nic innego, tylko owsiankę z garścią bakalii. Galaretki owocowe też za mną chodzą, co jest kompletnie niezrozumiałe, bo przez całe życie galaretek nie znosiłam, mdliło mnie po dwóch łyżeczkach. Teraz jem pasjami i moje stawy pewnie bardzo się cieszą z tego tytułu.
      Za to - na szczęście - kompletnie nie ciągnie mnie do słodyczy. Przesiedziałam cały weekend w towarzystwie dwóch ogromnych tabliczek czekolady i zjadłam tylko dwie kostki, nawet nie ze względu na odchudzanie, tylko po prostu z braku ochoty. A to nie lada osiągnięcie, bo z szczerze przyznaję, że od czekolady w każdej postaci jestem uzależniona.

      Usuń
  6. Jak będziesz miała chwilę, błagam dodaj przepis na Twoje ciasto drożdżowe :) Zawsze jadłam tylko bułeczki, a takiego prawdziwego placka drożdżowego to nigdy i mam straszna ochotę :)

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...