Mogłabym dziś zaproponować wszystko. Oczywiście wszystko, co można nazwać dietetycznym. Galaretkę, mus owocowy, własnoręcznie robiony sorbet, koktajl, ciasteczka zbożowe... Do dziś Bogu dziękuję, że udało mi się schudnąć, nie do końca rezygnując ze słodkich przyjemności. Powiem więcej – bylibyście bardzo zdziwieni widząc co jadłam. Kocham bajaderki.
Dla Was wybrałam jednak coś, o czym nie wszyscy słyszeli, a większość tych, którzy produkt ten znają, doceniła jego oryginalność. Oto zdobywca drugiego miejsca w ankiecie na przepis.
Tapioka.
Otrzymywany z manioku skrobiowy produkt, którego jedną z największych zalet jest to, że NIE MA SMAKU. Od nas zależy, jakiego charakteru mu nadamy. Pewnego dnia w „Kuchniach Świata” [Galeria Bałtycka] rzuciły mi się w oczy te białe perełki, na które miałam chęć już od dłuższego czasu. Nabyłam je drogą wymiany towarowo-pieniężnej i długo zastanawiałam się, w jaki sposób przyrządzić z nich coś pysznego. Tapioka ma wielki plus – w trakcie przyrządzania zwiększa swoją objętość, dlatego też 400-gramowe opakowanie wystarczyło mi na... 4 lub 5 podwójnych porcji – całkiem pokaźnych zresztą.
Moje serce podbiły trzy kombinacje:
- Tapioka z syropem ananasowym i musem z ananasa;
- Tapioka z kompotem wiśniowym;
- Tapioka z czekoladą;
Tapiokę gotowałam w bardzo prosty sposób – wsypywałam pożądaną ilość do gotującej się wody i intensywnie mieszałam przez cały czas. W miarę gęstnienia dalej dolewałam wody. Tapioka – jak mówią – jest gotowa, gdy stanie się możliwie najbardziej przezroczysta – ja dodatkowo smakowałam ją i sprawdzałam, czy jest wystarczająco miękka.
- Ananasową przygotowałam następująco: do gotującej się tapioki wlałam pół syropu z ananasa (tego, który zostaje w puszce :P). Przelałam ją do kubeczków i po ostudzeniu, na wierzch wyłożyłam zmiksowanego blenderem ananasa.
- Tapioka z kompotem wiśniowym powstała podobnie. Dzięki mojemu Teściowi stałam się posiadaczką kilku olbrzymich słojów kompotu wiśniowego (i wiśni!). Kompot wlałam do tapioki, a gotowy deser udekorowałam zmiksowanymi wiśniami.
- Tapioka z czekoladą powstała w jeszcze prostszy sposób. Do gotującej się tapioki wsypałam saszetkę czekolady w proszku. Wymieszałam i... voilà!
Tu istotna informacja – deserów takich nie słodzę cukrem – po prostu rozpuszczam w gorącej wodzie tyle tabletek słodziku, ile chcę i po zestawieniu garnka z ognia, wlewam posłodzoną wodę do tapioki. Życzę owocnych poszukiwań i oczywiście... smacznego ;)
Oo szczerze mówiąc pierwszy raz słyszę o czymś takim jak tapioka :d Kurcze, chyba poszukam jej podczas najbliższych zakupów. Tylko nie wiem gdzie.. w takim normalnym supermarkecie chyba nie będzie, nie? :D
OdpowiedzUsuńTapiokę jadłam wiele razy, jest pyszna, zawsze robiłam po prostu z mlekiem, dopiero niedawno trafiłam na przepis robienia z niej deserów i muszę kiedyś wypróbować. Kiedyś ciężko było ją dostać nawet w sklepach ze zdrową żywnością, ale myślę, że teraz nie ma z tym problemu
OdpowiedzUsuńMG
Nowa, na pewno jest w Bomi, w sklepach z zagraniczną żywnością np. wspomnianym sklepie "Kuchnie świata", ale w innych jej nie widziałam póki co :/
OdpowiedzUsuńAleż to dziwnie wygląda...jak kuleczki styropianu :p
OdpowiedzUsuńO tapioce już słyszałam, ale nie miałam pojęcia, że tak wygląda :) Kiedyś spróbuję na pewno :)
OdpowiedzUsuńMagda, właśnie to jest w nich fajne ^^ W sklepie widziałam jeszcze takie duże kulki, te to dopiero po ugotowaniu muszą fajnie wyglądać *_*
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to dopiero powoli zmierzam w kierunku domu. Dziś pracowaliśmy praktycznie od szóstej rano... No i przy okazji lekarze, bo Waldek od wczoraj ma paskudne krwawienie z nosa (zatok właściwie). Najpierw lekarz ogólny, więc dostał skierowanie do laryngologa. Za sekundę pojechaliśmy do specjalistycznej przychodni i tam udało mu się zostać natychmiast przyjętym, zrobiono mu rentgena i okazało się, że ma jakieś wstrętne zapalenie zatok, a w zasadzie tylko jednej, po prawej stronie od nosa. Trzeba zrobić srrrru do apteki i wykupić miliard leków, które przepisała pani doktor. Powiem Wam, że byłam już nieźle wystraszona, ale na szczęście okazało się, że to TYLKO zapalenie zatok, a nie coś gorszego. Cieszę się, że tak na niego naciskałam z tym lekarzem, bo pewnie sam polazłby dopier za tydzien. Uff.
trzymaj kciuki Limcia, o 18.40 mam endokrynologa i się dowiem, czy te 3 guzy które mam na tarczycy są groźne :(
OdpowiedzUsuńUjjj..zatoki. Skąd ja to znam. Właściwie od 4lat sama z nimi walczę.. Przewlekłe zapalenie zatok.. Od laryngologa do laryngologa..tona zjedzonych tabletek i dalej mi tego nie wyleczyli. Nie ma chyba nic gorszego od wiecznie zatkanego nosa. Żyć się odechciewa..
OdpowiedzUsuńA co do tych kulek...one tak jak na zdjęciu wyglądają przed czy już po ugotowaniu? :>
M., trzymam kciuki! Już po? Jak wyniki? Na pewno w porządku! :)))
OdpowiedzUsuńMadzia, przed ugotowaniem :P po ugotowaniu wyglądają mniej więcej tak: http://zpierwszegotloczenia.pl/galeria/posty/obrazek-25060.jpeg
tutaj jest chyba z mlekiem :P
Witam,
OdpowiedzUsuńJakis czas temu zapytalam dlaczego wieprzowina jest gorsza od innych mies jesli jest sie na diecie. Widzialam gdzies wpis wdm1 stwierdzajacy, ze udziec z indyka jest znacznie mniej kaloryczny od wieprzowiny. Jest to nieprawda, bo jak sie sprawdzi tabele kaloryczne to sie okazuje, ze grillowany udziec indyczy to okolo 208 kcal, a poledwica wieprzowa (lub nawet schab surowy) to jedynie okolo 165 kcal. Dodatkowo zawartosc tluszczu jest znacznie mniejsza. Mowimy przeciez o porownywalnych sposobach przygotowannia posilkow, wiec te kotlety bylyby rowniez ugrillowane, co nie zmieniloby zawartosci tluszczu czy kalorii w miesie. Dlatego tez argument mowiacy o olbrzymiej zawartosci tluszczu w wieprzowinie jest nieprawdziwy. Nasuwa sie wiec pytanie: dlaczego wieprzowina jest gorsza? Wiem, ze mozna tutaj wysunac argumenty o "nieczystosci" swin i tym podobnych, ale wdm1 wyraznie pisal o jej kalorycznosci i zawartosci tluszczu, a nie o zadnych innych aspektach, wiec chcialabym wiedziec na jakiej podstawie twierdzicie, ze nie nalezy na diecie spozywac wlasnie tego typu miesa. Z gory dziekuje za odpowiedz i pozdrawiam.
POJĘCIA zielonego nie mam, jakim możliwym sposobem coś, co ma mniej kalorii w 100 g może mieć po grillowaniu kalorii więcej, niż coś, co z gruntu jest bardziej kaloryczne, zakładając, że grillujemy mięso o dokładnie tej samej wadze. Udziec z indyka ze skórą ma w 100 g 131 kcal, natomiast najmniej kaloryczna część wieprzowiny jaką znalazłam w tabeli, ma 174 kcal. JAK więc?
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc, mnie NIECZYSTOŚĆ wieprzowiny wystarcza w zupełności by jej nie jeść, dlatego kaloryczność mnie już mnie interesuje ;)
OdpowiedzUsuńŚwinka....fuj. Pocieszne zwierzątko, ale tylko kiedy chodzi, kwiczy i merda zakręconym ogonem.. Spożywając (kiedyś) trzeszczała mi w zębach..
OdpowiedzUsuńI właściwie kurna śmierdzi! Dopiero gdy przestałam ją jeść, zaczęłam ją CZUĆ. Kiedyś nie odróżniałam wieprzowiny od wołowiny, ale teraz aż mnie odrzuca, gdy czuję jej zapach. Raz byłam zmuszona do zjedzenia gołąbków z wieprzkiem w środku (byłoby wielkim afrontem odmowić, więc z bólem serca wraz z Waldkiem przełknęliśmy) i naprawdę, nie było to miłe doświadczenie, tym bardziej, że uderzało w nasze najgłębsze przekonania.
OdpowiedzUsuńZa to wołowinę darzę miłością niezmierną i praktycznie jem ją najczęściej. Tatar... baja.
Ja mam takie niemiłe wspomnienie z niedzielnych obiadków u mojej "teściowej"..tam jada się TYLKO kłotlety w niedzielę...Pamiętam jego smak do dziś..nie dość, że zalatywał wieprzkiem to jeszcze był smażony na smalcu...czułam ten smalec nosem i podniebieniem...myślałam, że umrę :X
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam wołowinkę ;) Muszę przyznać, że wieprzowiny już dawno nie jadłam, właściwie za nią nie tęsknię, chociaż przyznam, że nie byłam jej wielką przeciwniczką..No, ale tatara polubiłam, a kiedyś nie mogłam myśleć o tym, że mam zjeść surowe mięso. :D
OdpowiedzUsuńJa tatara nie jadłam nigdy...pachnie bosko- mój tato często robi, ale jakoś nie mogę się przemóc, żeby spróbować :p
OdpowiedzUsuńTeż nie jadłam, ale na jakiejś imprezie był w takich babeczkach ze słonawego ciasta, spróbowałam i się zakochałam ;)
OdpowiedzUsuńPycha pycha pycha i jeszcze raz pycha :D od surowego mięcha czuję się tak barbarzyńsko... ^^
OdpowiedzUsuńNo. I padam na gębę. Od siódmej rano rozmawiałam przez telefon jakieś... sto razy. Jutro wchodzimy na budowę i mamy urwanie głowy totalne, a w domu będę... no, koło ósmej wieczorem ;)))))))
Moze jeszcze o wartosci kaloryczne mozna sie klocic, bo to zalezy od tabeli kalorycznych jakich sie uzywa, ale zawartosc tluszczu i "lepszych" czesciach wieprzowiny wcale nie jest 30-50%, wiec jest to informacja nierzetelna. Trudno jest wrzucac wszystkie czesci swini do jednego worka i zakladac, ze wszystkie maja taka sama zawartosc tluszczu, bo nie maja.
OdpowiedzUsuńhttp://www.dieta.pl/dzienniki/dziennik_kalorii/poledwica_wieprzowa-696.html?akcja=info
Ta strona podaje, ze poledwica wieprzowa to jedynie 135 kcal, a tluszczu tylko 4,9.Wiec o co chodzi? A jesli chodzi o zapach, to jest to sprawa indywidualna. pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam...ale śmiać mi się chce :p Tyle zachodu o świnię :p Jak ktoś chce i lubi to smacznego :-)
OdpowiedzUsuńJak chodzi o tabele kaloryczne, to rzeczywiście podają sprzeczne informacje..sama nie wiem już którym wierzyć :/
Co mam zrobić, prócz pożałowania świniożerców? Szkoda czasu, zwłaszcza o tej porze.
OdpowiedzUsuńDla rozrywki może faktury wpiszę sobie w komputer, albo co. Właśnie kolację zjadłam ^^
Ja tam bardziej żałuję tych świnek niż świniożerców :p Miłej nocki wszystkim :-) :*
OdpowiedzUsuńI znow sie nie dowiedzialam o co chdzi, oprocz tego, ze sa "be". Nie probuje forsowac swojego zdania, tylko probuje sie dowiedziec co jest w wieprzowinie zlego. Jestem otwarta na argumentacje, ale chcialabym wiedziec DLACZEGO nie powinno sie jesc wieprzowiny. P.S. Jak komus szkoda swinek, to dlaczego nie jest mu szkoda krowek?
OdpowiedzUsuń"Anonimowy" użytkowniku, od nas nie dowiesz się więcej, niż możesz bez najmniejszego problemu znaleźć w sieci, bo to rzecz oczywista:
OdpowiedzUsuńhttp://www.niam.pl/artykuly/artykul/147-o_wieprzowinie
http://www.medigo.pl/a,i,1194,mieso_najwazniejsza_jakosc_nie_ilosc
Nie wystarczy?
Wg tabel kalorycznych najmniejsza zawartość tłuszczu w świniaku to 10g/100. Polędwica wołowa ma 3,5g. Mówi Ci to coś?
Limonko, widzę że masz urwanie głowy ;) Ja wczoraj byłam na zumbie i było bosko!
OdpowiedzUsuńCo do wymiany zdań to rozumiem , że użytkownik Anonimowy chce się dowiedzieć czegoś konkretnego, ale jak wiadomo Google to kopalnia wiedzy, więc na pewno tam coś znajdziesz ;) Co do żałowania zwierzątek to nie dlatego unikam wieprzowiny(akurat ja.), bo wiem że i tak będą zabijane, wieprzowina jest u nas dosyć popularnym mięskiem.
Brak słów, naprawdę. Od cholernej ósmej rano siedzę na budowie w samochodzie, spisuję dane pracowników i marzę o tym, żebyśmy już pojechali do domu. To CHORE, że praktycznie dzień w dzień w domu bywam tylko NA NOC. Litościiiiiiiiiiii!
OdpowiedzUsuńO zumbie słyszałam wiele pozytywnych opinii i przyznam, że mnie ciekawi. Poszłabym poruszać trochę tyłkiem, gdyby doba miała 48 godzin :( zazdroszczę Ci okropnie.
W takim razie mam nadzieję, że w końcu odetchniesz. To musi być cholernie męczące. Ja w dni kiedy mam zajęcia od rana do wieczora padam, więc nawet sobie nie wyobrażam Twojego położenia.
OdpowiedzUsuńMi na zumbie się strasznie podobało. Czułam się jak na jednej, wielkiej imprezie :) Po której dziś mam zakwasy, no ale dawno się tak nie wyskakałam. ;)
Hahaha... chyba jednak ta ciezka praca jest dobrze platna skoro Cie stac na poledwice wolowa za 100zl/ kg. A zwrocilam sie z pytaniem do Was, bo w google jest cale mnostwo smieci (jak chociazby wykluczajace sie wzajemnie tabele kaloryczne).
OdpowiedzUsuńA mój partner to krowy w ogóle nie może (ze względów zdrowotnych), a gotowaną szynkę wieprzową i owszem :/.
OdpowiedzUsuńTo GDZIE Ty mieszkasz, że widziałaś polędwicę wołową po 100/kg? To chyba z Argentyny sprowadzana =]
OdpowiedzUsuńI nie, nie jem polędwicy wołowej nazbyt często, bo najtańsza nie jest.
Cóż to za wół musi być, że polędwica z niego kosztuje aż tyle :| W życiu się z czymś takim nie spotkałam...
OdpowiedzUsuńW Hiszpanii robi sie jeszcze tapioke na mleku, z dodatkiem cynamonu, cukru i skorki cytrynowej. Ja jednak nie lubie tapioki jako takiej. Odrzuca mnie jej glutowata tekstura... Pozdrowionka Nanuska
OdpowiedzUsuńhmm... samego deseru może i nie dosładzałaś cukrem, ale zarówno ananas w puszce jak i saszetki czekolady zawierają go ogromne ilości, podobnie nie spotkałam się z niesłodzonymi domowymi wiśniami (same owoce jak wiadomo są mocno kwaśne), tak więc - na pewno nie są to przepisy dla osób na diecie.
OdpowiedzUsuńSłodzik? Fuj!! To już zdrowiej bez niego, owoce są słodkie
OdpowiedzUsuń