niedziela, 27 marca 2011

128. grubaski kontakty z otoczeniem.

     Ostatnio dość często rozmyślam o tym, jak wyglądało moje życie towarzyskie, gdy byłam gruba. Sięgnęłam do starych pamiętników, chcąc przypomnieć sobie, co wtedy odczuwałam. Moje wnioski nie wyglądają zbyt optymistycznie, a już na pewno nie mogę powiedzieć, że byłam najbardziej szczęśliwą nastolatką na świecie. Myślałam, że nie mogłam narzekać, lecz... pamiętniki nie kłamią. Najwyraźniej były w moim życiu kwestie, o których wolałam zapomnieć i zepchnęłam je gdzieś w głąb umysłu, stąd twierdzenie, że było w porządku. Ale wcale nie było. 

     Otaczały mnie ładne dziewczyny. Ładne i zgrabne. O ile mając lat dziesięć, o jakiejkolwiek zgrabności nie może być mowy, to jednak gdy zaczyna się wchodzić w wiek dojrzewania, kwestia ta zaczyna być naprawdę istotna. Miałam same zgrabne koleżanki. Pulchne wyjątki zmieniały się z czasem w dziewczęta normalnego rozmiaru, a ja wciąż tyłam. W moich pamiętnikach co kilka stron pojawia się imię nowego młodzieńca, który podbił moje serce tym, lub owym, a ponieważ byłam dziewczęciem nadzwyczaj kochliwym, imion tych było naprawdę wiele. Nigdy jednak nie napisałam, że oto stałam się obiektem czyjegoś zainteresowania. W wieku lat czternastu napisałam:

02.02.2002
No cóż, to prawda. Ona jest ładna, zgrabna, no i ma wiele zalet, których nie warto wymieniać. A ja, co? Ociężały grubas, który nie umie grać w siatkówkę.  

     Wtedy trenowałam, bo chodziłam do sportowej klasy. Właściwie „trenowałam”, bo trudno jest ruszać tyłkiem ważąc o wiele kilogramów za dużo. Za dziewczyną, o której wówczas pisałam, nie przepadam do dziś. Kiedyś doszły mnie słuchy, że powiedziała o mnie: „zakompleksiona”. Pamiętam. Być może teraz jest całkiem w porządku i darzyłabym ją sympatią, ale zaszłości sprzed lat nie pozwalają mi myśleć o niej w inny sposób, niż tylko przez pryzmat niecenzuralnych określeń.  

17.06.2003
Powiem KRÓTKO: straciłam wszelkie nadzieje, że kiedykolwiek **** spojrzy na mnie jako materiał na dziewczynę . Po prostu ja się do tego NIE NADAJĘ. Mówiąc krócej: NIGDY NIE BĘDĘ MIAŁA CHŁOPAKA, BO JESTEM GRUBA.

     Niezwykła świadomość, jak na piętnastoletnią dziewczynę. Teraz, po ośmiu latach od napisania tamtych słów, jawię się sobie jako pozbawiona pewności siebie nastolatka. Nieszczęśliwa, rozpaczliwie pragnąca młodzieńczego - obustronnego, nie tylko platonicznego - zauroczenia.  Przenosiłam swoje zainteresowanie z jednego chłopca, na innego, mając nadzieję na to, że któryś zwróci na mnie uwagę. Byłam brzydka, z wyglądu wręcz chłopięca. Nosiłam szerokie spodnie, bluzy z kapturem i daleko było mi do zachwytu nad ubraniami, które nosiły moje koleżanki. Prawdopodobnie zazdrościłam im, ale pod maską „inności” ukrywałam chęć bycia taką, jak one.
  
     Publicznie byłam radosna i roześmiana. Zawsze. Mimo to nikt nigdy nie kwapił się, by zapraszać mnie gdziekolwiek, więc pomijając kilka osiemnastek u najbliższych znajomych z klasy (na jednej ręce zliczyć...), moje życie towarzyskie nie istniało. Z drugiej strony, nigdy o to nie zabiegałam. Najlepszymi wieczorami były dla mnie te, które spędzałam z książkami, a upijanie się do nieprzytomności każdego weekendu uważałam (do dziś zresztą) za przejaw troglodytyzmu. Zresztą i tak w mojej szafie nigdy nie mogłam znaleźć nic, co nadawałoby się na tego typu zabawy. Czy jest mi przykro? Mimo wszystko tak. Straciłam pewien element młodości, a grono ludzi, których lubię mieć obok siebie, jest boleśnie niewielkie. To smutne, ale teraz sądzę, że właśnie przez moją otyłość ludzie z liceum nigdy nie pragnęli mojego towarzystwa. To nie ja powinnam się tego wstydzić.

25.11.2007
Mówią, że ludzie widzą człowieka takim, jakim on sam siebie widzi. Gdyby więc była to prawda, ja sama miałabym już kilku fajnych facetów. A może ludzie podświadomie odczuwają, że jednak mam trochę kompleksów spowodowanych niedostatkami urody? Nie cierpię moich nóg z żylakami, moich obwisłych ramion i podbródka. Wielkich boczków i paskudnego brzucha.

     Na studiach było w porządku, ale wtedy właśnie wszystko się zmieniło. Poznałam Waldka (właśnie przeczytałam mu, co o nim pisałam na samym początku znajomości – już 20 dni po naszej pierwszej rozmowie napisałam w pamiętniku, że „to jest TEN facet!” ;D), przeszłam na dietę i... usłyszałam od koleżanki, żebym tyle nie chudła, bo będę szczuplejsza od niej. Faktycznie, jakby to zbrodnia największa na świecie była, że nagle przestałam być gruba (tym bardziej, że ona utyła, a że jestem wredna, pomyślałam sobie: „dobrze ci tak, tępa pipo”). Świecie, wybacz! 

     Podsumowanie tego, co napisałam, wyleciało mi z głowy. Wydawało mi się do tej pory, że moja otyłość nie stanowiła dla mnie największego problemu na świecie (zwłaszcza, że przejmowałam się wszystkim i ciągle; to mi zostało do dziś), ale z pamiętników wynika, że jednak mnie męczyła, zwłaszcza w kwestii kontaktów z ludźmi. Jak było w Waszym przypadku? Zapraszam do dyskusji.

31 komentarzy:

  1. Miałam to samo. Z resztą to człowiek przez otoczenie jeszcze bardziej się pogrąża. Na zasadzie głupich komentarzy innych zamykałam się w sobie i jadłam bo to dawało mi radość. A faktycznie gdyby ktoś z moich "kolegów" normalnie mnie traktował byłoby mi łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja te swoje 20 kg temu z niecierpliwością oczekiwałam na weekend, czy to na wyjście na miasto ze znajomymi, czy chociażby na pójście z moim Tomkiem do kina.. Dziś, kiedy jest mnie o te 20 kg za dużo sama odcinam się od reszty. Straciłam chęć wyjścia na imprezę, na miasto..gdziekolwiek. Jedynym moim towarzystwem na dziś, w którym nie czuję się gorsza (gruba, brzydka i ogólnie do niczego) są moi domownicy i najbliżsi mojego chłopaka.. O ile jeszcze kilka miesięcy temu wychodziłam z moim chłopakiem i znajomymi do jakiegoś klubu średnio raz na miesiąc czy dwa tak teraz nie wychodzę już nigdzie. Często właśnie dlatego się kłuce z Tomkiem, bo on chciałby żebyśmy poszli całą paką na miasto, a ja nie chce...bo źle się czuję w obecności zgrabnych koleżanek, bo nie mam się w co ubrać (przecież nie dopnę spodni, a w tej bluzce widać mój wielki bandzioch :x).. bo coś tam, coś tam...ZAWSZE coś. Sama myśl o takim wyjściu mnie dołuje...nie lubię siebie za to. W chwili obecnej jest tak, że mój chłopak chodzi na takie imprezy beze mnie..i najgorsze jest to, że ja mam o to do niego pretensje (jak pies ogrodnika...ja nie chce pójść a On nie powinien przecież pójść beze mnie...:/). Tak naprawdę chyba boję się opinii moich znajomych...nigdy wprost, ale przecież NA PEWNO pomyślą coś w stylu "ale się spasła...a jeszcze niedawno była taka fajna"... Powoli moje życie towarzyskie umiera. Ja się izoluje. Dziczeje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie napisałam super długi komentarz, który się skasował :[. Podejście drugie:
    W podstawówce byłam małym wielorybkiem, aby w gimnazjum stać się szczypiorkiem. W liceum zaczęłam przybierać na wadze, ale pomalutku. Nawet cieszyłam się , że przybywa mi kobiecych kształtów tu i ówdzie(później bardziej ówdzie..). Na szczęście liceum to był najlepszy okres jak do tej pory, kiedy czekałam tylko na weekend, żeby wybrać się na imprezę z paczką znajomych. Tęsknie za nimi cholernie, bo jesteśmy teraz w stanie zobaczyć się tylko 3-4 razy w roku.. Teraz jest mnie za dużo o jakieś 15-18kg. Chodzę na imprezy, ale nie czuję tej pewności siebie.. Boję się, kiedy następnego dnia oglądam zdjęcia. Tak jakbym chciała sobie wmówić, że nie wyglądam AŻ tak grubo. Mam nadzieję, że mi się uda i wreszcie będę mogła kupić sukienkę, nie myśląc tylko o tym, żeby zatuszowała fałdki i nie odkrywała ud. Wierze, że się uda.
    Tobie Limonko gratuluję sukcesu i życzę Ci, żeby Waldek do końca już pozostał właśnie TYM!
    Madziu - trzymam kciuki za sukces!

    Tamten komentarz był lepszy no :(

    OdpowiedzUsuń
  4. niestety, ale mi dodatkowe kilogramy bardzo odbierają pewność siebie, nie mam ochoty nigdzie wychodzić i pokazywać, że nie kontroluję apetytu, automatycznie z ciuchów wylewają mi się boczki, na biodrach każda tkanina boleśnie się opina, nie potrafię się wyluzować i myślę o tym jak postrzegają mnie inni

    dodam, że moja nadwaga nie jest ogromna, problem leży raczej w braku jędrności skóry, w kązdym razie skłamie ten kto powie, że nie przejmuje się swoim wyglądem kiedy dookola mnóstwo "idealnych" ludzi

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając Wasze komentarze i Twój wpis Limonko postanowiłam, że nigdy nie dopuszczę do tego, żeby wpędzić się w otyłość. Ja nie jestem gruba, a mimo to gorzej czuję się wśród naprawdę szczupłych koleżanek - co muszą czuć osoby naprawdę grube - nie potrafię sobie wyobrazić... Mam jedną grubą koleżankę z czasów młodości. Właściwie to nie koleżanka, a znajoma. Teraz naszym jedynym źródłem kontaktu jest nk i facebook. I właśnie ostatnio odkryłam, że ta dziewczyna ma inną orientację seksualną. I zaczęłam się zastanawiać czy jej preferencje nie wynikają przypadkiem z tego, że jest zbyt nieśmiała i zbyt mało pewna siebie, żeby uwierzyć, że może pokochać ją jakiś chłopak... Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że w jej przypadku było to na zasadzie - rozpaczliwie szukając jakiegoś ciepła i wyrozumiałości wpadła w ramiona koleżance.. I tak już zostało...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie zawsze byłam otyła. Nigdy patykiem nie byłam, i chociaż jako nastolatka zawsze chciałam mieć kilka kilogramów mniej, było to bezpodstawne. Po prostu nie byłam gruba. Do czasu.

    Około 4 lata temu, schudłam niechcący... prawie 10kg w 1.5 miesiąca. Tak po prostu wyszło, zupełnie niechcący. Z dziewczyny o zdrowej wadze zrobiłam się chuda, po czym…. przytyłam prawie 35kg (z czego 25-27kg w około rok). Ważyłam dobrze powyżej 90kg przy wzroście 160cm. Nie byłam chora.. no może na głowę, że zajadałam stresy, że nie upilnowałam się w porę. Na dodatek weszłam we ‘współzależny związek’ – facet, z którym zaczęłam się spotykać był i jest bardzo otyły i tak jak ja jest uzależniony od jedzenia.

    A pisze o tym, ponieważ tak szybki wzrost wagi pozwolił mi na doskonałe porównanie mojej towarzyskości sprzed i po tym jak zrobiłam się toczącym się walcem. Wcześniej miałam sporo znajomych, potrafiłam przetańczyć całą noc, siedzieć ze znajomymi do rana i świetnie się bawić. Bywałam gwiazdą wieczoru tańcząc na stole. Potem znienawidziłam ludzi, tłumy, miejsca publiczne, do tego stopnia, ze stałam się agresywna, nawet, jeśli ktoś próbował mnie gdzieś zaprosić. Wyszukiwałam ukrytych motywów takich zaproszeń albo tego, ze ktoś mnie zaprasza tylko dlatego bo zaprasza innych.. ogólnie paranoja. Nie nawidziłam swojego wyglądu, nie miałam się w co ubrać, wyglądałam jak brzydki gruby facet. Przez to wszystko straciłam mnóstwo ważnych okazji w życiu, i całkiem sporo ludzi, bo szukałam wymówek przed kontaktami, aż wreszcie straciłam z nimi kontakt. Odizolowałam się pod każdym względem. Z pracy prawie biegiem wracałam do domu, gdzie wreszcie po całym dniu stresu (nie pracą, ale byciem z innymi ludźmi) mogłam usiąść przed telewizorem z mega paczką chipsów, batonami.. właściwie wszystkim co się nawinęło. Otyłość prawie permanentnie zrujnowała moje życie towarzyskie.. niektórych znajomości nie da się już uratować.

    Nie piszę tego mając normalną wagę. Jeszcze nie. Zrzuciłam 17 kg, w sposób zdrowy, bez głupich diet i głodzenia. Zmieniłam podejście do faktu jedzenia…Wciąż kocham jedzenie i wciąż musze sobie przypominać, ze mam kontrolować co i kiedy jem. Teraz czuję jakby te 3 lata, kiedy byłam naprawdę gruba, mój umysł był w jakimś amoku, w jakiejś mgle. I dopiero teraz widzę, jaką wredną krową byłam dla osób, które mnie w tym czasie otaczały. A teraz, mimo, że chyba wychodzę na prostą, straciłam pewność siebie, i nie potrafię jak na razie po prostu wrócić do życia towarzyskiego. Mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  7. Życie towarzyskie..hmm..myślę,ze problem jest nie moja nadwaga a to, że jestem nieśmiała[?].Nie lubię się ludziom narzucać i jeśli widzę,że sami nie szukają ze mną kontaktu to po pewnym czasie i ja go przestaję szukać..A z drugiej strony- czuję się bezpieczniej wśród ludzi, których znam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Em. - dziękuję :-) Ja Tobie też życzę wytrwałości :-)
    Ja póki co walczę... Największą zgubą jest dla mnie stres...wiadomo jakie są czasy, a ja tak jak Limonka wspomniała we wpisie, też martwie się non stop i wszystkim..Taki typ.. Do tego dochodzi polepszanie sobie humoru żarciem. Mam nadzieję, że starczy mi sił, żeby nad tym w końcu zapanować.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czułam, że komentarze będą długie... :) rzeczy, o których piszecie, są dla mnie niesamowicie znajome i w sumie wiele z nich ostatnio spędza mi sen z powiek (np. wpieprzam słodycze jak oszalała i już za to pokutuję, bo przytyłam ;/)
    Gdy byłam gruba, zmorę stanowiły dla mnie KRZESŁA i FOTELE. Wiadomo, mają różną szerokość i różnie to bywa. Panicznie bałam się, że któreś kiedyś pode mną pęknie, albo że mi się tyłek nie zmieści. Siadałam jak na szpilkach i starałam się nie ruszać. Wystarczyło mi, że brzegi krzeseł (np. ogrodowych, plastikowych) wpijały mi się w uda i BYŁO TO WIDAĆ.
    Nie wspomnę o ciuchach. Lekko bardziej obcisła bluzka i na wysokości talii, po bokach ciała, zaznaczały mi się WAŁKI. Pomiędzy fałdkami tłuszczu pociłam się i było widać mokre plamki - tragedia. Teraz z niecierpliwością wyczekuję upalnego lata, a wtedy...

    OdpowiedzUsuń
  10. "myślę,ze problem jest nie moja nadwaga a to, że jestem nieśmiała[?].Nie lubię się ludziom narzucać i jeśli widzę,że sami nie szukają ze mną kontaktu to po pewnym czasie i ja go przestaję szukać" - a może właśnie o nadwagę chodzi? Tak podświadomie? Myślałaś o tym w ten sposób? Czasami miałam tak, że (choć zwykle kocham być w centrum uwagi) w naprawdę atrakcyjnym towarzystwie wolałam się nie odzywać, żeby wzrok ludzi nie skupił się na mnie i żeby nie musieli patrzeć na mnie jak na pożałowania godną istotę...

    OdpowiedzUsuń
  11. to co piszesz jest dla mnie szalenie znajome... miałam tak przez wiele lat, te same odczucia, te same obawy, te same prywatne dramaty... i chociaż w dalszym ciągu walczę z otyłością i raz mi to lepiej a raz gorzej wychodzi to akurat w materii pt.: "jestem gruba i nieszczęśliwa" trochę się zmieniło :-) jestem osoba, która ma 33 lata, mam unormowana sytuacje "życiową"- mam wspaniałego męża i cudowne dziecko i naprawdę mogę powiedzieć ze dla kobiety wiek 30 i po 30tce to chyba najlepszy okres... ja po prostu nic nie muszę... nic, zero, mogę się skupić na sobie i nie czuję tej PRESJI, którą często odczuwają kobiety przed 30tką- że za mąż trzeba wyjść, ze dziecko by się przydało urodzić przed magiczna liczba 30, że życie jakoś ustabilizować itp itd.
    czuje się szczęśliwa i spełniona, mam tylko jeden problem z którym się borykam odkąd pamiętam... to sprawa mojego wyglądu, która jednak z biegiem czasu nie jest dla mnie najważniejsza w zyciu!! :-) priorytety sie zmieniły!! :-)
    Pomimo tego wciąż nie lubię ludzi, uciekam od nich, ma to swoje źródło w tamtych czasach szkolnych- kiedy opinie koleżanek i kolegów były ważniejsze niż moje własne odczucia, kiedy to jak wyglądałam było trudniejsze do zaakceptowania przez otoczenie niż przez mnie samą... kiedy czułam się jak człowiek tej drugiej kategorii, ktoś gorszy od rówieśników,
    na szczęście teraz jest TERAZ - jestem o niebo szczęśliwsza niż kiedyś czego wszystkim podobnym do mnie (i nie podobnym zresztą tez :-)) życzę, żebyście odnaleźli swoje szczęście i się nim cieszyli :-)
    AtenaR.

    OdpowiedzUsuń
  12. No faktycznie każdy się rozpisał ;) U mnie najgorzej jest też jak wracam do jedzenia przy oglądaniu telewizji. Później znowu coś oglądając czegoś mi brakuje. No, ale jest dobrze, mam nadzieję, że w wakacje będzie już dużo lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Limonko, czytając Twój wpis, a w nim o Twoich obawach dotyczących krzeseł przypomniało mi się coś może i zabawnego (choć na swój sposób raczej tragicznego..:p). Ja mam obawy za każdym razem jak siadam na kibelek u swojego chłopaka...bo ma taki przykręcany do ściany. Ilekroć siadam, zastanawiam się jaki to ma udźwig i widzę oczami wyobraźni jak z tym całym osprzętem ląduje na podłodze :p Zapewne przesadzam, bo nie ejstem największą osobą, która z niego korzysta no ale to tak a propos :p

    OdpowiedzUsuń
  14. osoby grube mają udane życie erotyczne i regularne sranie w porcelanowym kiblu a problem mają ci chudzi jednoreczni co to ich kazdy ma w dupie mimo kasy i braku klasy

    OdpowiedzUsuń
  15. Magda, hahahahahhahahaa a ile razy o to się bałam, to nie zliczę ;DDDD no ale takie "uroki" życia z dodatkowymi kg. E c h.

    "Udane życie erotyczne i regularne sranie w porcelanowym kiblu" - jak grubas może mieć udane życie seksualne? Pięć minut i potem spływa przecież ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Życie erotyczne może i byłoby udane gdybym w trakcie nie myślała o tym, że tu mam za dużo, tam mi się marszczy itd itp..to całą radośc niestety odbiera.

    OdpowiedzUsuń
  17. limonko juz od dłuzszego czasu codziennie odwiedzam Twojego bloga....jeszcze rok temu w marcu wazylam 91 kg przy wzroscie 166 ,teraz na chwile obecna 64kg...zrzucilam to wszystko dzieki diecie dukana,jednak od pewniego czasu przelamalam sie i to wlasnie dzięki Tobie na jedzenie wszystkiego ale ze zdrowymi nawykami czyli chudziej niz w tradycyjnej polekiej kuchni..pokazalas mi ze nie powinnam bac sie owoców ani węglowodanów...a mialam na tym tle paranoje która zreszata wynikala z paniki ze znów wróce do starej wagi.Ja tez miewam sny gdzie jestem znów straszym grubasem który ma problemy nawet z podbiegnięciem do autobusu...juz nigdy więcej.Jesteś osobą która pokazuje że mozna życ i jeść zdrowo i smacznie,bardzo Ci za to dziękuje gdyz dotad dieta jawiła mi się jako przykry przymus.Napewno bede dalej tu zaglądać i w chwilach zwątpienia myśleć o Tobie...Twoim sukcesie...będzie mi przypominał również o moim jak i o tym ze ...mozna po prsotu zyc normalnie a nie jak w pułapce samego siebie rozdartego miedzy dwoma skrajnosciami...kompulsywnym jedzeniem a nagłym przestawianiem sie na chude i zdrowe

    OdpowiedzUsuń
  18. O rany... az mi lzy w oczach stanely jak czytam wasze komentarze. Ja nigdy nie mialam takiego problemu jak wy... ale potrafie sobie wyobrazic jak ciezko wam musialo z tym byc. Zawsze bylam normalna, ani chuda ani gruba. taka w sam raz a czasmi lekko okragla. Ostanio dopiero sie zapuscilam do 75 kg i ostro za siebie wzielam:)) TEraz waze juz 65:) Stad tez nigdy tego problemu nie mialam... Kurcze dziewczyny, Limonka jest najlepszym przykladem ze mozna:)) Trzymam kciuki za was i za mnie:))) Byle tak dalej:))

    OdpowiedzUsuń
  19. Co do życia erotycznego to nie narzekam, aczkolwiek pewnie byłoby ciężej , gdyby nadwaga zamieniła się w otyłość. Jednak na pewno będę się czuła lepiej(a przynajmniej mam taką nadzieję)jak zrzucę jeszcze trochę. Chociaż wtedy i tak będę ubolewała nad małymi cyckami. :D
    Madziu - hahaha! znam to!

    OdpowiedzUsuń
  20. Mam 44 lata,od roku sie odchudzam-schudłam 42 kg.Jestem teraz smukła,piękna wykształcona i SAMOTNA.TAK,TAK!samotność swoją zawdzięczam tylko sobie,nigdy nie miałam motywacji aby schudnąć.Wszystkie moje koleżanki mają mężów,dzieci a ja mam swoją samotność.Oj gdybym miała teraz lat 18-myślę,że całe moje życie by się odmieniło.
    Pozdrawiam.
    Ps.nigdy w życiu nie miałam takiego powodzenia wśród Panów jakie mam teraz...tylko żałuję,że dopiero teraz.Przykre to!

    OdpowiedzUsuń
  21. Em., a skąd ja znam obawe przed małymi cyckami :p Kiedyś miałam małe cycki i mały tyłeczek...i wybieram właśnie taki stan rzeczy. Chętnie pożegnam wszystko co duże u siebie :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Żeby nam się tu teraz nie zrobiło kółko płaczu, dziewczęta ;))) ja od samego rana przeżywam, że muszę zrzucić parę kilogramów, bo w ciągu ostatnich tygodni "dobiłam baleron". W ogóle się nie ruszam, ciągle z Waldkiem w samochodzie i niestety...
    Małe cycki są... ech. Ja prawie nie mam. Taki element androgeniczności... gdybym miała, byłaby bajka, bo mam ładne wcięcie i szerokie biodra, a teraz to na klacie jak sześcioletni chłopiec - DRAMAT.

    Ale...

    I tak WSZYSTKIE JESTEŚMY PIĘKNE :)))))

    OdpowiedzUsuń
  23. Są też amatorzy małych :p bez przesady... i świat nie kończy się na cyckach, więc nie ma o co płakać ;p iiii...wszystko można naprawić :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Limonko, mam podobną figurę :) Tylko, że w chwili obecnej z dodatkowymi cm. Nie no, mój facet nie ma z tym problemu, nawet razem sobie żartujemy :D My ogólnie tacy dowcipni jesteśmy, haha.
    Właśnie oglądałam stare zdjęcia i wiem już do czego dąże :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Em., czy Ty jesteś moją kopią? Ilekroć czytam Twoje komentarze myślę, że sama to napisałam.. :*

    OdpowiedzUsuń
  26. No wiele wspólnego mamy moja droga! Cieszę się, że się tu mogę wygadać.
    :*mua

    OdpowiedzUsuń
  27. ...mój chomik też ma chyba nadwage :p zapiernicza na swoim kołowrotku, ale ledwo....leeeeeedwo...leeeeeeeEEddwooooooo....bęc.:p dobranoc kochane :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Hahahahhaaa o Boże *.* chomiki są słodkie, a chomiki z nadwagą to już w ogóleeeee... ej, a nasz psioch jest z kolei za szczupły :/ musimy się z nim wybrać do weterynarza, bo to niepokojące. Ma urozmaiconą dietę, staraliśmy się zwiększyć kaloryczność jego posiłków, a w ogole nie przytył :(

    OdpowiedzUsuń
  29. Notorycznie bywałam jednostronnie zakochana i z reguły bywałam najlepszą kumpelą, co chociaż pozwalało się zbliżyć, bolało najbardziej.
    Pamiętam, że już mając 12 lat dissowałam siebie w pamiętniku i u psychologów, że nigdy nie będę mieć faceta. Potem stwierdziłam, że będę na boku, bo jestem zajebista i ponad - żeby z mojej brzydoty zrobić kompozycję obcięłam się na jeża i łaziłam jak obdarta. Co do alkoholu - kiedy ważyłam 90 kilo, mogłam pić ile wlezie. Ważąc 59 nie mogę praktycznie wcale, bo odpadam. Po jednym piwie.

    Nadal nie mam faceta, bo się boję.
    Nie umiem funkcjonować w relacji kobieta-mężczyzna na płaszczyźnie innej, jak ziomalskiej. A to jest straszne, bo mam już 21 lat, a kompetencje jakbym miała 12.
    Mam jakiś uraz -nie wierzę w to, że ktoś byłby w stanie zainteresować się mną jako osobą, a nie tylko ciałem (któremu jeszcze nadal brakuje trochę).
    Mam wrażenie, że przez swoje tchórzostwo zostanę "forever alone", ale nie potrafię nic z tym zrobić.

    Plastikowa <3

    OdpowiedzUsuń
  30. Hmmm nie wiem, jak to jest. Moja przyjaciółka, która jest moją przyjaciółką do dziś, a znamy się od pierwszej klasy liceum, zazwyczaj była większych rozmiarów. To się zmieniało w czasie, kiedyś bardzo schudła przez chorobę, potem mocno przybrała etc. W każdym razie nigdy nie była szczuplakiem. Przeszła ten sam etap, co większość z nas, czyli fazę bluz z kapturem i szerokich dżinsów. I stała się megakobieca, bez względu na rozmiar. Nigdy nie narzekała na brak facetów wokół. Co więcej, życie towarzyskie prowadziła bardziej bujne niż ja. To jest osoba z niesamowitą osobowością i ciepłem, na brak przyjaciół też nigdy nie narzekała.
    Był czas, że marzyła o poważniejszym związku dość długo. Ale nigdy chyba nie łączyła braku tego jedynego ze swoją figurą. Owszem, w chwilach "doła" mówiła o tym, że jest gruba. Ale nie można powiedzieć, żeby to rujnowało jej życie.
    A ja... hmmm. Też byłam zawsze grubsza niż koleżanki, kuzynki, siostra. Późno się zaangażowałam uczuciowo po raz pierwszy. Nie byłam nigdy bardzo otyła, ale z widoczną nadwagą. Ale ja w czasach wczesnej młodości byłam dość nijaką osobą, chyba też zakompleksioną. Nie mogę powiedzieć, że ludzie nie chcieli się ze mną spotykać, bo byłam gruba. Kiedy porównywałam się do koleżanek, przegrywałam zawsze, ale cóż, dalej jestem większa niż cześć z nich, choć schudłam. Teraz rozumiem, że całkowicie z moją figurą nie wygram. Wtedy zapewne nie wiedziałam i wolałam się pocieszyć czekoladą.

    OdpowiedzUsuń
  31. Byłam grubasem od dzieciństwa,w przedszkolu,w podstawówce,w gimnazjum byłam szykanowana przez rówieśników,miałam tylko dwie koleżanki.żaden chłopak nie zwracał na mnie uwagi,za wyjątkiem gdy chciał zrobić ze mnie pośmiewisko...w liceum schudłam ale w głowie byłam wciąż grubasem i tak też siebie widziałam patrząc w lustro,unikałam kontaktu z ludżmi,bo przecież kto będzie chciał się kolegować z takim grubasem...zaczęłam też wtedy zajadać stres i naprawdę stałam się tym grubasem.w wieku 20 lat ważyłam 96kg przy 165cm wzrostu.teraz mam 24lata,rok temu coś we mnie pękło i postanowiłam kolejny raz podjąć próbę odchudzania...tym razem się udało,schudłam 26kg,w tej chwili prawie mieszczę się w normie,ale co to zmieniło?tak naprawdę tylko to,że bez problemu kupuję ubrania,a moja psychika wciąż została na tym samym poziomie,wciąż jestem nieśmiała,mam niską samoocenę,nie umiem nawiązywać kontaktów.chyba dlatego,że gdy mogłam się tego nauczyć to unikałam ludzi.najlepsze lata minęły przed telewizorem...smutne to ale prawdziwe...i tak sobie myślę,że tutaj to chyba tylko psycholog mógłby mi pomóc.

    OdpowiedzUsuń

Zastrzegamy sobie prawo do usuwania komentarzy obraźliwych i wulgarnych, zarówno w stosunku do autorów, jak i czytelników oraz innych komentujących. Blog nie jest miejscem wyładowywania swoich frustracji. Szanujmy się nawzajem!

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...