44-letnia Amerykanka Donna Simpson waży już 240 kilogramów, ale jej marzeniem jest jeszcze przytyć. Chciałaby zostań najcięższą kobietą na świecie. Jest już szczęśliwą posiadaczką tytułu najcięższej matki świata. I jest to rekord Guinnessa. Na jej stronie internetowej "fani" mogą zapłacić, żeby podglądać Donnę podczas posiłków.
źródło: http://zdrowie.onet.pl/fotogalerie/chce-zostac-najciezsza-kobieta-na-swiec,4242054,0,foto-male.html
Gdy jakiś czas temu przeczytałam te słowa, poczułam 3xW: wstręt, wściekłość i współczucie. Powinnam przejść z tym do porządku dziennego, potraktować jako kolejną z setek rzeczy, które czytam każdego tygodnia i zapomnieć, nigdy więcej do niej nie wracając. Życie Donny Simpson nie powinno mieć żadnego wpływu na moją egzystencję, w końcu mieszkam w Gdańsku, moja waga, choć wahająca się, trzyma poziom od ponad roku, mam połowę mniej lat niż ona i nie pobiłam żadnego rekordu Guinnessa.
Ale życie Donny Simpson wywarło na mnie na tyle silne wrażenie, że nie mogłam przejść obok tego obojętnie, nie poruszając tak ciężkiego tematu na blogu, ktory traktuje o wszystkim, czego Donna nie robi – ba, o czym nawet nie myśli.
Donna jest chora. Piekielnie chora, a ja zaryzykuję stwierdzenie, że nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Cóż... jeśli w ogóle ma jakąkolwiek świadomość w tej kwestii.
Chęć zostania najgrubszą kobietą na świecie (prawdę mówiąc, nie mieści mi się w głowie, dlaczego jakakolwiek kobieta może w ogóle CHCIEĆ być GRUBA!!) i posiadanie raczej niechlubnego tytułu najgrubszej matki świata przeraziła mnie. Donna waży dwakroć więcej, niż ja w najbardziej otyłym okresie mojego życia. Nie jest duża, tylko olbrzymia. Patrzenie na nią, choć nie jest to najprzyjemniejszy widok na świecie, jest wręcz hipnotyzujące. Jej marzenie przekracza moją umiejętność pojmowania i wykracza daleko poza granice tego, co uważam za normalne. Jestem konserwą do kwadratu, ale jeśli chodzi o ten przypadek, wymięknąć mogą nawet najbardziej liberalnie podchodzący do życia ludzie.
Zastanowiło mnie, dlaczego Donna jest matką. Nieodpowiedzialną matką dodam, bo przecież z wagą, którą posiada, nie może liczyć na dożycie sędziwej starości, czyż nie? I jeśli anoreksja to zaburzenie psychicznu, czy nie jest nim również dążenie do jak największej otyłości?
Z całego serca współczuję jej córce. Z pewnością nie jest czymś naturalnym posiadanie monstrualnej matki, która z każdym kolejnym dniem robi sobie coraz większą krzywdę. Współczuję tej małej, bo nie może bawić się ze swoją mamą, wyjść z nią na spacer i pobiegać w parku. Czy współczuję Donnie? Bynajmniej. Nie mogę, nie potrafię i nie chcę zdobyć się na współczucie dla kogoś, kto wielkimi krokami zbliża się do samozagłady i odczuwa z tego powodu dumę.
PS. Z jakiegoś powodu posta wcięło, dlatego pozwoliłam sobie umieścić go tu po raz kolejny. Przepraszam za wszelkie niedogodności. A już w weekend... przepisy na wędzoną makrelę! :)))))
A czy ten post, to nie jest przyczynianie się do medialnego sukcesu (nie ważne co mówią, ważne, żeby gadali) tej Pani? Osoba jest chora i chodzi jej tylko o to, żeby zyskać rozgłos. Gdyby o tym nie mówiono, jej dziwne cele straciłyby zupełnie sens. A tymczasem onet zamieszcza artykuł, Ty piszesz o niej posta, a ja komentuję - chyba mi odbiło zupełnie :D.
OdpowiedzUsuńEch, więc jesteśmy słabe... :(((((
OdpowiedzUsuńCierpię na słabość do plotek, czytam Pudelka, kupiłam Vivę z Kasią Skrzynecką na okładce... Ach ta pogoń za plotką i sensacją... ;D
Ale to jest dziwne - taki szum podnosi się wokół anorektyczek, są potępiane, wszędzie w mediach krzyczy się, że muszą się leczyć. A tu nagle kobieta oznajmia, że chce pobić rekord Guinessa w otyłości. I co się dzieje? Piszą o niej artykuły jak o "ciekawostce". A gdyby ktoś chciał pobić rekord Guinessa w byciu najchudszym człowiekiem świata? Gdzie jest różnica? Przecież tak czy inaczej tej kobiecie niedługo wysiądzie serce... Nie wiem.. Powinni do niej raczej psychologa wysłać, a nie rozdmuchiwać jej dziwne obsesje...
OdpowiedzUsuńJa mysle, ze tutaj wcale nie chodzi o otylosc, tylko o bycie popularnym. Niestety zyjemy w czasach, w ktorych ludzie robia doslownie wszystko zeby tylko zostac znanym, rozpoznawanym, pojawic sie na 5 minut w telewizji. W Austrii na przyklad jest reality show o nastolatkach, ktore zostana matkami!
OdpowiedzUsuńTej pani akurat sie zdarzylo, ze najlatwiej jej do takiego rekordu. Gdyby byla wyjatkowa w jakiejs innej "kategorii" niz otylosc, zapewne rowniez uslyszelibysmy o tym.
Coś okropnego. Szczycić się tym, że skazuje się samego siebie na śmierć? Też mi wyczyn opychać się bez opamiętania.. Nie jest to normalne. Głupia baba...aż się zdenerwowałam :p
OdpowiedzUsuńNo tak- najprościej przecież zażreć się na amen :D
OdpowiedzUsuńWiecie, dla mnie też łatwiej byłoby zażreć się na amen, niż zasuszyć, ale nie zmienia to faktu, że kobieta ma problem.
OdpowiedzUsuńGroszka, ano jest o nastoletnich mamusiach, w USA też, leci na MTV :)))
Też współczuje tej małej.. Nie potrafię współczuć tej kobiecie, może jestem mało empatyczna, ale w tym przypadku po prostu nie mogę. Cholera, gdzie są ludzie, którzy pomogą jej się opamiętać i sprowadzić ją na ziemię?!
OdpowiedzUsuńA ten pan na ostatnim zdjęciu to jak mniemam jej "kochający" mąż. Jeszcze jaki zadowolony... No ludzie :x
OdpowiedzUsuńEm., jak Twój raczek? :>
Też zwróciłam uwagę na dumnego pana..
OdpowiedzUsuńRaczek powoli przekształca się w brąz Madziu :) No, ale buźka mi się też opaliła i to się dla mnie liczy:D Jeśli w weekend pogoda dopisze to wybiorę się poopalać odnóża :) I w ogóle jestem przybita, bo mi waga w miejscu stoi..
Em., takie zastoje są zupełnie normalne jak pewnie wiesz.. Najważniejsze, żeby się im nie dać i w przypływie zwątpienia nie rzucić na żarcie :p Ale fakt, wkurzające to jest sakramencko ://
OdpowiedzUsuńEch ja chociażbym 10h leżała na słońcu to tylko rak z tego wyjdzie, a o brązie mogę pomarzyć...
Mnie dziwią dwie rzeczy:
OdpowiedzUsuńa)że ona jeszcze żyje, a nawet stoi (!),
b) że to jest legalne.
a ja się muszę z wami podzielić pierwszą genialnością książki o nałogu jedzenia, którą wygrałam w konkursie. po dokładnym przestudiowaniu jej przez tydzień co dzień rano na klopie doszłam do wniosku że warto spróbować. dziś zrobiłam pierwszy z zalecanych koktajli zamiast kolacji. ZAJEBIOZA. Jak go robiłam myślałam w duchu "boze zeby sie tylko udało i bylo smaczne, bo tyle skladnikow sie zmarnuje" :D
OdpowiedzUsuńno ale do sedna:
- szklanka soku brzozowego (kupiłam w tesco 300 ml za 3,49 i w sumie użyłam całego słoiczka)
- plaster ananasa (biorąc pod uwagę to, że sztuka ananasa w tesco kosztuje niecałe 4 zł, a plastrów jest co najmniej 5 to wychodzi jakieś 80 gr za porcje do koktajlu
- pół jabłka, u mnie dziś było pół ligola, ale zabijcie mnie nie jestem w stanie oszacować jego wartości, jakieś 50 gr?
- jedna suszona morela, groszowe sprawy
- jedna łyżeczka zarodków pszennych
- jedna łyżeczka otrębów owsianych
sok przelałam do wysokiego naczynia, ananasa pokroiłam na mniejsze kawałki, jabłko starłam na tarce, morele drobniutko nożem, zarodki i otręby prosto z paczki, wszystko zblenderowałam i tak jak karzą w książce - delektacja przez 10 minut! nie dość że smaczny to mega syty!
Em,
OdpowiedzUsuńjak waga stoi w miejscu to ją przesuń w inne :D (joke ofc ;))
Co znaczy stoi ? ile czasu? Nie panikuj i nie dramatyzuj tylko pomyśl. Jeśli zastój wagi jest dłuższy niż 7-10 dni, zrób sobie dzień z mniejszą ilością wszystkiego, oprócz sałat np., albo 2 dni owocowe (sałatki owocowe itd) i pij wodę z sokiem z cytryny, idealna jest 24-48 godzinna "głodówka" w trakcie której należy jednak pić wodę niegazowaną minimum 5 litrów dziennie. Możliwości jest wiele także najpierw pomyśl, spytaj bardziej szczegółowo a rada się znajdzie ;)
Magdo_m,
dzisiaj dopiero, moje "Kochanie" skompletowało zakupy do past makrelowych ale zrobię je już jutro. Sorki za czekanie ale mam nadzieję, że będzie warto :)
M, no to prosimy o więcej relacji.
OdpowiedzUsuńMówisz, że syty? ale tzn? może zastąpić posiłek ? jaki ? na jak długo ? napisz proszę coś więcej :p
Ja nie wytrzymałam i pastę z makreli zrobiłam przedwczoraj. Pyszna była. Zawsze mnie sprowokujecie do czegoś;).
OdpowiedzUsuńa ja dziś szaleje z książka kucharską
OdpowiedzUsuńpierwszy raz w życiu ugotowałam kasze jaglaną! i o dziwo podeszła mi :D a do tego kurczak w sosie cytrynowym :)
Moja makrela czeka w gotowości :>:> :p I oby się doczekała, bo kusi mnie skurczybyk żeby dopaść ją na chlebusiu z masełkiem <3 :p
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaa :DDDDD robimy drugą pastę z makreli. Jutro sałatka i wieczorem wpis na blogu :D
OdpowiedzUsuńTzn. WALDEK robi... :D Hyhyhyhyhy jaaaa ale się objem jak prosiaczek :D
OdpowiedzUsuńZjadłam... BOŻE. Jestem w makrelowym niebie. Chyba zacznę kupować ją przynajmniej raz w tygodniu, albo co... <3
OdpowiedzUsuńMakrela jest boska, czekam na Wasze przepisy, bo jestem szalenie ciekawa :)
OdpowiedzUsuń