Kombinuję. Łażę jak opętana po targowisku, a w głowie kłębią mi się miliardy przepisów, na które nigdy nie będę mieć czasu, lub do których produktów nie dostanę, choćbym nie wiem jak chciała. Kaloryczne do granic możliwości desery są pyszne – zgadzam się. Ale skoro lato idzie, z pomocą przychodzi... rabarbar.
Nieodmiennie kojarzy mi się z kompotem, z pływającymi weń obrzydliwie smacznymi rabarbarowymi włosiskami. Kwaskowaty, orzeźwiający, pyszny.
Pamiętając o tym, że w kuchennej szafce spokojnie czekając na swoją kolej leżała paczka żelatyny (GDZIE można dostać wołową??!?!?!!! Albo AGAR?!?!), postanowiłam zrobić rabarbarową galaretkę. Słodkie – bo słodzik. Mało kaloryczne – bo rabarbar ma kalorii niewiele (no i dlatego słodzik, by nie nadrabiać). Smaczne – wiadomo. Wybaczcie, że wtryniam się z tym akurat przepisem w momencie, gdy trwa ankieta na przepis, który umieszczę w poniedziałek. NIE MOGŁAM SIĘ DOCZEKAĆ!!
Składniki:
- 600 g rabarbaru;
- 1 – 1,5 litra wody;
- Żelatyna spożywcza (na 1,5 l użyłam 9 łyżeczek z dużej paczki żelatyny Gellwe);
- Słodzik / cukier do smaku;
- Ziarenka kardamonu, lub mielony kardamon;
- 3-4 goździki;
- Spora szczypta cynamonu.
Rabarbar obieramy, kroimy na kawałki i wrzucamy do wody. Dodajemy ziarenka kardamonu i resztę przypraw. Gotujemy rabarbar do miękkości, po czym słodzimy (jeśli używacie słodziku, który można gotować i piec, można dodać go w tym momencie, ale jeśli są to tabletki, poczekajmy, aż kompot lekko przestygnie), do uzyskania pożądanej słodyczy. Wyławiamy goździki (to naprawdę trudne zajęcie w przypadku TEGO akurat kompotu... wiecie, te rabarbarowe fusy, przez które nic nie widać) i dodajemy rozpuszczoną w odrobinie wody żelatynę. Studzimy kompot, po czym przekładamy do salaterek, płaskiego pudełka, obojętnie – i tak zjecie ją od razu. :P
Galaretki wystarcza na dwie naprawdę DUŻE porcje. Dla Waldka i mnie nie jest to problem, a sama galaretka ma tak niewiele kalorii, że wyrzuty sumienia po jej zjedzeniu nie istnieją (w przeciwieństwie do miski popcornu, którą zaraz wciamkam podczas meczu...).
I uwierzcie: kardamon tak doskonale pasuje do rabarbaru, że nigdy w życiu nie pomyślałabym, iż to połączenie będzie TAK SMACZNE. Polecam pobiec na najbliższe targowisko i zaopatrzyć się od razu w kilogram rabarbaru, bo co będzie, gdy galaretki ZABRAKNIE?
Zdjęcia brak, galaretka jedzona o porze nie nadającej się do robienia wyraźnych zdjęć... ;)
Smaczny wieczór :)
OdpowiedzUsuńJa się dziś objadłam zupą ogórkową, a teraz idę robić sałatkę z tuńczyka na jutro :)..
a ja dziś na mecz, na który przyszli do nas znajomi przygotowałam piccetki :D mini picce na mące pełnoziarnistej :D
OdpowiedzUsuńMniam. :D
OdpowiedzUsuńMecz, Obama - wszystko w moje urodziny <3 hahaha
Wiesz, właśnie się od przedwczoraj zbieram, żeby zapytać Cię o żelatynę :D. Gellwe bez wątpienie jest wieprzowa.
OdpowiedzUsuńhttp://allegro.pl/listing.php/search?sg=0&string=agar
A gdzie zdjęcie :P ? Mam ochotę na kisiel rabarbarowy.
Wszystkiego najlepszego Em.
OdpowiedzUsuńJa dziś już nie jem, bo zjadłam tyle świństw na pikniku pracowniczym, że się przez miesiąc będę odtruwać. Nie wiem jak mogę bywać cały czas jeszcze taka głupia i nieopanowana :D.
Uwielbiam rabarbar. Dzisiaj przechodzac kolo targowiska spojrzalam na niego i pomyslalam: "Jest piekny, czerony i pyszny. Ale co ja z niego zrobie co ma mało kalorii?".I odeszłam bez rabarbaru...
OdpowiedzUsuńDziekuje za przepis!;))
Ola
Nie Ty jedna, też mam takie napady czasem. I one psują mi moją wcześniejszą pracę :(
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Ninoczka, nawet nic nie mów... trzy dni po zjedzeniu galaretki modlę sie do Tego Na Górze, żeby przebaczył mi grzech popełniony świadomie =)))
OdpowiedzUsuńA niech to... ruszę cztery litery i może nawet do Bałtyckiej pojadę, bo pewnie tam będzie, bo jest i zdrowa żywność i agar. Zresztą i tak jestem napalona na tahini, której nigdzie nie mogę znaleźć. Waldek wczoraj rył ze mnie, bo już płakałam żywymi łzami, że (dosłownie)"KURWAMAĆCHCĘZROBIĆTENHOMERNYHUMMUSALENIEMAMTAHINIAAAAAAAAAAAAAAA".
Tfuuu, zdrowa żywność i "Kuchnie Świata". O "cholerny", a nie "homerny" buahahahaa
OdpowiedzUsuńTahini możesz zrobić sama, wystarczy młynek do kawy.
OdpowiedzUsuńhttp://www.kuchareczka.com/przepisy/hummus
A ja robiłam wczoraj ciasto drożdżowe właśnie z rabarbarem i kruszonką <3 Niestety musiałam zadowolić się maleńkim kawałeczkiem..ale wszyscy się zażerali :D
OdpowiedzUsuńA ja się zajadam moją ulubioną sałatką z tuńczyka i nic mi więcej nie potrzeba w tej chwili.
OdpowiedzUsuńMój T. wrócił, więc jest bosko <3
Co za PORAŻKA. Weszłam wczoraj jak zwykle na blog Kasi Tusk i zostałam powalona na łopatki. Oto nowa wieszczka narodu radzi nam, czym należy zastąpić niezdrowe przekąski przed telewizorem! Słuchajcie, ja wiem, że może sama pierdzielę w ten sposób, ale... BOŻE. Nie wiem, co jest gorsze - ona, która już chyba uważa się za nową głosicielkę trendów, czy dziewczyny, które to komentują? "Kasiu, jakiego używasz lakieru do paznokci?", "Kasiu, możesz powiedzieć gdzie kupiłaś ten wazon, który stoi w Twojej kuchni?", "Kasiu, a napiszesz co jesz w ciągu całego dnia?", "Kasiu, powiedz proszę, jakiego papieru toaletowego używasz?", "Kasiu, jaki gatunek jabłek jesz?". Poważnie, poczytajcie sobie. To naprawdę piękny przykład tego, jak celebryci kształtują umysły. Kiedyś powiedziała młoda Kwaśniewska, że Kasia może uwierzyć, że stała się kimś, kto wyznacza trendy... Ale złapałam bulwersa. Alergia na taniochę :]
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej jest śmiesznie. Zwłaszcza rozczuliło mnie coś w stylu "muszę te jabłka wypróbować" :D. Przecież to jest przedwyborczy blog Tuska, musi być taniocha, żeby dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Dziwię się, że dopiero teraz załapałaś bulwersa :D.
OdpowiedzUsuńJejku Ninoczka, jak dobrze, że ktoś podziela choć odrobinę moje uczucia. Waldkowi od wczoraj trułam na ten temat, będąc wzburzoną NAPRAWDĘ. Trochę go rozbawiłam chyba. Kasia jest całkiem klawa i jej uwagi odnośnie strojów przypadły mi do gustu, niemniej wykraczanie poza tę kwestię staje się akurat w jej wykonaniu słabe, a na to jestem uczulona. Nie chciałabym mieć tak infantylnych czytelników. Znając mnie i moje podejście, pewnie rozniosłabym laptopa, gdybym przeczytała po raz kolejny (a już się zdarzało...) coś w stylu: "Limonkaaaaa, a czy mogę zjeść na drugie śniadanie dwa pomidory zamiast jednego?". Trzeba mieć swój rozum i zdrowy rozsądek, a patrząc na komentarze ludzi zdających się nie posiadać ani jednej z tych rzeczy, jest mi zwyczajnie smutno. Nigdy nie będę taką wieszczką ;((((( buu
OdpowiedzUsuńNawiasem (nie chce mi się logować jako ja :P)... "czesc! wiem ze to troche nie na temat ale ogolnie postanowilam to tu napisac, do ostatnich komentarzy jako ze pewnie predzej ten przeczytasz niz gdybym zostawila go w temacie. mianowicie- wlasnie skoczylam ksiazke ktora polecilas- „chlopiec z latawcem”. sadze, ze mialas racje mowiac iz jest swietna. gdybym tylko miala wiecej czasu, chyba przeczytalabym ja na raz. a rowniez nie sadzilam ze moze zainteresowac mnie historia tak odleglego kraju. dzieki, ze mi ja polecilas, i z niecierpliwoscia czekam na kolejne recenzje, na pewno skorzystam. a swoja droga ciekawa historia- kiedy zamawialam te ksiazke w ksiegarni (niedlugo po Twoim poscie), pani spytala sie mnie dlaczego tak nagle wzroslo zainteresowanie ta powiescia, bo jestem juz chyba 4 osoba ktora o nia pyta (a moje miasto nie jest duze). widocznie masz wiekszy wplyw na ludzi niz Ci sie wydaje ;) pozdrawiam!"
OdpowiedzUsuńO tak, komentarze są świetne :D
OdpowiedzUsuń'Kasiuuu , co jesz w ciągu dnia? Powiedz nam, powiedz! Chcemy być Twoimi klonami!'
SUPER !!!!
OdpowiedzUsuńOczywiście zrobiłam :-)
Wyszło idealne - smaczne i nie kwaśne.
Polecam z czystym sumieniem.